Jezus Pasterzem, a my Jego owcami. Często powtarzamy to zaczerpnięte z Ewangelii porównanie. Czy jednak rzeczywiście czujemy się chrystusowymi owcami? Owce z natury swojej pozostają nieustannie wrażliwe na głos swojego pasterza. Czy faktycznie mogę o sobie powiedzieć, że słucham głosu Pana?
Sielski widok całego stada pasących się owiec, a pośród nich pasterza, który jednym słowem, jednym gestem powoduje poruszenie owiec, utrwalił mi się w pamięci od pierwszej wizyty w górach. Dlaczego tak się dzieje? Przecież mogłyby te wszystkie owce rozbiec się w rozmaitych kierunkach. Jednak owce wiedzą, że dzięki posłuszeństwu wobec pasterza są bezpieczne, że on nad nimi czuwa. Nie tylko zapewnia im pokarm na trawiastych pastwiskach, ale też chroni przed drapieżnikami. Kiedy przekładam sobie to na płaszczyznę medytowania Ewangelii porusza mnie trafność tego chętnie używanego przez Chrystusa porównania. On Pasterz, my owce.
Jezus jako nasz Pasterz rzeczywiście zapewnia nam wszystko. Zarówno pokarm jak i bezpieczeństwo. Mało tego, On idzie znacznie dalej, bo On jako jedyny może nam zaoferować zbawienie i życie wieczne w pełnym szczęściu. Jego realna obecność w Eucharystii jest dla nas pokarmem, a moc chrztu świętego broni nas od zła. Wszystkie zresztą sakramenty są niejako narzędziami, dzięki którymi możemy bezpiecznie i w obfitości przeżywać własne życie.
Ewangelia czwartej niedzieli paschalnej stanowi zachętę dla mnie, abym mógł odnajdywać się w relacji z Jezusem, jako jego owca. To nie tylko zachęta do posłuszeństwa, jakie owca zachowuje wobec pasterza, ale i zaufanie. Z tego zaufania wzrasta we mnie przekonanie, że słuchając głosu Pasterza nie trafię na życiowe manowce. Moja relacja z Jezusem ma charakter nierozerwalny, bo rzeczywiście nikt i nic nie może mnie wyrwać z Jego ręki, jeśli tylko trwam w owczarni. Bycie owcą jest jednocześnie byciem częścią stada. To wspólnota z innymi owcami, bo jak podpowiada mądrość Kościoła Panu Bogu spodobało się zbawiać ludzi nie pojedynczo, ale we wspólnocie.
/mdk