Wielki Post jest znakomitą okazją do refleksji nad naszą wiarą. Jest wszakże okresem oczekiwania na najważniejsze z chrześcijańskich świąt, tak bolesne i radosne zarazem. Proponuję Czytelnikom, choćby w telegraficznym skrócie, pochylenie się nad tym, jak niegdyś wyglądały praktyki postne w Kościele katolickim.
Od lat 60. XX wieku przepisy kościelne stawały się coraz łagodniejsze. Wielu dostrzegało w tym skupienie się na wewnętrznym przeżywaniu postu. Prymas Wyszyński otwierając w 1967 r. rekolekcje dla nauczycieli mówił: „Wielki Post! Kościół posoborowy bardzo pogłębia jego pojmowanie. O ile dotychczas skłonni byliśmy uważać Wielki Post głównie za umartwienie ciała, ograniczając go niekiedy do wstrzemięźliwości w pokarmach, to dzisiaj Kościół święty wymaga od nas nie tyle zewnętrznych oznak pokuty, ile raczej serca skruszonego, skierowanego ku Bogu, który jest Miłością.” (Warszawa, 9 marca 1967 r.).
Nie można się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Najostrzejszy nawet post, bez ofiarowania go Bogu, nie ma znaczenia. Równocześnie odpowiednio przeżywane umartwienia mogą nas zbliżać ku Stwórcy. Jest to praktyka naturalna dla człowieka, pytanie tylko o kierującą nami motywację. Od kilku lat funkcjonuje dieta znana jako post przerywany (ang. Intermittent fasting). Nie wchodząc w szczegóły, jak i w dyskusje dotyczące skuteczności, polega ona na niejedzeniu w określone dni tygodnia. Dla naszych rozważań kluczowe jest ukazanie, że w dzisiejszym świecie ludzie nadal gotowi są odmawiać sobie jedzenia dla „wyższego celu”. Tyle, że dziś motywacją nie jest już Pan Bóg, a smukłe ciało. W jakim świetle stawia to katolików, którzy nie pamiętają już zupełnie o praktyce postu, czy często z byle powodu nie przestrzegają piątkowej wstrzemięźliwości od pokarmów mięsnych? Jeśli tak radykalny post może być prowadzony bez wiary, to co powstrzymuje nas, wierzących? Czy nie jest to wezwaniem dla nas? Osobnym tematem pozostaje post eucharystyczny, który niegdyś liczony był bezwzględnie od północy, a dziś, skrócony do godziny, często nie jest przestrzegany i rzadko się o nim przypomina.
Post w dokumentach kościelnych pozostaje obok modlitwy i jałmużny podstawowym sposobem uświęcania siebie i świata (por. KKK 1438). Sam Chrystus podkreślał jego wielkie znaczenie, mówiąc, że niektóre demony „można wyrzucić tylko modlitwą i postem” (Mk 9,29). Matka Boża w objawieniach fatimskich prosiła o środy i piątki o chlebie i wodzie.
Katalog praktyk postnych, który możemy odnaleźć w depozycie Kościoła, jest bardzo szeroki. Wspomnę tylko o niemal już niepraktykowanym okresie przedpościa. Mało znana jest także tradycja suchych dni, wywodząca się z pierwszych wieków. Obchodzono je kwartalnie, na początek każdej z pór roku. Była to środa, piątek i sobota, w które obowiązywał post ścisły a w liturgii w sposób szczególny odnoszono się do Męki Pańskiej.
Jeśli spojrzymy na historię Polski, to choćby we wspomnieniach z Kresów jeszcze na przełomie XIX i XX wieku pojawiają się opisy bardzo rygorystycznego postu. Szczególnie dotyczyło to ludności wiejskiej, która przez cały Wielki Post jadła bardzo skromnie i bez pokarmów pochodzenia zwierzęcego. W Wielkim Tygodniu jadano tylko raz dziennie, w Wielką Środę i Wielki Piątek jedynym pożywieniem była kromka chleba i szklanka herbaty. Wielu z własnej decyzji nie jadło nic przez cały Wielki Tydzień. Ówczesne przykazania kościelne na Wielki Post wyznaczały post ścisły w Środę Popielcową i Wielki Piątek (identycznie jak obecnie) oraz we wszystkie piątki i soboty. Od poniedziałku do czwartku obowiązywał post ilościowy, czyli jeden posiłek do syta (w Polsce tradycyjnie jako jedyny podawany z mięsem) oraz dwa mniejsze. Tylko niedziele w Wielkim Poście były wolne od ograniczeń. Widzimy zatem, że jeszcze całkiem niedawno okres przygotowania do Wielkanocy wiązał się ze znacznie większymi wyrzeczeniami. Wzorowanie się na nich, poparte nastawieniem, o którym mówi w cytowanym na początku tekście prymas Wyszyński, z pewnością przysłużą się owocnemu przeżywaniu 40 dni oczekiwania.
Co trzeba koniecznie podkreślić: wymienione praktyki dziś nie są już obowiązkowe. Z drugiej strony trzeba przypomnieć, że nigdy nie zostały zakazane. Można zatem śmiało z nich korzystać. Wydaje się, że narzucenie sobie rygorystycznego postu może stać się wymownym znakiem sprzeciwu przeciw szaleństwu konsumpcjonizmu. Poza tym warto czasami dać od siebie coś więcej, by nie stać się przywołanymi w przypowieści sługami bezużytecznymi, którzy wykonali tylko to, co im nakazano.
Tekst ukazał się w miesięczniku Civitas Christiana nr 3/2019
/mz