Sycylia – wyspa wielu twarzy o jednym rodowodzie

2022/05/27
Sycylia C
Fot. Emilia Bernaciak

Pierwszym skojarzeniem z tą największą z włoskich wysp jest „Ojciec chrzestny”. W większości sklepów z pamiątkami możemy więc znaleźć magnesy czy koszulki z wizerunkiem słynnego mafiosa. Na magnesach dominuje coś jeszcze, mianowicie grecka kultura. A przecież jesteśmy we Włoszech…

Na początku rozczarowanie

Wybierając Sycylię jako cel podróży, nie zastanawiałam się zbyt wiele nad tym, co można tam zobaczyć. Plan był prosty: wynająć samochód, zwiedzić kilka miasteczek i wrócić. Razem z moimi współtowarzyszami zarezerwowaliśmy pierwsze noclegi i ruszyliśmy poznawać nowe tereny.

Z opisów Katanii, czyli jednego z większych miast wyspy, wynikało, że nie ma ona nic do zaoferowania. Zniechęcenie nie jest jednak dobrym motywatorem podróży, więc nie nastawiając się negatywnie, odkryliśmy, że… faktycznie. Spędziliśmy tam jedną noc, ponieważ lądowaliśmy na tamtejszym lotnisku, i jeden wieczór na jej poznanie w zupełności nam wystarczył. Zadziwiające, że w Katanii jest wyjątkowo mało miejsc parkingowych, a na ulicach brud. Mimo chaosu i ciemnych uliczek warto jednak zahaczyć o plac Katedralny czy też zobaczyć Operę Belliniego.

Rozczarowani pierwszym odwiedzonym miastem ruszyliśmy wzdłuż wybrzeża do Syrakuz, po drodze zatrzymując się na kawę w małym miasteczku Augusta. Tu po raz pierwszy i nie ostatni zjedliśmy sycylijski przysmak – arancini. Jest to dość prosta potrawa: kulka ryżowa zawierająca mielone mięso, która potrafi nasycić na pół dnia. Dowiedzieliśmy się także o wizytówce wyspy – cannoli, czyli rurce wypełnionej słodkim serkiem. Jednak spróbowawszy jej kilka dni później, stwierdziliśmy, że jest ona zbyt słodka.

„Grecka rzymskość”

Tutaj należy się zatrzymać nad sformułowaniem „zabytki grecko-rzymskie”. Najprostszym sposobem opisania historii tej wysypy będzie takie zdanie: Sycylia to włoska wyspa, którą w starożytności zamieszkiwali Grecy, którzy następnie zostali podbici przez Imperium Rzymskie. Po jego upadku najechali ją Arabowie, po czym powstało Królestwo Sycylii. I to widać.

Kompleks, który odwiedziliśmy, składał się z teatru rzymskiego, amfiteatru greckiego, grobowców, a także Ucha Dionizosa. Teatry i amfiteatry w mniejszym lub większym stopniu ogląda się na zdjęciach, więc skupię się na tych bardziej intrygujących miejscach. Ucho Dionizosa to tak naprawdę jaskinia o dość charakterystycznym kształcie. I ten kształt sprawia, że akustyka działa tam cuda. Mówiąc coś, mamy wrażenie nie jaskini, ale dobrze nagłośnionej sali, która oddaje czysty dźwięk, nie wyciszając, jak czyni to zwykłe echo, żadnej części słowa. Mówi się, że w starożytności przetrzymywano tam więźniów, ponieważ łatwo było podsłuchać ich rozmowy.

Kolejną atrakcją były grobowce, dzięki którym – trzeba przyznać – w ogóle zdecydowaliśmy się na wizytę. Miał się tam znajdować grób Archimedesa, o czym informowały wszystkie strzałki i Internet. Już wcześniej mieliśmy wątpliwości, czy ten grób, na którym symbolicznie miała znajdować się kula, naprawdę istnieje. Nie byliśmy więc bardzo rozczarowani, gdy się okazało, że to po prostu pozostałości miejscowych katakumb, do których nieszczególnie można podejść. Wątek katakumb pozostał z nami w dalszej części wycieczki.

Głowy, czekolada, katakumby i…

Siedząc w jednej z licznych restauracji, zwróciliśmy uwagę na przewijający się wątek głów. Głów-doniczek. Pchnięci ciekawością, postanowiliśmy się dowiedzieć, o co chodzi. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o legendę. Jest ona dość krwawa, więc nie będę przytaczać jej w całości, ale faktycznie na jej końcu głowa pewnego kochanka stała się doniczką na bazylię (dla ciekawych: chodzi o legendę o Teste di Moro). Trzeba przyznać, że Sycylijczycy do dziś kultywują tradycję ceramicznych głów. Tym razem jest to tradycja arabska.

Powróćmy do wątku katakumb. Okazuje się, że jest ich sporo na terenie całej Sycylii i są one dość charakterystyczne. Wykute w skałach wejścia w kształcie prostokątów były miejscem spoczynku wielu rodzin. Na przestrzeni wieków właściwie wszystkie grobowce zostały splądrowane. Niemniej ich widok jest na tyle fascynujący, że nie mogliśmy pominąć całkiem bliskiego Syrakuzom kompleksu Necropoli di Pantalica. W znajdującym się tu wąwozie na różnych wysokościach rozmieszczonych jest tysiące grobowców. Idąc wyznaczonym szlakiem, do kilku można wejść, ale też w oddali widać takie, do których bez odpowiedniego sprzętu do wspinaczki trudno byłoby się dostać. Najwyraźniej inaczej było w starożytności. Jest to miejsce warte odwiedzenia również ze względu na przyrodę. Kilkugodzinny spacer dał nam lekkie wytchnienie od miasta.

Podczas naszej podróży kilka godzin spędziliśmy w mieście, które słynie z czekolady robionej według miejscowej receptury. Mowa tu o Modice. Tutejsza czekolada, wykonana zgodnie z charakterystycznym przepisem, zawiera drobinki cukru na tyle duże, że zgrzytają między zębami. Czekolada była bardzo zachęcającym pretekstem, jednak – jak się wkrótce okazało – to położone w dolinie miasteczko ma do zaoferowania prawdziwy obraz Sycylii. Czyli biedę. Tu widzieliśmy najwięcej opuszczonych kościołów, o które nie ma kto dbać. Tutaj też zobaczyliśmy szarość budynków i życia codziennego. Mieszkańcy nie byli zbyt przybici, w końcu to Włosi. I tu trafnym podsumowaniem może być stwierdzenie, że Sycylijczycy lubią narzekać podczas sjest, że jest im ciężko, ale nie mają w sobie chęci, żeby coś z tym zrobić.

Dolina Świątyń i Etna

Grecy wiedzieli, co robią, wznosząc swoje świątynie na grani w pobliżu morza. Dwukilometrowy spacer wśród ruin, ale także całkiem dobrze zachowanych budynków sprawił, że wyobraźnia zaczęła lepiej pracować. Dokładnie tą samą drogą przechodzili przecież najpierw Grecy, potem Rzymianie, a także pierwsi chrześcijanie, którzy część budynków przekształcili w pierwsze miejsca modlitw i katakumby. Była to największa i najbardziej namacalna namiastka starożytności.

Po odwiedzeniu doliny, chcąc jeszcze bardziej zbliżyć się do starożytnej kultury, w centrum wyspy znaleźliśmy Villa Romana, czyli po prostu rzymską willę. Odwiedzenie jej było o tyle ciekawe, że są tam doskonale zachowane mozaiki na podłogach i ścianach, a także oryginalny rozkład pomieszczeń. Szukając w pobliżu noclegu, trafiliśmy do Enny. Jakież było nasze zdziwienie, gdy się okazało, że aby wjechać do miasta, trzeba z wysokości 100 metrów n.p.m. podjechać pod górę na 1050 metrów… Zapewniło to niebywałe widoki. Znajdziemy tu oczywiście kontekst historyczny. Enna była jednym z miast najdłużej broniących się przed rzymskim podbojem. Udało się ją zdobyć dopiero podstępem, wkradając się za bramy miasta. Nietrudno jest w to uwierzyć, ponieważ do miasta prowadzą dwie drogi, a mury znajdowały się na brzegu przepaści z każdej strony. To miasteczko jest zdecydowanie jednym z najciekawszych odkryć wyjazdu.

Myśląc o Sycylii, nie można zapomnieć o Etnie, którą widać z większości punktów wyspy. Warto wybrać się tam  na cały dzień. Rozpocząć wędrówkę można z kilku punktów. Dysponując samochodem, mieliśmy ten przywilej, że bez wysiłku znaleźliśmy się na wysokości pierwszych kraterów. Tego dnia nie poszliśmy dalej ze względu na brak przygotowania, ale już z wysokości, na której się znaleźliśmy, rozpościerał się widok na Katanię i jej zatokę. Poszliśmy także na jeden z niższych kraterów, znajdujących się tuż przy drodze. Zastygła lawa, popiół, śnieg i wiatr… to wszystko robiło wrażenie, tym bardziej że byliśmy na Etnie niecały miesiąc po jej ostatnim wybuchu. Trudno oprzeć się wrażeniu małości człowieka w stosunku do przyrody.

Po drugiej stronie wulkanu znajduje się miasteczko Taormina. Mimo że mało kto, spoza osób zainteresowanych wizytą na Sycylii, o niej słyszał, jest to bardzo turystyczne miejsce. Spotkaliśmy tu największe tłumy od początku naszej wyprawy. Miasto położone na zboczu góry, z widokiem na Etnę, przyciąga swoimi uporządkowanymi uliczkami i jednym z najlepiej zachowanych amfiteatrów greckich. Trzeba jednak przyznać, że dla osób, które odwiedziły już i historyczne, i nieco dziksze miejsca, Taormina nie miała do zaoferowania nic oprócz dobrej kolacji i dużej liczby miejsc czynnych ze względu na turystów.

Różnorodność kultur, jaka występuje na Sycylii, jest fascynująca, więc wyspę zdecydowanie warto odwiedzić. A kto może, niech wybierze się tam poza sezonem, gdy nie ma ani tłumów, ani upału.

Fot. Emilia Bernaciak

/em

Bernaciak

Emilia Bernaciak

Dziennikarz, realizator dźwięku. Redaktor w Radio Civitas Christiana.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#Sycylia #e-civitas #kwartalnik Civitas Christiana #Emilia Bernaciak #reportaż #zdjęcia
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej