Jakiś czas temu na półki księgarń trafiła książka, której tytuł brzmi jak manifest lewicowy: Zagrożenia i wypaczenia życia zakonnego. Tym bardziej zaskakuje tytulatura autora – przeor Wielkiej Kartuzji. Połączenie obu informacji rodzi poczucie kontrowersji, a zatem nie powinno dziwić, że już w pierwszych dniach od wprowadzenia książki do sprzedaży ciężko było zdobyć jakikolwiek jej egzemplarz papierowy. Sam musiałem czterokrotnie składać zamówienie, gdyż każdorazowo, nawet po opłaceniu, okazywało się, że ktoś mnie uprzedził. Po tych zawiłościach książka dotarła do mnie w piątek, a lektura poszła mi tak szybko, że we wtorek szukałem już kolejnej pozycji. Po prostu jest wciągająca i tak – kontrowersyjna, a mimo to przedmowę do niej napisał sekretarz Dykasterii do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego.
Fenomen autora i dedykacji
O ile cała lektura jest wyjątkowa, o tyle dwie rzeczy szczególnie warto uwypuklić, by podkreślić wagę książki. Jak zawarto we wstępie, gdy mnisi z Zakonu Kartuzów piszą jakiekolwiek dzieło, nigdy nie podpisują się z imienia. Tymczasem na okładce tej publikacji widnieje Dysmas de Lassus. Autor ujawnia się, aby treść miała twarz konkretnej osoby, biorąc tym samym odpowiedzialność za podjęcie śmiałego tematu. Intryguje także dedykacja, która kierowana jest do tych wszystkich, którzy odeszli z zakonu, a czasem i Kościoła. Dlaczego? Wątek ten będzie przewijał się przez całą książkę. Do wspólnoty, czy to zakonnej, czy seminaryjnej, wchodzą osoby młode, pełne ducha, zaangażowania i idei, a kilka lat, często niestety de-formacji, powoduje wielkie cierpienie, szczególnie gdy odejście staje się konieczne, bo oto cel, ku któremu się szło, nagle znikł, przyszłość straciła jasną barwę, a rzeczywistość sens:
Nawet jeśli już straciliście wiarę, Bóg nigdy nie zapomni, że kiedyś chcieliście poświęcić Mu życie.
O jakich zagrożeniach mowa?
Poza sekciarstwem i wykorzystaniem seksualnym autor podaje także: posłuszeństwo, ascezę, towarzyszenie duchowe oraz życie wspólnotowe, oczywiście odpowiednio je rozwijając. Z jednej strony ukazuje potrzebę prowadzenia skromniejszego trybu życia, by jednocześnie skontrastować ją ze spotkanymi realiami, w których przekracza się ludzką wytrzymałość, najczęściej psychiczną. Kardynał Müller w Listach o kapłaństwie stanowczo sprzeciwia się praktyce łamania sumień, która wciąż występuje w różnych ośrodkach formacyjnych, nierzadko w sposób nieuświadomiony. Do tego zjawiska odnosi się część o posłuszeństwie i hierarchii. Zaskakującym wątkiem jest kierownictwo duchowe, gdzie autor wykazuje, iż złe doradzanie czy próba trzymania na siłę we wspólnocie stanowią rażące wypaczenia. Jeden ze świętych powiedział, iż życie wspólnotowe jest dla niego pokutą. W tym wypadku reakcja na taki tryb życia jest zależna od charakteru, lecz gorzej, gdy zagrożeniem stają się najbliżsi – bracia i siostry. Powinni być wsparciem, a niejednokrotnie bywają kłodą na ścieżce lub solą w ranie. Potrafią doprowadzić do powstania skrajnych emocji, a jednocześnie blokować możliwość ich upustu. Również, co nie mniej istotne, można być samotnym, żyjąc we wspólnocie, czuć się opuszczonym, chociaż dookoła są ludzie. To tylko niektóre aspekty poruszane przez autora, które nie mają przestrzegać przed wstąpieniem na drogę powołania, ale służyć naprawie obecnego, niekiedy tragicznego stanu.
Co robić?
Na zakończenie autor przedstawia kilka narzędzi pozwalających znormalizować, czyli prowadzić ku charyzmatowi, wspólnoty zakonne. Niestety, najcześciej wymagana jest interwencja zewnętrzna, kojarzona z kontrolą, czyli w następstwie karą, co powstrzymuje zarówno od zgłaszania problemu, jak i podejmowania czynności sprawdzających, „aby nie robić smrodu”. Kiedy jednak, co zalecane jest w tej książce, spojrzy się z innej perspektywy – takiej, że wizytacja służy poprawie, a wszyscy powinniśmy chcieć stawać się lepsi – wtedy zupełnie inaczej i z pokorą odbiera się stawiane wymagania oraz rozumie, z czego wynika penalizacja.
Strach się bać!
Po lekturze czterystu stron tej niefikcyjnej treści, a wiarygodnego reportażu można utożsamić powołanie ze swego rodzaju wyrokiem. Jednak nie należy tak traktować daru łaski od Boga, który pragnie szczęścia swoich dzieci. Wszystkie bolesne rany, jakich doświadczają ci, „którzy chcieli oddać Bogu życie w wielkim uniesieniu miłości”, są skutkiem grzechu i zła. Stąd potrzebny był ostani rozdział, opowiadający o pięknie życia powołanych, którzy mogli doświadczyć realnej miłości wewnątrz zgromadzenia. To rozdział nawołujacy do życia Ewangelią, by sprowadzić wszystko na właściwe tory.
Nawet dęby się łamią
Całość konstrukcji tekstu domyka klamra w postaci aneksu, zawierającego świadectwo młodej kobiety, długo podnoszącej się z bolesnej drogi, na którą nie weszła sama, ale na którą ją sprowadzono. Wstępując do zgromadzenia, miała piękny obraz i chciała zgodnie z nim żyć, a spotkały ją twarde realia błędnych decyzji i cierpienia zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Fragment ten koreluje ze strofą otwierającą całe dzieło – powołany porównany jest tam do drzewa, które nie zostało wyrwane z korzeniami, gdyż są one w Bogu, ale złamane, gdy dążyło do góry, do Boga. Bardzo często, gdy ktoś odchodzi, wielu konstatuje: „nie miał powołania”. Jak wskazuje autor, odejście jest na tyle głębokim i intymnym doświadczeniem, że taka banalizacja to wielka krzywda dla odchodzących, bo rezygnacja dotyka najbardziej ich samych.
Nieme echo
Od lektury książki minęło już parę miesięcy, a niektóre fragmenty wciąż we mnie rezonują. Bolesne przypadki innych powołanych wyostrzają moje zmysły do uważności na choćby najmniejsze zagrożenia wypływające z formy życia wspólnotowego. Z całą pewnością jest to pozytywne zjawisko, gdyż dzieło spełnia swój cel – pomaga usłyszeć głos skrzywdzonych, zrozumieć cierpienie, naprawić mechanizmy i strzec się przed powtórzeniem popełnianych przez innych błędów.
Panie, daj nam odwagę, byśmy nigdy nie zgadzali się na to, czego nie sposób zaakceptować, i nie zamykali oczu i uszu, kiedy cierpisz, byś kiedyś nie musiał nam powiedzieć: "Ja jestem Jezus, którego milcząco pozwoliłeś wykorzystywać". Głęboka noc karygodnego milczenia dobiega końca i zbliża się świt. Pomóż nam nie opuszczać ramion, gdyż przed nami wciąż ogrom pracy.
Tekst pochodzi z kwartalnika Civitas Christiana nr 3 / lipiec-wrzesień 2023
/ab