Książka jest szczerą opowieścią o pełnej zawirowań, pęknięć i bezdroży wędrówce młodego człowieka do odnalezienia istoty życia. Jesteśmy świadkami szukania po omacku, na przekór światu opartemu często na niesprawiedliwych schematach, pozorach i ułudzie, z którymi młody chłopak się nie zgadza. Rozczarowanie rzeczywistością, które po raz pierwszy znajduje ujście w wypalonym w wieku 14 lat joincie, po latach ma finał w wannie wypełnionej krwią.
Jest rok 1974. Maciek jest świeżo po rozstaniu swoich rodziców i wyprowadzce wraz z matką i siostrą do innego miasta. Ma trudności z wejściem w nową grupę rówieśniczą. „Przytłaczająca betonowa pustynia, wszechogarniające kłamstwo” – tak w skrócie jawi się jego rzeczywistość osadzona w jednym z blokowisk w Tychach na Śląsku. Ukojenie znajduje początkowo w muzyce Dżemu. Poznaje osobiście wokalistę tej grupy, Ryśka Riedla, który jest jego idolem. Nastolatek otwiera się stopniowo na nowe horyzonty (nie)świadomości, wywoływane kolejno przez marihuanę, następnie LSD, ecstasy, grzyby halucynogenne. W inny świat przenosi go nie tylko dym, w którym układa wzory i marzy, ale też seks i alkohol, na krótko czyniące go wolnym.
I tak właśnie żyliśmy my – ja i M. Dwoje bardzo wrażliwych ludzi. Nie potrafiliśmy żyć w realnym świecie. Układaliśmy wzory z dymu.
Z czasem poszukiwania idealnego stanu świadomości poprowadziły młodego mężczyznę po bezdrożach eksperymentów okultystycznych duchowości New Age, m.in.: hinduskiej medytacji i praktyk oddechowych, buddyzmu Diamentowej Drogi, huny, reiki, metody Silvy, astrologii i numerologii, tai-chi, radiestezji czy jogi i innych… Sporo tego. Swoista wędrówka przez Morze Czerwone – jak ją określa Maciej Sikorski – ma tragiczną kulminację w wannie wypełnionej gorącą wodą, zabarwioną na czerwono przez krew wypływającą z rozciętych żył chłopaka.
Przez długi czas byłem atakowany w nocy. Ktoś mnie dusił. Było to okropne uczucie. Traciłem oddech, dusiłem się, nie miałem czym oddychać. Na ratunek przychodziła wtedy modlitwa.
Ta książka to jednak nie sama demonstracja działania złego, ani tylko próba zrozumienia młodzieżowego buntu z muzyką Dżemu i ciekawymi wątkami znajomości z Ryśkiem Riedlem w tle. To nie tylko upadek (a raczej szereg upadków), po którym autor wyznaje: „Byłem w piekle. Nie polecam”. To nie tylko przestroga przed tzw. miękkimi narkotykami i błędnym przekonaniem, że joga to jedynie rodzaj gimnastyki. To przede wszystkim głębokie świadectwo osobistej historii zbawienia, która dokonała się w Chrystusie. Do historii wyzwolenia Izraelitów z Egiptu autor przyrównuje wyprowadzenie go z niewoli, którą sam sobie zafundował, a która zaprowadziła go nieomal do granic obłędu ocierającego się o samobójczą śmierć. Bóg sam go odnalazł i ocalił.
Mając 33 lata, Jezus Chrystus umarł, abym mógł żyć. Mam 33 lata, żyję.
To także opowieść o ustawicznym, nie zawsze prostym, ale dającym realne spełnienie i pokój, uczeniu się bezwarunkowego przylgnięcia do Chrystusa w codziennych sprawach. Rozeznanie i pogodzenie życiowych priorytetów, relacja małżeńska i wychowanie dzieci, zepsute auto, brak pracy, w sytuacji gdy przed świętami pusto w lodówce… Niezwykłe obroty trudnych sytuacji, niespodziewanie przychodzące rozwiązania kłopotów dzięki współpracy z Bożą łaską. Od autora otrzymujemy sposobność przepracowania wraz z nim całego procesu jego osobistego nawrócenia, jak pisze: „Postanowiłem w końcu ulżyć sobie i pokazać prawdę o tym, kim byłem i kim się stałem. Z wdzięczności dla Niego. Ku przestrodze dla innych”. Osobiste wyznania Macieja Sikorskiego utwierdzają nas w ewangelicznym zapewnieniu, że Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia (Flp 4,13).
Maciej Sikorski jest obecnie instruktorem teatralnym, pomysłodawcą i założycielem teatru „EXIT”, działającego przy Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika” w Krakowie. Autor i jeden z wykonawców 11-odcnikowego widowiska „Historia Polski według dzieci”. Jest pomysłodawcą katechezy multimedialnej „Szukałem siebie, znalazłeś mnie”, w której także występuje. W ramach Fundacji Budzenia Pasji realizuje liczne projekty kulturalne i edukacyjne. Prowadzi blog „EXIT” na stronach „Gościa Niedzielnego”. Mąż Aliny i szczęśliwy ojciec sześciorga dzieci na ziemi i jednego w niebie.
Marcin Kluczyński
mk