Z księdzem doktorem Markiem Chrzanowskim FDP rozmawia Marta Kowalczyk.
Tytuł Rekolekcji Wielkopostnych Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana” brzmiał: „Mój Chrystus jest podobny do mnie”. Czy każdy może tak powiedzieć?
Myślę, że tak. Szczególnie osoba, która w Jezusa wierzy. Jezus z miłości do każdego z nas stał się człowiekiem. Płakał jak my, śmiał się jak my i cierpiał jak my. I najpełniej to człowieczeństwo Jezusa widać w Ogrodzie Oliwnym, gdzie Jezus poznając wolę Ojca w cierpieniu godzi się na nią; w cierpieniu i samotności – bo oto, gdy Jezus się modli uczniowie z lęku śpią, a potem „pocałunek przyjaciela” Judasza rozpoczyna Jego mękę.
Mój Chrystus podobny jest do mnie, bo rozumie mnie najlepiej i wie co znaczy smutek, opuszczenie, zdrada, utrata kogoś bliskiego czy śmierć. Jezus to wszystko przeszedł przede mną, by powiedzieć w Słowie Bożym do mnie: „Nie bój się. Ja jestem”. Zawsze mnie wyprzedza i zostawia w moim sercu pragnienie, by być jak On.
Mój Chrystus podobny jest do mnie, bo i ja, tak jak i Jezus, na swoich krzyżowych drogach spotykam ludzi, którzy mnie nie rozumieją, nie kochają, osądzają, podkładają mi nogi, szydzą. Jednak tak jak i On spotykam, na szczęście, Szymonów z Cyreny, św. Weroniki, którzy mi pomagają. Nade wszystko spotykam Jego i naszą Matkę – Maryję – Jej miłość, opiekę, wzrok, który pomaga podnosić się, iść dalej i nie tracić nadziei. Modlę się, bym i ja co dnia stawał się bardziej podobny do Jezusa.
Czy obecnie przeżywana zasada dystansu społecznego może mieć drugą, lepszą stronę: poszukiwania bliskości Boga?
Trudne pytanie. Może mieć lepszą stronę dla serc, które jeszcze bardziej chcą być blisko Boga; które wszelkie troski oddają Bogu i ufają Mu bezgranicznie. Wtedy tak, ale większość z nas tą zasadą dystansu społecznego jest zmęczona, zniechęcona. I choć wiemy, że to jest potrzebne, gdzieś w sercu rodzi się rodzaj zniecierpliwienia. I wiemy, że internet bardzo pomaga nam, ale nie zastąpi żywej relacji. I tak sobie teraz myślę, że można by było to zniechęcenie, niemoc „przekuć” na żywszą relację z Bogiem. Może to też czas, by do Niego wrócić; by poszukać Jego bliskości w rzeczach najprostszych, które teraz można z jeszcze większą mocą docenić.
Nade wszystko to poszukanie bliskości Boga w tym trudnym okresie może pomóc budować nam nasze relacje międzyludzkie. Bardzo bym chciał, byśmy umieli, w każdym czasie, ale szczególnie w takim trudnym, jaki mamy obecnie, szukać Boga, by już z Nim iść przez życie, chociaż zdaję sobie sprawę, że dla wielu ludzi jest to bardzo skomplikowane.
A tak na marginesie, to ten wirus ma taki bardzo nieludzki i niechrześcijański charakter: często oddala człowieka od człowieka i człowieka od Chrystusa i do Kościoła.
Niektórzy twierdzą, że krew z ofiary Chrystusa to już wystarczająca szczepionka na wszystko. Czy jest miejsce na poczucie zagrożenia w życiu chrześcijanina?
W każdym ludzkim życiu jest miejsce na poczucie zagrożenia. Przecież i Jezus niejednokrotnie przeżywał takie stany. I On uczy nas jak nie pozwolić, by to uczucie zagrożenia nami zawładnęło. Cokolwiek się działo, Jezus wszystko oddawał Ojcu. Wszystko. Krew Chrystusa przelana za nas na krzyżu przyniosła nam zbawienie i obmyła nas z grzechu. I to jest prawda. I to pomaga nam iść za Bogiem. Ale i w życiu towarzyszyć nam będą smutek, trudności czy poczucie zagrożenia. I wtedy, gdy przeżywamy trudne doświadczenia – tak jak Jezus – oddać wszystko w ręce Boga Ojca. Zagrożenie może i nie zniknie, ale my już nie będziemy sami. Ojciec Niebieski żadnego z nas nie zostawi i zawsze przyjdzie z pomocą, gdy usłyszy nasze wołanie.
Czytając Ewangelię przekonujemy się, że Jezus wielokrotnie powtarzał do uczniów: „Nie lękajcie się”. Po Swoim Zmartwychwstaniu powtarzał do Apostołów: „Pokój wam”. Jezus dobrze wiedział, że to co najbardziej paraliżuje człowieka to lęk. I dlatego wtedy i dzisiaj jest nam potrzebny a wręcz konieczny pokój Chrystusowy. Takie wewnętrzne przekonanie, że ostatecznie to On zwycięża.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.