O religii starożytnej Grecji tzw. przeciętny Polak i to ten raczej starszego pokolenia wie tyle ile dowiedział się z mitologii i to tej interpretowanej przez Jana Parandowskiego, czyli generalnie z podstawówki i szkoły średniej, rzeczy fascynującej ale… tworzonej w konkretnych realiach dla konkretnego odbiorcy. I żeby nie było, na jego dorobek nadal po tylu latach należy patrzeć z uznaniem. To tytułem dygresji.
Żeby brnąć dalej, trzeba by stwierdzić, że studia historyczne dawały niewiele wiedzy o greckiej religii, będąc ulokowane gdzieś tam w pierwszym, góra drugim semestrze, kiedy studenci generalnie są zbyt młodzi a tym samym …niewiele rozumieją (żeby nie było – piszę z autopsji), chyba, że ktoś ewidentnie chciał się tymi sprawami zajmować, od początku był fascynatem. Z kolei studiujący filozofię, czy też ci, którzy na wyższych uczelniach po prostu mieli historię filozofii, wiedzieli to, co wiedzieć należało, co wchodziło w skład absolutnie minimalnego kanonu wiedzy. Przypisanie wiec Sokratesa, Platona czy Arystotelesa do określonego poglądu u średnio ogarniętego magistra jakiegoś humanistycznego kierunku było na poziomie takim sobie, ale jednak było. Dziś pewnie jest tylko gorzej, pewnie nawet rzeczony Parandowski zastał się zakurzony na półkach. A popkultura z odpowiednimi produkcjami filmowymi, nawiązującymi do mitów greckich uczyniła je po prostu zjawiskami popkulturowymi, czyli mit przerobiła na mit, tyle że całkiem inny. Z autentyku zrobiła to co zrobiła, nie będę się nad tym zatrzymywał.
Sam zmagałem się z historią Greków, nie rozumiejąc jej do końca i nie mogąc nijak przypasować „Iliady” i „Odysei” do „Państwa” Platona. Tymczasem rzecz taka nie tylko daje się opisać w ciągu procesu dziejowego, ale i na gruncie historycznej i logicznej analizy przeprowadzonej na podstawie źródeł. O tym między innymi jest „Religia Grecka” Waltera Burkerta, wydana zupełnie niedawno przez Teologię Polityczną.
Zmarły w 2015 roku autor uchodził za chyba największy autorytet w dziedzinie religii, ale i kultury starożytnej Grecji. Swoją drogą trochę to dziwne, że rzecz do tej pory nie ujrzała światła dziennego po polsku, ale w sumie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Bowiem właśnie teraz, w momencie dziejowym, w którym narasta spór intelektualny wokół tego, co jest dziedzictwem europejskim i jak mamy podchodzić do tego co nam zostało po naszych mentalnych przodkach, do których tak ochotnie odwoływały się dziesiątki pokoleń Europejczyków, polski czytelnik dostaje syntezę, jakiś klucz do klucza, do tego jak patrzeć na „Iladę” i „Odyseję”. Może zajrzeć w głąb i bez uprzedzeń spojrzeć na to co religię grecką różniło od naszego spojrzenia na sacrum, ale co przetrwało z bardzo archaicznych głębin dziejowych i dlaczego ciągle jeszcze możemy mówić, że jesteśmy tego niewątpliwymi dziedzicami. Autor może nam też pomóc, i to jest paradoks materii książki, w tym by zrozumieć drogę jaką postępująca cywilizacja od „szalejącego” politeizmu przeszła do monoteizmu, której to hipotezie poświęca ostatnie pół zdania książki.
Sam uważam się trochę za spadkobiercę tego sporu, kiedy czytam np. „Tragedie” Sofoklesa w nowym tłumaczeniu i interpretacji Antoniego Libery, który zwraca uwagę na fakt, jaka masa pojęć z tamtych tekstów jest dla nas nieczytelna, nie wiemy co z nimi zrobić, oprócz tego że instynktownie czujemy, że to mogło kiedyś być ważne i zostawiło ślady także i w nas, ale tego już nikt precyzyjnie określić nie potrafi.
Burkert rekonstruuje owe nieczytelne terminy i ich pochodzenie, szuka jak najgłębszych korzeni, pokazuje warstwę po warstwie od początku aż do czasów filozofów, których imiona mniej więcej znamy, jak przebiegało „powstawanie” poszczególnych bogów, z jaką kulturą pierwotnie byli oni powiązani. Pokazuje też i to jest najważniejsze, że grecka religia jaką znamy z Homera właśnie tworzyła się przez wiele stuleci, a może i tysiąclecia, że poszczególne „polis” powstające na gruzach świata poprzedniego dotwarzały to czy owo do tego co zastały. Niby rzecz jest oczywista ale w fascynującej i przystępnej, choć znakomicie obszernej opowieści Burkerta jak na dłoni objawia się nam przenikający się świat: Azja Mniejsza i jej pierwsze państwa, Bliski Wschód z jego semickimi wierzeniami i kolejne fale indoeuropejskie, opanowujące wybrzeża Morza Śródziemnego, wnoszące do tej rzeczywistości swoje mity. Czytając książkę widzimy, trochę jak przez dziurkę od klucza, żeby się trzymać owej „kluczowej” alegorii, jak się owe rzeczy stapiały w całość, że z naszego punktu widzenia wygląda to nie zawsze logicznie, że mitologia przedstawiona nam przez Parandowskiego, albo i kogoś innego, jest zbiorem opowieści z gatunku tych „z mchu i paproci” i to też trochę nasza wina. Autokrytycznie musze się przyznać, że „Państwo”, „Ucztę” i kilka innych pozycji, gdzie polemizowano z wieloma wierzeniami z religii Homeryckiej, zdecydowałem się przeczytać całkiem niedawno, ale na „Iliadę” się wciąż nie zdobyłem, na pewno dzięki Burkertowi będzie to ciut łatwiejsze.
Wielki szacunek należy się nieżyjącemu już od niemal 10 lat autorowi za obszerną warstwę warsztatową książki, liczba odwołań i przypisów jest imponująca, ale rzecz umiejętnie połączył z przejrzystością narracji, co powoduje, że krocząc za nim drogami rekonstrukcji mitu, czytelnik się nie zagubi.
Walter Burkert, Religia grecka, Teologia Polityczna, Warszawa 2024
/mdk