Jan Paweł II wielokrotnie przemawiał w sprawach, które uznawał za fundamentalne. Nikt nie mógł się jednak czuć dotknięty jego słowami. Polski papież doskonale wiedział, że Ewangelia nie może być głoszona napastliwym językiem.
Prawdopodobnie to samo przekonanie znamionowało podejście Jana Pawła II do teologii wyzwolenia. Nie miał i oczywiście nie mógł mieć zastrzeżeń do samej idei „wyzwolenia”, ale zdecydowanie sprzeciwiał się marksistowskiej metodzie opartej o walkę klas.
Chrystus z karabinem na ramieniu
Polski papież zdawał sobie sprawę z niesprawiedliwości społecznej, ale za najlepsze remedium uznawał solidaryzm i miłość – zamiast przemocy i nieodłącznie związanej z nią nienawiści.
W pamięci mamy bardzo wiele obrazów pontyfikatu Jana Pawła II. Najczęściej polski papież uśmiechał się i kierował do ludzi przyjazne gesty. Jest jednak pewien szczególny obraz, być może nawet jedyny w swoim rodzaju. Widok Jana Pawła II, który grozi palcami klęczącemu mężczyźnie i w emocjonalny sposób udziela mu reprymendy. Papież próbował w ten sposób przekonać jednego z piewców tzw. teologii wyzwolenia w Nikaragui, by się nawrócił i uregulował swe stosunki z Kościołem. Z punktu widzenia Zachodu nie do pomyślenia było bowiem takie pomieszanie porządków, by ksiądz mógł pełnić funkcję ministra, a z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w tamtym przypadku.
Nie do pogodzenia z Ewangelią byłoby przejmowanie przez duchownych funkcji rządowych czy administracyjnych.
Niewątpliwie więc głównym powodem krytyki Jana Pawła II wobec zaangażowania duchownych w walkę z ubóstwem było upolitycznienie. Nie do pogodzenia z Ewangelią byłoby przejmowanie przez duchownych funkcji rządowych czy administracyjnych. W myśl najzdrowszej teologii – Kościół i państwo to dwa autonomiczne twory. Każdy z nich ma do spełnienia odrębne cele i każdy dysponuje odmiennymi instrumentami. Dla Kościoła celem jest zbawienie człowieka, a instrumentami słowo Boże i sakramenty, zaś dla państwa celem jest dobro obywateli.
Oprócz zaangażowania politycznego wyznawców teologii wyzwolenia charakteryzowała też – o zgrozo – skłonność do rozwiązań militarnych. W tym kontekście warto chociażby przywołać książkę Ryszarda Kapuścińskiego Chrystus z karabinem na ramieniu. Autor opisuje w niej m.in. losy kolumbijskiego księdza żyjącego wśród biednych chłopów latynoamerykańskich, który w sutannie, z karabinem poszedł walczyć do oddziału partyzanckiego i tam zginął.
Chrystus rewolucjonista
W latach 60. w Ameryce Łacińskiej pojęcie „kapitalizm” oznaczało niesprawiedliwość, a bogaci naprawdę uciskali biednych i za nic mieli ich godność.
We Wprowadzeniu do Teologii wyzwolenia G. Gutiérrez mówi: „Książka ta stanowi próbę refleksji opartej na ewangelii i na doświadczeniu ludzi zaangażowanych w proces wyzwolenia rozwijający się na uciskanej i wyzyskiwanej ziemi Ameryki Łacińskiej”. Autorowi chodziło o poddanie się sądowi Słowa Bożego, przemyślenie wiary, zwiększenie siły miłości oraz przedstawienie racji nadziei. Chodziło też o bardziej radykalne zaangażowanie.
Jak dowodzi Jacques Rollet, francuski teolog społeczny, zagadnienie wyzwolenia człowieka znalazło się w centrum uwagi latynoskich myślicieli głównie z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że człowiek i jego powołanie do zbawienia stanowi fundamentalną prawdę religii katolickiej. Po drugie – by utrzymać wiarygodność Kościoła w dzisiejszym świecie, należało zająć stanowisko wobec grzechu, nędzy, wyzysku i nowych form niewolnictwa, tak bardzo zależnych od struktur ekonomicznych, społecznych i politycznych.
Najistotniejszym momentem sporu czy kontrowersji związanej z teologią wyzwolenia jest pytanie: czy Kościół może być zwolennikiem działań rewolucyjnych? Czy Kościół popierający własność prywatną, którą uznaje za nierozłączny element ludzkiej godności, może być zwolennikiem pozbawiania bogactwa jednych i przeznaczania go na innych – na biednych?
Na pewno wybór Karola Wojtyły był opatrznościowy. Tę Bożą ingerencję można dostrzec choćby w tym fakcie, że polski papież pochodził z kraju, w którym marksizm był systemem skompromitowanym, a oczy wszystkich skupione były raczej na zachodnim kapitalizmie, który niewątpliwie różnił się od tego, co przeżywali biedni ludzie z Ameryki Łacińskiej.
Niemniej to papież Jan Paweł II w znacznym stopniu położył kres oficjalnemu poparciu dla teologii wyzwolenia wśród hierarchii Kościoła katolickiego oświadczeniem wygłoszonym w styczniu 1979 r., podczas wizyty w Meksyku. Powiedział wtedy: „ta koncepcja Chrystusa jako polityka, rewolucjonisty, jako wywrotowca z Nazaretu, nie zgadza się z nauczaniem Kościoła”. Wbrew pozorom próby upolitycznienia misji Chrystusa miały miejsce już w czasach apostolskich, kiedy niektóre stronnictwa religijne wyobrażały sobie, iż posłannictwo mesjańskie sprowadzi się ostatecznie do pokonania okupantów – Rzymian.
Nieśmiertelny Marks
Stosunek Jana Pawła II do teologii wyzwolenia dobrze ilustrują poczynania Stolicy Apostolskiej w tym względzie. W 1996 r. do Meksyku udał się ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Joseph Ratzinger. Podczas spotkania z biskupami przestrzegał przed teologią wyzwolenia, która – jak podkreślił – może prowadzić do przemocy. Wprawdzie nie odciął się od problemów podejmowanych przez teologów wyzwolenia, ale za jedyną drogę do ich rozwiązania uznał Ewangelię.
Na większą uwagę zasługuje dokument opublikowany w 1984 r. Kongregacja Nauki Wiary ogłosiła wtedy Instrukcję o niektórych aspektach teologii wyzwolenia. Znalazła się w niej kolejna przestroga, że marksistowska teoria „walki klas” i dopuszczanie przemocy w walce o społeczną sprawiedliwość jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem i nauką Kościoła, który ma naturę transcendentną. Stąd ostrzeżenie przed „wykorzystywaniem religijności ludu do przedsięwzięć rewolucyjnych”.
W punkcie 11 Instrukcji czytamy: „Stosowanie do dzisiejszej rzeczywistości gospodarczej, społecznej i politycznej schematów interpretacyjnych zapożyczonych z myśli marksistowskiej, na pierwszy rzut oka może wydawać się poniekąd słuszne o tyle, o ile sytuacja niektórych krajów jest analogiczna do tej, jaką Marks opisywał i wyjaśniał w połowie ubiegłego wieku. Opierając się na tych analogiach, dokonuje się uproszczeń, które – pomijając specyficzne i istotne czynniki – uniemożliwiają faktycznie naprawdę ścisłą analizę przyczyn nędzy i podtrzymują zamęt”.
Zmierzch teologii wyzwolenia?
W Ameryce Łacińskiej mówi się o końcu teologii wyzwolenia. Zdaniem agencji Reutera jest to związane ze starzeniem się misjonarzy europejskich i północnoamerykańskich. To właśnie oni, począwszy od lat 60. ub. w., przywozili tu ze sobą pomysły zachodnich teologów, by łączyć Marksa z Ewangelią. Napływ misjonarzy ustał na dobre w latach 90., a wraz z tym zaczęły też obumierać rewolucyjne idee. Brak kapłanów z zagranicy ma jednak również negatywne strony. Rodzimi duchowni nie zawsze znajdują w sobie dość odwagi, by otwarcie mówić o plagach społecznych, przestępczości czy korupcji, boją się bowiem o własne rodziny, które mogą się stać łatwym celem odwetu. W amazońskim stanie Pará trzem z trzynastu tamtejszych biskupów grozi śmierć ze strony gangów czerpiących zyski z dziecięcej prostytucji. Wszyscy prześladowani biskupi są obcokrajowcami. Żaden z nich nie wychodzi z domu po zmierzchu, a pochodzącemu z Austrii bp. Erwinowi Kräutlerowi zawsze towarzyszy uzbrojona ochrona.
Tak więc aby zrozumieć mechanizm, dzięki któremu mieliśmy do czynienia z powstaniem teologii wyzwolenia, trzeba uwzględnić szereg czynników społecznych i politycznych, które znamionują Amerykę Łacińską. Niewątpliwie jednak Jan Paweł II miał rację w krytyce marksizmu. O ile bowiem nie ma na świecie bogatego państwa opartego o socjalizm, o tyle kraje opierające swe systemy o chrześcijańskie myślenie w duchu zasady solidarności i pomocniczości osiągnęły bardzo wysoki poziom rozwoju. Przykładem mogą być kraje europejskie, szczególnie te stowarzyszone w ramach Unii Europejskiej, czerpiącej od zarania swych dziejów inspirację z chrześcijaństwa.
Ks. dr Marek Łuczak/kw