Czy warto pielgrzymować? Jest to pytanie retoryczne. Fenomenu pielgrzymowania nie zrozumienie ten, kto nie brał w nim udziału. Radość pielgrzymowania pochodzi od Boga, który napełnia swoją łaską wędrujących ku Niemu.
Pielgrzym pokonujący drogę, często w trudach, przy niesprzyjającej pogodzie, odkrywa własną tożsamość. Wszyscy jesteśmy w drodze. Pielgrzymka, ta określona na kilka – kilkanaście dni, przypomina o wymiarze eschatologicznym całego naszego życia. Pokazał to nasz święty papież, którego życie było obrazem pielgrzyma zdążającego do domu Ojca i spotykającego na swojej drodze bliźnich. Można mówić o mistycznym pielgrzymowaniu Jana Pawła II, które przyniosło owoce w postaci zbliżenia wielu braci do Chrystusa.
Pielgrzym, idący do wyznaczonego, zaznaczonego na mapie celu, stopniowo dochodzi nie tylko do danego miejsca, ale również do głębi własnego jestestwa. Odkrycie własnego «ja» nie jest wpisane w program jego wędrówki, ale osoba podejmująca trud drogi nieraz zdaje sobie z tego sprawę. Mówi się o rekolekcjach w drodze, o wewnętrznym dochodzeniu do źródeł swojej tożasamości. Chrześcijanin odkrywa powołanie do umiłowania Boga i bliźniego na sposób bardziej spotęgowany, mocniejszy, i podczas wędrówki, o ile nie podejmuje jej sam, ma ku temu spore możliwości. Grupa pielgrzymkowa daje szansę na zbliżenie do współuczestników drogi, na wzajemną pomoc i nawiązanie więzi. Odpowiednia podbudowa refleksyjna, czy raczej modlitewna, towarzysząca pielgrzymkom, w szczególności pieszym, pozwala na zrozumienie własnego postępowania w świetle Ewangelii. Wyzbywanie się egoizmu, samolubstwa, dość mocno zadomowionego w życiu codziennym, który w drodze nie ma racji bytu, rodzi wśród uczestników wędrówki żywe i prawdziwe zainteresowanie drugą osobą, wspieranie się nie tylko słowem, ale i drobnym czynem, wreszcie możliwość świadczenia o obecności Boga w naszym życiu. Szlachetne postawy kształtują się zwłaszcza u młodych ludzi – ku zadowoleniu rodziców – którzy podejmują się trudu drogi. Potem ich droga życiowa jest prostsza, niejako uszczuplona o kłopoty związane z burzliwym wiekiem dorastania. Osoby dojrzałe odkrywają w sobie na nowo pokłady życzliwości, które trzymały jakby w ukryciu, z dala od ludzi. Odżywają więzi przyjaźni i braterstwa. Oczywiście założeniem jest zmiana na lepsze własnego życia, które chciałoby się konstruować zgodnie z nauczaniem Kościoła katolickiego. Pielgrzymka może w tym pomóc. Porządkowanie własnego wnętrza łączy się z procesm nawrócenia, odchodzenia od tego, co jest przeciwne woli Bożej.
O radości franciszkańskiej, obecnej również podczas pielgrzymowania w grupach kapucyńskich, słyszało wielu. – Święty Franciszek chciał być na ziemi pielgrzymem. To właśnie on, biorąc na serio słowa Ewangelii, dokonał w Kościele wielkiej reformy i zapoczątkował nowy styl życia – mówi o. Wojciech Gwiazda, gwardian klasztoru Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Orchówku.
Święty Franciszek w 1208 r., uczestnicząc we Mszy św. w kościele Matki Bożej Anielskiej (Porcjunkuli), usłyszał słowa Ewangelii: Idźcie i głoście: „Bliskie już jest królestwo niebieskie” (…) Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów. Nie bierzcie na drogę torby ani dwóch sukien, ani sandałów, ani laski! (Mt 10,7; 9-10). Odczytał te słowa jako swoje powołanie.
Zakonnicy nie mają domu, są w drodze – mówi o. Gwiazda. – Dzisiejsze zmiany miejsca posługi wśród naszych braci, co 3 lub 6 lat, mają źródło w życiu naszego patrona. Pokazuje to, że człowiek nie ma swojego miejsca na ziemi, ale ciągle jest w drodze do Boga, do Nieba. Zakonnicy, nie mając nic swojego, ani klasztoru, ani pieniędzy, chcą być tak jak ich święty założyciel alter Christus. Pobyt na ziemi to tylko etap wędrówki, to nie jest nasze miejsce.
Współczesne pielgrzymowanie, zdaniem o. Wojciecha Gwiazdy, ma wymiar pokutny, związany z trudami podróży, odizolowaniem się od najbliższych, opuszczeniem domu rodzinnego i przemieszczaniem się. O swojej pierwszej pielgrzymce pieszej na Jasną Górę, jako 17-latka zaangażowanego w ruch Światło-Życie, ojciec opowiada:
– We czwórkę wyjechaliśmy z Lubartowa, skąd pochodzę, do Warszawy, aby z centrum, z klasztoru Kapucynów przy ul. Miodowej wyruszyć w grupie kapucyńskiej do Częstochowy. Pamiętam bardzo męczący pierwszy dzień przejścia z centrum Warszawy do Raszyna: upał, nagrzany asfalt, duży ruch samochodowy wokół i mało postojów. Po pierwszym dniu, gdy późnym wieczorem udaliśmy się na spoczynek, usłyszeliśmy przez sen dźwięk trąbki o godzinie 4 rano, wzywającej na pobudkę. Myśleliśmy, że ktoś żartuje – przecież dopiero co poszliśmy spać, a już nas budzą. Po kwadransie kolejny dźwięk jako sygnał do wymarszu. Wyjrzeliśmy z namiotu, wokoło pusto, nikogo nie ma. W biegu, w półśnie spakowaliśmy bagaże i dołączyliśmy do grupy. To było naprawdę trudne i bardzo pokutne doświadczenie pielgrzymowania. Potem, już jako kapłan, dwukrotnie prowadziłem pieszą pielgrzymkę kapucyńską z Gorzowa. Z tego, co mi opowiadali pielgrzymi, w grupach kapucyńskich panuje dobry duch, zaznacza się radość franciszkańska. Myślę, że to kwestia formacji i naszego życia. W ostatnich latach, podczas mojej posługi w orchowskiej parafii, organizowałem m.in. wyjazdy pielgrzymkowe do Rzymu i Ziemi Świętej. Inspirowali mnie ludzie, niekoniecznie zamożni, którzy chcieli odbyć taką podróż, często jak sami mówili – podróż swojego życia. Po wyjazdach do Rzymu w 2013 i 2014 r., kiedy ze strony parafian padła propozycja odwiedzenia Ziemi Świętej, bardzo szybko zapełniła się lista osób gotowych na taki wyjazd. W Jerozolimie pięknie przeżywaliśmy Drogę Krzyżową. Miała ona także wymiar pokutny ze względu na przechodzenie obok turystów, gapiów i handlujących różnymi towarami, którym blokowaliśmy dostęp do ich straganów. Z kolei doświadczenie jedności z Kościołem powszechnym i umocnienie, a przede wszystkim wyznanie wiary dokonywało się przez nas, pielgrzymów, w wielu miejscach, ale szczególnie wybrzmiało w kościółku Prymatu św. Piotra, niedaleko jeziora Genezaret, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie św. Piotr wyznał wiarę w Jezusa. Jakże wymownie brzmiały tu wypowiadane przez pielgrzymów słowa Wierzę w jednego Boga… Podobnie w miejscu rozmnożenia chleba i ryb oraz na jeziorze Genezaret, gdzie przy śpiewie Barki, często z wielkim wzruszeniem, a nawet ze łzami w oczach ludzie doświadczają łaski umocnienia i pogłębienia swojej wiary.
Inny wymiar mają pielgrzymki śladami wielkich postaci, np. św. Jana Pawła II. Wyprawy te, szczególnie do naszego kraju, chętnie podejmują mieszkańcy Europy Zachodniej. Turystyka religijna, choć zawiera takie elementy, jak ciekawość poznania nowych okolic czy twórczy wypoczynek w grupie, jest dużo szerszym pojęciem. Podejmując wyprawę „na drogach papieskich”, pielgrzymi zgłębiają nauczanie Jana Pawła II. Wielu z nich pamięta naszego Rodaka z jego pielgrzymek, a teraz mają sposobność, aby kroczyć za nim i wraz z nim. A drogi Jana Pawła II prowadziły do Ojca. Pielgrzymi, mając tego świadomość, silniej doświadczają swojej wiary. Poznając Polskę, starają się zrozumieć Polaków – dzięki Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II.
Marie i Michel Odile – małżeństwo z Francji – opowiadają: – W Częstochowie zanurzyliśmy się w pobożność ludu, której nie można zapomnieć. W warszawskim kościele św. Stanisława Kostki, gdzie spoczywa ks. Jerzy Popiełuszko, odczuliśmy dążenie człowieka i narodu do wolności, nieodłącznej od wiary. W Niepokalanowie Maksymiliana Kolbego oddychaliśmy prostotą wiary tego człowieka. Pielgrzymowanie rzeczywiście porusza, wówczas niejako wcielamy przesłanie Chrystusa i Jego uczniów. Jest to okazja do odczuwania nowego podejścia do modlitwy i pobożności. W Polsce byliśmy poruszeni widokiem klęczących ludzi i wiarą oraz wiernością Bogu Polaków w ich historii. Pielgrzymowanie to także odkrywanie uniwersalizmu chrześcijaństwa w jego różnicach.
Doświadczeniem pielgrzymowania do naszego kraju podzieliła się także Francuzka Jocelyne Genton, która wyznała: – Odkrywając Polskę, odkryłam kraj, który miał chwalebną i bolesną przeszłość. Polska ukazała mi się jako silna i wyjątkowa. Sanktuarium w Częstochowie, Kalwaria, Kraków pozwoliły mi zrozumieć, dlaczego Polska jest jedym z najbardziej katolickich krajów na świecie. Pogłębiłam swoją wiarę i cześć dla Dziewicy Maryi, która broniła Polski, jednocząc serca wszystkich Polaków w burzliwej historii ich narodu. Sanktuarium Bożego Miłosierdzia ukazało mi, że Bóg czyni rzeczy nowe, że ból może być owocny, a nadzieja może przetrwać mimo wszystko. Ta pielgrzymka doprowadziła mnie oczywiście do wielkiego papieża, jakim był Jan Paweł II, Karol Wielki współczesnych czasów. Ponowne odczytywanie jego pism, modlenie się jego modlitwami, odwiedzanie miejsc związanych z jego życiem zaprowadziło mnie na drogę Kościoła. Pielgrzymka do Polski nie pozostawiła mnie nieporuszoną. Tyle cierpień, świadectw czystej wiary, spotkanych wielkich postaci ugruntowało mnie w wierze katolickiej, co doprowadziło do naśladowania Chrystusa i kroczenia z Nim na drodze Męki i Zmartwychwstania.
Pielgrzymowanie, chociaż naznaczone trudem, jest radosnym wędrowaniem i poznawaniem woli Bożej.
Joanna Szubstarska
pgw