Z ks. dr. Januszem Stańczukiem, redaktorem naczelnym miesięcznika Tak Rodzinie, o problemach współczesnych polskich rodzin rozmawia Patrycja Guevara-Woźniak.
Jaki jest stan współczesnych polskich rodzin w społeczeństwie, które jest ciągle jeszcze na dorobku i zabiegane?
Powiedzenie o „współczesnej polskiej rodzinie” jest wielkim uogólnieniem. Ja boję się takiego uogólnienia, bo inne są rodziny funkcjonujące w dużych miastach, a inne te, które funkcjonują na terenach wiejskich, inne są na południu Polski a jeszcze inne na wschodzie. W określeniu współczesna polska rodzina kryje się to, że większość polskich mediów kształtujących opinię publiczną wydawanych jest w Warszawie i przez to patrzą one na społeczeństwo, na tzw. „współczesną polską rodzinę”, niestety właśnie przez pryzmat warszawskich rodzin i ich problemów. Niedawno byłem u rodziny znajomego księdza, duża wielopokoleniowa rodzina, w jednym domu mieszkają dziadkowie, rodzice, dzieci ze swoimi rodzinami. Ludzie, o których mówię, mieszkają w oddaleniu od Warszawy, ale pracują w transporcie, więc dojeżdżają do niej i mówią: jak ci ludzie mogą tak żyć, jak mogą się tak ciągle spieszyć? I dochodzą do wniosku, że są szczęśliwi, że mogą żyć tam, gdzie żyją.
W jaki sposób miesięcznik Tak Rodzinie, będąc wydawnictwem ogólnopolskim, próbuje pokazać problematykę rodzinną?
Naszym założeniem od samego początku było to, żeby pokazywać rodziny w sposób afirmatywny, poprzez przedstawianie rodzin takich, którym udaje się stawić czoła wyzwaniom współczesności. Nawet jeśli mówimy o różnych niedoskonałościach, problemach, staramy się jako miesięcznik znaleźć pozytywne rozwiązanie danej sytuacji. Po to, by bardziej dawać nadzieję i siłę tym, którzy szukają pomocy.
A wracając do tego pośpiechu dużych miast?
Jest on podyktowany rytmem życia dużych miast, gdzie dom, szkołę, pracę oddzielają nie tylko spore odległości, ale i ciągłe korki. W dużych miastach nie da się żyć bez pośpiechu, ale to od rodziny, rodziców zależy, jak będzie się kształtowało życie rodziny. Czy spotykamy się przy wspólnej modlitwie, przy wspólnym posiłku, czy rozmawiamy ze sobą.
Mieszkający w Szwajcarii francuski filozof, Fabrice Hadjadj, powiedział, że jeśli ludzie siedzą razem przy stole, to ich spojrzenia krzyżują się, ale gdy tylko jedna strona stołu będzie otwarta a znajdzie się tam telewizor, to spojrzenia tych ludzi nigdy się nie spotkają.
Inaczej oczywiście funkcjonuje rodzina, która ma jedno dziecko, dwoje czy też więcej dzieci. Ładnie to powiedziała jedna z mam w naszym miesięczniku, że przy trzecim dziecku odkryła, że troje dzieci kąpie się szybciej niż jedno. Jeśli rzeczywiście jest tak, że każdy „ucieka” z domu, gdzieś biegnie, jeśli nie ma dla siebie czasu, to znaczy, że pojawia się pewien problem. Najważniejsi są tu sami małżonkowie, to od tego, jak układa się ich relacja, zależy to, jaka ta rodzina będzie. Na co dzień posługuję w różnych wspólnotach, Kościele Domowym i wspólnocie neokatechumenalnej, i często słyszę od ludzi skargi, że nie ma już nawet czasu na wspólne wypicie kawy, brakuje czasem nawet tych 15 minut dla siebie…
Jak zrodził się miesięcznik całkowicie poświęcony problematyce rodzinnej? To jest szczególnie ciekawe, ponieważ wydaje się, że jest to dość niekomercyjny kierunek, nie chciałabym powiedzieć, że niemodny. Czy jest to rodzaj misji?
Miesięcznik wydawany jest przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek, zgromadzenie założone prawie 100 lat temu przez ks. Ignacego Kłopotowskiego, który był wydawcą wielu periodyków. Oczywiście okres pierwszej i drugiej wojny światowej, a potem czasy komunizmu spowodowały, że wydawnictwo bardzo się skurczyło, w zasadzie do jednego tytułu, do Różańca. W wolnej Polsce siostry powróciły do swojego pierwotnego charyzmatu tj. do wydawania periodyków. Różaniec zaczął być drukowany na nowo. Następnie reaktywowano Anioła stróża, potem pojawił się mały dodatek dla rodziców, okazało się, że jest potrzeba na wydawnictwo o problematyce rodzinnej i tak od 2013 roku zaczęło pojawiać się pismo Tak rodzinie. Wyprzedziliśmy nawet papieża Franciszka, który powiedział, że dla niego bardzo ważna jest rodzina. Ponieważ niestety na świecie rodzina przechodzi wielki kryzys. Statystyki pokazują, że w świecie zachodnim obserwuje się, że około 1/3 społeczeństwa to single, w Polsce to ok. 1/4. Niby lepiej, ale jednak co czwarta osoba w Polsce, w wieku predysponującym do założenia rodziny, pozostaje samotna.
Czego się boją single?
Mówimy tutaj o osobach, które pozostają w stanie wolnym z różnych przyczyn. Nie zawsze tylko z powodu swojego wyboru. Jednak jeśli wziąć pod uwagę przyczyny wyboru bycia singlem przez młodych ludzi, to trochę inaczej wygląda to u kobiet, a trochę inaczej u mężczyzn. Mężczyźni pytani o przyczynę wskazują często jako pierwsze obawę przed związanie się z kimś na długie lata oraz przyczyny ekonomiczne. Kobiety zaś często poza lękiem przed związaniem się z jedną osobą na długo, wskazują na chęć swojego rozwoju osobistego i lęk przed zawodem sercowym.
Rodzinne zaniedbania mają swoje groźne skutki i to niekoniecznie muszą być narkotyki.
Pośpiech, brak czasu dla naszych najbliższych znajduje też niestety swoje odzwierciedlenie w depresji wśród dzieci. Ten problem w Polsce jest bardzo duży, a niestety publicznie często zamiata się go pod dywan. A wyniki badań wskazują na ogromny problem. Polska, jeśli chodzi o tzw. indeks szczęścia wśród dziewcząt, zajmuje przedostatnie miejsce w Europie w tym niechlubnym rankingu. Przyczyną jest ciągła rywalizacja najpierw w szkole, potem na rynku pracy, rywalizacja w grupie rówieśniczej. U dziewcząt dochodzi do tego jeszcze brak akceptacji swojego ciała.
Problem samobójstw i prób samobójczych wśród młodzieży jest ogromny. Przyczyny takiego stanu rzeczy są różne: cywilizacja konsumpcji, brak bliskich relacji, natychmiastowa komunikacja, charakter danej osoby.
Co zrobić z takimi rodzicami, którzy zamiast porozmawiać z dziećmi wolą odpalić na smartfonie bajkę, telewizor…
To często wynika ze zmęczenia, z przepracowania, z braku pomysłu na życie. To są bardzo trudne tematy. Kilka tygodni temu rozmawiałem z matką, młodą kobietą, która sama powiedziała mi, że nie może swojego małego rocznego dziecka zostawić z mężem, bo jak tylko wychodzi z domu, to mąż włącza dziecku telewizor. Mówiła do mnie trochę na zasadzie skargi: „ja wiem, że to nie jest dobre dla naszego dziecka. Co mam zrobić, jak przekonać męża do tego, że nie jest to właściwe postępowanie”. W rodzinie, w małżeństwie trzeba ciągle rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać.
Jak rozmawiać?
Rozmowa wymaga przede wszystkim chęci. Jak pojawia się potrzeba rozmowy, to trzeba szukać takiego momentu, w którym da się porozmawiać. Rodziny, które wyrosły z domów, w których się nie rozmawiało, mogą poszukać specjalistycznej pomocy. Sami nie wszystkie problemy potrafimy rozwiązać. Możemy zacząć od książek, dedykowanej prasy o relacjach małżeńskich. Drugim etapem może być grupa wsparcia, w grupie, w której temat rodziny jest jednym z ważniejszych kwestii. Trzecim etapem mogą być specjalistyczne szkolenia małżeńskie dla małżeństw i dla ludzi pracujących z małżeństwami. Zdaję sobie sprawę, że to, o czym mówię, oczywiście dużo kosztuje i nie mam tu na myśli tylko strony finansowej, ale że trzeba na to porozumienie, naukę komunikacji wykroić czas. Co we współczesnym świecie jest wyjątkowo kosztowne.
Czy moglibyśmy spróbować podać receptę na zatrzymanie pędu w rodzinie?
Mógłbym spróbować zasugerować kilka pomysłów. Przede wszystkim radykalne nawrócenie, to przede wszystkim dlamłodych ludzi, młodych małżeństw, które dopiero kształtują swoją religijność. Inną bardzo interesującą propozycją współczesnego świata jest minimalizm. Filozofia życia, która przeciwstawia się konsumpcjonizmowi, a polega na tym, że nabywa się wyłącznie te rzeczy, które są nam naprawdę potrzebne, natomiast nie nabywa się przedmiotów po to, by budować z nimi relacje. Musimy też jako ludzie jasno sobie odpowiedzieć na pytanie, za czym pędzimy. Mamy potrzeby, potrzeby wyższej jakości i zachcianki. Potrzeby to jest to, czego naprawdę potrzebujemy do życia. Potrzeby wyższej jakości to np. lepszy samochód, lepszy komputer. No i zachcianki to są rzeczy, które nie są niezbędne, są tylko realizowaniem naszych pragnień. Sami musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla nas ważniejsze: relacje z przedmiotami czy relacje z ludźmi?
Dziękuję za rozmowę.
/wj