Z Januszem Andrzejem Kotańskim, Ambasadorem Rzeczypospolitej Polskiej przy Stolicy Apostolskiej i Zakonie Maltańskim, rozmawia Maciej Szepietowski.
Funkcjonuje w powszechnym obiegu pomnikowy obraz Prymasa Tysiąclecia. Jaki był naprawdę w życiu codziennym?
Zacznę od wspomnienia. Po raz pierwszy zobaczyłem Prymasa Wyszyńskiego pod koniec lat 60., gdy wychodził z zakrystii katedry św. Jana w Warszawie. Grupa osób czekających na niego zaczęła wiwatować, Kardynał odwrócił się, spojrzał na wierną trzódkę, która natychmiast ucichła, dostojnie ją pobłogosławił, wsiadł do czarnego Humbera i odjechał. Mój Ojciec powiedział po cichu: „Zapamiętaj - to był Prymas Wyszyński. Książę Kościoła”. Ta scena wywarła na mnie ogromne wrażenie i nigdy jej nie zapomnę.
Stefan Wyszyński już od początku swojej posługi kapłańskiej nosił w brewiarzu spisane postanowienia, a wśród nich m.in.:
1. Mów mało - żyj bez hałasu - cisza.
2. Czyń wiele, lecz bez gorączki, spokojnie.
3. Pracuj systematycznie.
4. Unikaj marzycielstwa - nie myśl o przyszłości, to rzecz Boga.
5. Nie trać czasu, gdyż on do ciebie nie należy: życie jest celowe, a więc i każda w nim chwila.
Myślę, że te i pozostałe punkty Jego prywatnego dekalogu są wielce znamienne.
Zdjęcia z uroczystości kościelnych przedstawiają Go najczęściej jako poważnego i zamyślonego hierarchę. Natomiast na wielu fotografiach, które utrwaliły sceny z jego życia prywatnego - na wakacjach, wśród przyjaciół i najbliższych współpracowników - jest uśmiechnięty, zadowolony i odprężony, a w otoczeniu dzieci - rozpromieniony.
W kontaktach oficjalnych zachowywał się dostojnie, z wielką klasą, ale jak napisał Kazimierz Papée, ambasador polskiego Rządu na uchodźstwie przy Stolicy Apostolskiej: „Nie ma w nim żadnego udawania, żadnej pozy, żadnego teatru - do którego tak jesteśmy przyzwyczajeni w Rzymie”. Z różnych wspomnień i relacji wyłania się Wyszyński jako osoba podchodząca do wszystkich z dużym szacunkiem, a co warto podkreślić, zwłaszcza do kobiet odnosił się z wielką galanterią.
Pracując nad aktami Prymasa Tysiąclecia w warszawskim archiwum na ul. Miodowej, odkryłem jeszcze jedną, ujmującą cechę charakteru Wyszyńskiego. A mianowicie jego wielką troskę o kapłanów. Wspierał na duchu zwłaszcza tych, którzy zaczynali wątpić we własne powołanie, przeżywali kryzys wiary.
W wolnym czasie, którego praktycznie nie miał, bo poza wakacjami pracował i modlił się od szóstej rano do dziesiątej wieczorem, chętnie sięgał po polską poezję romantyczna i współczesną: Mickiewicza, Krasińskiego, Norwida, Kasprowicza, Herberta. Z prozaików cenił Sienkiewicza, Makuszyńskiego, Małaczewskiego - całkowicie przemilczanego w czasach komuny. Słuchał muzyki i bywał na koncertach „Warszawskiej Jesieni”.
Nauczanie Prymasa obejmuje wiele dziedzin. Które wątki zachowują szczególną aktualność w XXI w. ?
To pytanie sytuuję w szerszym kontekście - dziedzictwa Prymasa Tysiąclecia, któremu powinniśmy pozostać wierni i z którego powinniśmy czerpać, idąc również za wskazaniem św. Jana Pawła II.
Z całą pewnością szczególnie aktualne pozostają kwestie związane ze społeczną nauką Kościoła - dyscypliną, którą Stefan Wyszyński interesował się już od młodości. Procentowało wykształcenie Wyszyńskiego, podróż naukowa po krajach Zachodu i osobiste doświadczenie. Już wtedy, jako młody ksiądz, propagował wśród robotników zasadę solidaryzmu społecznego i korporacjonizmu, przeciwne z jednej strony egoistycznemu kapitalizmowi, a z drugiej komunizmowi i narodowemu socjalizmowi.
Stefan Wyszyński przedstawiał jasne zasady budowy społeczeństwa i państwa, oparte na wartościach chrześcijańskich. Klarownie łączył trzy kluczowe pojęcia, tj.: rodzinę - naród (czyli „rodzinę rodzin”) - państwo.
Właśnie silną rodzinę uważał za gwarancję trwałości całej narodowej wspólnoty. Był głęboko przekonany, iż tylko na jej mocnym fundamencie można budować solidny byt państwowy. Stąd Jego wielka troska i konsekwentna walka o polską rodzinę. Prymas nieustannie podkreślał, że należy ją wspierać, szanować i chronić. Jego postawa miała ogromne znaczenie w czasach reżimu komunistycznego, gdy rodzina poddawana była wielkiej presji ideologicznej, a społeczeństwo chciano zatomizować.
To wyzwanie pozostaje aktualne także dzisiaj, gdy rodzina jest przedmiotem bezpardonowych ataków, tym razem ze strony zwolenników budowy nowego świata i nowego ładu społecznego, pozbawionego wszelkich zasad i wartości, a przede wszystkim - tradycyjnego i uświęconego modelu tej podstawowej wspólnoty społecznej.
W ślad za Prymasem powinniśmy troszczyć się o bonum commune: ożywić poczucie obowiązku za dobro wspólne, odnowić umiejętność współdziałania, przywrócić wartość słowu solidarność.
Kolejna fundamentalna kwestia to niezwykłe przywiązanie Prymasa do narodu, jego historii i kultury - Jego głęboki patriotyzm. Wielka Nowenna to przecież nie tylko imponujący projekt duszpasterski, przygotowany przez Niego z myślą o Millenium Chrztu Polski, ale kompleksowy program poświęcony różnym aspektom życia narodu. Co więcej, to nie tylko program naprawy, ale również wielkie dowartościowanie całej wspólnoty w obliczu zagrożenia ze strony totalitarnego systemu.
Jego nauczanie wciąż nas zobowiązuje do miłowania Ojczyzny, do obowiązku poznawania jej historii, pielęgnowania języka i kultury, do troski o zachowanie ducha narodu. W Nowennie Prymas postawił fundamentalne pytanie: „(…) czy istotnie duch Ewangelii jest duchem Narodu?”. Miłość Ojczyzny, świadomość jej historycznych związków z chrześcijaństwem, z Kościołem, ze Stolicą Piotrową zobowiązują nas do czuwania, do pracy, do poświęcenia - słowem - do wierności. Z tym wiążą się konieczne wysiłki na rzecz sprawiedliwości społecznej. Poszanowanie praw, wolności i godności każdego człowieka to kolejna sfera, na którą Prymas Tysiąclecia był szczególnie uwrażliwiony.
Mamy więc obowiązek przeciwstawiać się wszelkim próbom poniżania godności każdego człowieka, brutalnego ograniczania jego prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, odzierania go z wymiaru transcendentnego, narzucania mu w miejsce sacrum różnych absurdalnych trendów jako nowych pseudoreligii. Tu musi wybrzmieć nasze głośne: „NON POSSUMUS!”.
Świadectwo życia Prymasa to nie tylko droga duszpasterska, wielkiego Interrexa, wychowawcy narodu. Czego możemy się od Niego uczyć, by doskonalić się każdego dnia?
Niewątpliwie wierności swoim przekonaniom i poglądom, odwagi w ich głoszeniu i żelaznej konsekwencji w ich realizowaniu. Również oparcia się w życiu na Ewangelii, pamiętania o wymiarze transcendentnym naszego istnienia.
Stefan Wyszyński musiał w ciągu długich lat swojej posługi podejmować wiele trudnych decyzji. Wydany przez komunistów w lutym 1953 r. „Dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych” odebrał jako śmiertelny cios wymierzony w niezależność Kościoła w Polsce. Uznał go za pozbawiony wszelkich podstaw prawnych. Stąd idea memoriału wydanego przez Episkopat w maju tego roku, gdzie padają te słynne słowa: „Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nie można. NON POSSUMUS!”. Prymas miał wówczas świadomość, iż konsekwencją tak jednoznacznego stanowiska będzie jego uwięzienie, a może nawet najwyższy wymiar kary, a jednak zdecydował się na ten krok!
A cofając się nieco w czasie - sprawa porozumienia Państwo-Kościół z 1950 r.? Zdecydował się na nie w określonej, dramatycznej sytuacji, gdy cała rzesza duchowieństwa trafiła do więzień i obozów pracy, gdy najbardziej niepokornych księży torturowano, mordowano skrytobójczo lub więziono na mocy bezprawnych wyroków. Szukał modus vivendi z komunistyczną władzą, który byłby do przyjęcia. Uzyskał możliwe wówczas do osiągnięcia gwarancje - m.in. zachowanie nauki religii w szkołach, zgody na wydawanie prasy katolickiej, zapewnienie opieki duszpasterskiej dla chorych w szpitalach i więzieniach oraz - co bardzo ważne - potwierdzenie roli papieża jako „miarodajnego i najwyższego autorytetu” w sprawach wiary i jurysdykcji kościelnej. Tu z kolei ceną, którą zapłacił, było potępienie podziemia niepodległościowego, ale On za nadrzędny cel uznawał przetrwanie Kościoła w Polsce.
Innymi słowy: od Prymasa Tysiąclecia możemy uczyć się gotowości do podejmowania nawet tych najtrudniejszych decyzji - zawsze zgodnie z naszym sumieniem - jak i do przyjęcia wszelkich konsekwencji wynikających z naszych wyborów.
Prymas Tysiąclecia uczy nas też, abyśmy nigdy nie zapominali o naszych rodakach z Ziem Utraconych. Zawsze starał się utrzymywać - na mocy pełnomocnictw otrzymanych od Papieża Piusa XII - kontakt z prześladowanym Kościołem na „nieludzkiej ziemi”. Jego lwią część stanowili nasi rodacy, którzy nie z własnej woli znaleźli się w Związku Sowieckim. Pamiętać musimy zwłaszcza o prześladowanych obecnie Polakach na Białorusi, a także o tych na Ukrainie, Litwie i Łotwie.
Wreszcie uczmy się od Prymasa absolutnego zaufania Matce Bożej. Od dzieciństwa modlił się do Madonny z Ostrej Bramy i z Jasnej Góry. Jakże to Go łączy z piękną i głęboką maryjnością Karola Wojtyły.
Jest Pan współautorem Tek Edukacyjnych poświęconych Prymasowi Tysiąclecia, wydanych w 2003 r. przez IPN. Jak dziś rozmawiać z młodym pokoleniem o postaci i dziedzictwie Prymasa Tysiąclecia?
To pytanie ma ważny podtekst: jak dzisiaj mówić o postaciach historycznych, by młode pokolenie zainteresowało się nimi? Z jednej strony przykład „Inki”, Żołnierzy Wyklętych pokazuje, że jest to możliwe, bo pamięć o ich czynach została, po dziesięcioleciach przemilczeń i kłamstw, przywrócona.
Z drugiej strony, zmasowany atak na Kościół w Polsce nie stwarza dobrego klimatu do popularyzowania postaci duchownych, nawet tych najwybitniejszych. Ale tym bardziej trzeba to czynić. Zbliżająca się beatyfikacja Kardynała Wyszyńskiego jest ku temu świetną okazją.
Jak wobec tego przekonać młodych, że - jak powiedział św. Jan Paweł II, oddając hołd Prymasowi podczas pielgrzymki do Polski w 1983 r. - był On rzeczywiście „człowiekiem opatrznościowym dla Kościoła, a także dla Ojczyzny”?
Zawsze powtarzam, iż należy zerwać ze schematem stereotypowego przekazu, opracować nową formę narracji, wybierając odpowiednie środki i język opowieści. Chodzi o to, by zaciekawić młodego odbiorcę, odkryć Prymasa Wyszyńskiego na nowo, pokazać Jego niezwykłą osobowość, fascynujące wątki z życiorysu, wreszcie ludzi, z którymi się zetknął i z którymi współpracował. Pokazać Jego wielkie dylematy w kwestiach dla Kościoła i narodu fundamentalnych, dla naszego „być albo nie być”.
W listopadzie ubiegłego roku minęło 55 lat od wystosowania Listu biskupów polskich do niemieckich. Jak budować współpracę i pojednanie między narodami kierując się postawą Prymasa?
„Jeśli po obu stronach znajdzie się dobra wola, (…) to poważny dialog musi się udać i z czasem wydać dobre owoce, mimo wszystko, mimo gorącego żelaza”. Myślę, że jest to kluczowe sformułowanie podpisanego w Rzymie dokumentu.
Ten List, opracowany przez biskupa Kominka pokazuje, iż warto występować z inicjatywą dialogu i próbować mówić o sprawach trudnych dla obu stron. Że cenna jest gotowość wyciągnięcia ręki. Warto też przypominać co łączyło i mimo wszystko nadal łączy skonfliktowane narody. Potrzebne jest przygotowanie merytoryczne - mam na myśli znajomość faktów, by skonfrontować się z interpretacją wydarzeń i odczuciami interlokutorów.
Wreszcie, warto szukać alternatyw wspierających właściwą dyplomację. Przy okazji wspomnę, iż nasza Ambasada, wraz z ambasadą Niemiec przy SA, w 30 rocznicę podpisania „Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”, przypomni to doniosłe wydarzenie historyczne w Bazylice św. Piotra, przy grobie św. Jana Pawła II, który był zawsze orędownikiem polsko - niemieckiego pojednania.
Tu, w Wiecznym Mieście, ze szczególną ostrością widać, jak wielkie jest rozdarcie współczesnego świata, na ilu polach toczy się walka, ile dramatycznych konfliktów właśnie się rozgrywa. A jednak, jak pokazał ostatnio Ojciec Święty Franciszek decydując się na pielgrzymkę do Iraku, trzeba uparcie próbować - próbować budować mosty.
Janusz Andrzej Kotański - historyk, urzędnik państwowy, nauczyciel, dziennikarz i publicysta. Od 2016 r. Ambasador Rzeczypospolitej Polskiej przy Stolicy Apostolskiej i Zakonie Maltańskim. Poprzednio związany z Ministerstwem Kultury i Sztuki, Polską Agencją Informacyjną, Instytutem Pamięci Narodowej oraz Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
/mg