Zwyczajowo w kościołach katolickich w piątą niedzielę wielkopostną, nazywaną także „czarną” niedzielą, zakrywa się postać ukrzyżowanego Jezusa na wszystkich krucyfiksach fioletową tkaniną. To wspomnienie czasów, kiedy liturgiczne opisy męki Pańskiej i kazania pasyjne budowały tak wyrazisty i intensywny nastrój grozy cierpienia chrystusowego, że ludziom zdarzało się mdleć na widok Ukrzyżowanego.
Dziś wydaje się, że obrazy cierpienia ludzkiego, wszechobecne w przestrzeni medialnej nieco oswoiły nas z tym widokiem. Jednakże nadal aktualne pozostaje dla nas wezwanie, by wejść w sferę ciemności, jaką przynosi ten postny czas. Czerń osamotnienia, choroby, trudności życiowych, czy powikłanych relacji. Proszę Cię, wejdź tam!
Ale po co właściwie mamy tam wchodzić? Przecież ciemność to lęk, chodzenie po omacku i niepewność, czy odnajdzie się drogę powrotną. Cóż, wydaje się, że trzeba tam wejść, aby te ciemności nas nie pogrążały, aby nie powodowały, że mają coraz większy, mroczny wpływ na nas. Dlatego trzeba w nie wejść. Ale jest jedno zastrzeżenie. Nie wolno tam wchodzić samemu. Nie wolno zderzać się z własnymi mrokami sam na sam.
Usiądź spokojnie. Przywołaj sprawy, rzeczy, wydarzenia i osoby, które są Twoim mrokiem. Przypatrz się temu wszystkiemu z dystansu. Oceń skalę tych zjawisk. Nie wchodź w nie od razu, nie próbuj zagłębiać się w nie i je analizować. Zwyczajnie, w prostych słowach pokaż je Jezusowi. Powiedz z ufnością: „Zobacz Panie, to wszystko mnie przeraża i przerasta. Widzę, że ta czerń gęstnieje i pogrąża mnie. Czuje, że muszę się z tym zmierzyć, zanim mnie pochłonie. Proszę Cię Jezu, wejdź tam ze mną”. I wtedy uchwyć się szaty Jezusa, albo Jego dłoni, jak ostatniej deski ratunku. I wejdź w ciemność. Tym razem nie sam, ale z Tym, który może wszystko.
Rzeczywiście zmieni się wszystko, bo On jest światłością. Z Jego perspektywy te wszystkie mroki wyglądają inaczej. Już nie tak strasznie. Nagle pojawiają się nowe drogi, sposoby rozwiązań i przede wszystkim nadzieja, że wszystko będzie dobrze. On uzdrawia i uwalnia przede wszystkim od paraliżującego lęku. Tak jak uwolnił od lęku i dał nadzieję sponiewieranej jawnogrzesznicy z dzisiejszej Ewangelii. Okazało się, że jak przyszło co do czego nikt nie śmiał jej potępić, ani tym bardziej jej ukamienować, a przecież wszystko wskazywało na to, że tak za chwilę się stanie. Jezus uwolnił ją od nadgorliwych prześladowców i wlał w jej serce nadzieję - „i Ja cię nie potępiam”. Dał jej też konkretne wskazanie jak unikać na przyszłość mrocznych sytuacji – „idź i nie grzesz więcej”, bo faktycznie grzech jest najpoważniejszym z mroków.
Wejdź z Jezusem w swoje mroki, rozpoznaj je i razem z Jego łaską rozświetlaj. Zobaczysz, naprawdę wszystko będzie dobrze.
/mdk