Chilewicz: Kobiecy biznes życia

2023/05/16
AdobeStock 353441417
Fot. Adobe Stock

Zapytano mnie niedawno, czy kobiety dobrze wyszły na walce o równouprawnienie, czy też awans społeczny w praktyce nie oznacza jednak przyjęcia dodatkowych obowiązków bez pozbycia się dotychczasowych. Tak jak zapewne prawie każda pracująca zawodowo mama, chciałam w pierwszym odruchu przytaknąć, bo moja codzienność rzeczywiście składa się przede wszystkim z balansowania pomiędzy obowiązkami domowymi a zawodowymi, w ciągłym „niedoczasie” i stałym poczuciu, że aktualnie powinnam być gdzieś indziej. Szybko jednak przyszła refleksja, czy to na pewno dobrze postawiona teza. My, Polki, przecież od pokoleń jesteśmy bardziej równouprawnione niż kobiety z innych narodów, choć niekoniecznie dlatego, że o to szczególnie zabiegałyśmy.

Spojrzenie za siebie

Przeszło dwieście lat regularnych zawieruch dziejowych sprawiło, że polskie kobiety musiały się troszczyć nie tylko o dzieci i dom, ale również o materialne utrzymanie tego domu oraz ubranie, nakarmienie i wykształcenie dzieci. Polska emancypacja ma bowiem korzenie w burzliwej historii naszej Ojczyzny. Mężczyźni szli do powstania, na wojnę, na strajk. Kobiety w tym czasie pełniły rolę podwójną – opiekunki i żywicielki. W niektórych przypadkach tymczasowo, w innych niestety już na stałe, gdy mężowie i ojcowie ginęli, trafiali do niewoli, byli wywożeni setki czy tysiące kilometrów od domu. Często myślę o mojej babci Boli (Bolesławie), która w 1941 roku została sama z trojgiem małych dzieci. Dziadek był leśniczym i został wraz z dwoma gajowymi wywieziony do Auschwitz, gdyż Niemcy podejrzewali ich – słusznie zresztą – o sprzyjanie partyzantom. Przeżył tam zaledwie dwa miesiące, a moja babcia stanęła w obliczu niewyobrażalnego dla mnie zadania samodzielnego utrzymania i wychowania dzieci w tak trudnych okolicznościach, jak wojna i powojenna bieda. Zmarła, gdy miałam sześć lat, ale zapamiętałam ją jako dzielną, doskonale zorganizowaną, energiczną kobietę. Jej historia nie jest niczym wyjątkowym, gdy się pomyśli o rodzinach powstańców, katyńskich oficerów, akowców czy powojennych działaczy antykomunistycznych. Polki od dawna przodowały w radzeniu sobie z dodatkowymi obciążeniami, jakimi było przyjmowanie na siebie męskich ról. Z konieczności raczej niż z wyboru, ale pewna dzielność, przekazywana z pokolenia na pokolenie, wyróżnia nas na tle innych nacji.

Po drugie, pytanie zasadne na pewno w pokoleniu moich rodziców, i do pewnego stopnia w moim pokoleniu, wydaje się już znacznie bardziej oderwane od rzeczywistości w pokoleniu naszych dzieci, które wchodzą aktualnie albo już weszły w dorosłość. Równouprawnienie w wolności wyboru drogi życiowej pociągnęło za sobą równouprawnienie w podejmowaniu obowiązków domowych. W pokoleniu moich rodziców model „mąż zarabia, żona zajmuje się całą resztą” był dość powszechny, a w niektórych kręgach nawet dominujący. W moim pokoleniu bywa różnie, choć rzeczywiście w wielu domach panuje system „oboje pracują, a żona ma dodatkowy etat w domu”, który uzasadnia pytanie zadane na początku. Tymczasem wśród dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestoparolatków model jest już zdecydowanie inny, a zaangażowanie w domowe sprawy podobne po obydwu stronach.

Realia

W rodzinach, gdzie mama pracuje poza domem, podział obowiązków pomiędzy poszczególnych członków rodziny narzuca się niejako sam, nawet jeśli idzie to opornie. Mama pracująca w domu siłą rzeczy większość zadań domowych wykonuje sama i bardzo istotne jest, by miała tę refleksję oraz dalekosiężne spojrzenie, aby stopniowo wdrażać dzieci w obowiązki, które przecież będą musiały podjąć, gdy się usamodzielnią. Żal tych młodych dorosłych, którzy po wyjściu z rodzinnego domu muszą się dopiero uczyć dbania o samych siebie i swoje otoczenie. Dorosłość sama w sobie niesie dużo niespodziewanych wyzwań, dlatego wdrażanie dzieci do domowych obowiązków jest w gruncie rzeczy ukłonem w kierunku ich przyszłości, choć oczywiście na tym etapie najprawdopodobniej widzą to zupełnie inaczej. Zresztą w życiu zdarzają się różne scenariusze. Choćby i dlatego warto wyposażyć dzieci w podstawowe umiejętności.

Podsumowując, wdrażanie dzieci do odpowiedzialności za dom rodzinny przychodzi łatwiej i w sposób wręcz narzucający się, gdy mama pracuje poza domem. Chylę czoła przed tymi mamami pracującymi w domu, które z pełną świadomością wychowują dzieci do samodzielności, choć przecież ze względu na doświadczenie same wykonają domowe zadania lepiej, szybciej i skuteczniej. Podobnie rzecz się ma z angażowaniem męża w obowiązki domowe i te związane z opieką nad dziećmi. Praca mamy poza domem sprawia, że siłą rzeczy pewne zadania trafiają do taty, co z kolei oznacza większą obecność ojca w życiu dzieci. W przypadku mamy będącej na domowym etacie ten podział znów nie narzuca się sam, więc dużo zależy od jej mądrości i umiejętności przewidywania.

Między innymi polityka

Można by dyskutować, czy rzeczywiście obecność kobiet w życiu społecznym, politycznym i gospodarczym to osiągnięcie ostatnich dziesięcioleci, choć istotnie wcześniej skala tego udziału była zupełnie inna. Warto zauważyć, że wzrost tej aktywności zbiega się czasowo z odnowieniem w Kościele świadomości powołania ludzi świeckich do świętości pośród zwyczajnych obowiązków. Jak mawiają niektórzy, przypadki istnieją tylko w gramatyce. Obecność kobiet w życiu publicznym jest niezwykle potrzebna ze względu na kobiecy punkt widzenia, stanowiący dopełnienie męskiego. Obecność chrześcijanek wydaje się tym bardziej niezbędna, skoro zadaniem każdej osoby ochrzczonej:

(...) jest szukać Królestwa Bożego, zajmując się sprawami świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej... Szczególnym więc ich zadaniem jest tak rozświetlać wszystkie sprawy doczesne... i tak nimi kierować, aby się ustawicznie dokonywały i rozwijały po myśli Chrystusa i aby służyły chwale Stworzyciela i Odkupiciela. (Katechizm Kościoła Katolickiego, 898)

Czy zatem punkt widzenia żony i matki nie jest ważnym elementem kształtowania kultury gospodarki, edukacji itp. po myśli Bożej? Moim zdaniem, każda kobieta mająca talent i wykształcenie stosowne do tego, by poprzez swoją pracę zawodową popychać w dobrym kierunku sprawy tego świata, powinna poważnie rozważyć w swoim sumieniu, czy pełne poświęcenie się życiu domowemu jest w tym przypadku dobrym rozwiązaniem, czy raczej zakopaniem talentu.

Posłużę się tu przykładem z własnego życia. Przez dziewięć lat prowadziłam księgarnię dla dzieci, mając ogromne poczucie misji, gdyż z każdym rokiem coraz wyraźniej zauważałam, że na polu literatury toczy się bardzo ważna walka o serca i dusze naszych dzieci. W końcu skapitulowałam z przyczyn ekonomicznych, ale temat nadal we mnie żyje, bo widzę, że osoby o zupełnie odmiennych poglądach, promujące kulturę zdecydowanie niezgodną z chrześcijańskimi wartościami, poczynają sobie coraz śmielej. Wychowanie własnych dzieci na dobrych ludzi to niewątpliwie szlachetne i wspaniałe zadanie. Pytanie tylko, czy nie byłoby warto wykorzystać spryt i umiejętności menadżerskie niejednej mamy, aby wygospodarować czas na współpracę ze Stwórcą w zmienianiu świata na lepsze w innych dziedzinach.

Najważniejszy i tak jest Bóg

To, co może nam pomóc, to nasza wolność, którą należy wykorzystać, by podjąć ewentualną decyzję o zaangażowaniu w działalność w biznesie, kulturze, edukacji itp. Zaprzeczeniem wolności jest życie według szablonu. Kobieta sukcesu to taka, która pnie się po szczeblach kariery zawodowej? Dobra żona i matka to taka, która całkowicie poświęca się rodzinie? Tak naprawdę chodzi o to, żeby każda z nas w głębi swego serca zapytała (i pytała regularnie) Boga, jaką On chce mnie widzieć. Gdzie powinno być moje zaangażowanie, biorąc pod uwagę aktualne możliwości życiowe, rodzinne itp. Pytanie to trzeba powtarzać regularnie i odpowiednio prostować kurs, bo każdego dnia zdarza się nam z niego zboczyć.

Taka refleksja w obecności Bożej może być antidotum na perfekcjonizm, który popycha nas do bycia idealną w każdej roli, a że ideałów nie ma – prowadzi do głębokiej frustracji. Może też chronić nas przed woluntaryzmem, który łudzi obietnicą, że własną silną wolą mogę wszystko. Skoro Ty, Panie, chcesz mnie widzieć w tej roli, to mogę ją wypełniać tylko dzięki Twojej łasce, a nie moimi własnymi siłami. Może również pomóc nam nie szukać potwierdzenia własnej wartości w byciu niezastąpioną. Pewnie każda z mam czasem wzdycha: „Beze mnie byście zginęli”. Jednak przekonanie o tym, że bez naszej stałej obecności rodzina pójdzie na dno, może być równie dobrze całkiem zgrabną wymówką dla niechęci do zaangażowania się w innych obszarach.

Wreszcie regularne spoglądanie na siebie oczami Boga może nam pomóc otrząsnąć się z czegoś, co św. Josemaria Escrivá nazywał mistyką gdybania. Gdybym więcej czasu spędzała w domu, moje dzieci lepiej by się zachowywały. Gdybym pracowała zawodowo, moja rodzina bardziej by się angażowała w dom. Gdybym miała więcej czasu, mogłabym się zaangażować w coś pożytecznego. Serdeczna rozmowa z Bogiem, jaką jest modlitwa osobista, pomaga pozbyć się tej mistyki gdybania. Skoro mamy już obrany kierunek, zajmujemy się jego realizowaniem, a nie gdybaniem, co by było, gdybyśmy wybrały inaczej.

 

/ab

Chilewicz Monika

Monika Chilewicz

Filolog angielski, księgarka, żona i mama pięciorga dzieci, dyrektor generalna Fundacji Mamy i Taty

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#macierzyństwo #kobieta #matka #rodzina #równouprawnienie

Podobne artykuły

© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej