Można śpiewać solo. Jest to łatwe, bo solista jest gwiazdą na scenie i wszyscy słuchają tego, co ma do przedstawienia. Ale można też śpiewać w zespole, co jest już trudniejsze, bo nie za bardzo da się popisywać, aby nie zagłuszyć innych.
Łatwo nie jest
W życiu jest tak, że najczęściej śpiewa się w duecie. Jest to najtrudniejsze, bo śpiewa się co innego niż partner. W związku z tym występują pewne utrudnienia, którym trzeba stawić czoła. Śpiewając, należy się wzajemnie słuchać, żeby nie przyspieszać albo nie zwalniać oraz by przede wszystkim utrzymywać się wspólnie w tej samej tonacji i tworzyć harmonię. Głośność należy tak dopasowywać, by oba głosy współbrzmiały odpowiednio mocno (lub odpowiednio cicho, gdy utwór wymaga takiego klimatu). Jak dojść do perfekcji? Potrzeba wielu godzin spędzonych na próbach, występów udanych, ale też tych mniej pomyślnych, aby wyciągać wnioski, oraz poznawania się, żeby móc polegać na partnerze nawet wtedy, gdy ma się zniżkę formy.
Nie, ten tekst nie będzie o teorii muzyki. Temat dotyczy (prawie) każdej i każdego z nas. Gdyby tym śpiewem ze wstępu była rozmowa, a partnerem z duetu współmałżonek, zadanie okazałoby się jeszcze trudniejsze, tym bardziej gdy chodzi o poważną rozmowę dotyczącą palącego problemu, a nie codzienną relację z dnia, typu: „co tam w pracy?” albo „co kupić jutro na obiad?”. Dlaczego rozmowa ze współmałżonkiem na trapiący nas temat ma być czymś trudnym? Przecież moja żona/mój mąż zna mnie na wskroś, możemy rozmawiać o wszystkim, nie mamy przed sobą tajemnic, nic nie jest na tyle wstydliwe, żeby nie móc podzielić się tym z drugą połówką. Może odpowiedź jest zawarta już w pytaniu? Dlatego, że znamy się jak łyse konie, jesteśmy przed współmałżonkiem totalnie odsłonięci i z racji tego, że najbliżsi potrafią zranić najbardziej, nie chcemy, by do tego doszło. Dlatego następuje zamknięcie jednego przed drugim skutkujące brakiem rozmowy, oddalaniem się od siebie.
Być konstruktywnym
Słyszałem kilka razy, jak ksiądz podczas ślubu życzył nowożeńcom, aby się kochali, szanowali, mieli wielką rodzinę itp. Ale tylko raz słyszałem życzenie, by małżonkowie w swoim życiu się kłócili. Po głębszej analizie doszedłem do wniosku, że to jest bardzo w małżeństwie potrzebne – dobra kłótnia. No bo który z panów nie dzieli się odmiennym zdaniem z kolegą z pracy, z którym spędza większość dniówki? Albo która z pań nie posprzecza się czasami z przyjaciółką? A przecież z żoną/mężem przebywamy o wiele dłużej, łączy nas dużo większa nić emocjonalna, znamy się, a co za tym idzie również denerwujemy się wzajemnie nieporównywalnie bardziej, niż ma to miejsce w innych relacjach. Dlaczego mielibyśmy zatem udawać, że kłótnie u nas nie istnieją? Kto na dany temat miałby inne zdanie, jak nie współmałżonek? Chodzi jednak o to, aby ta kłótnia była konstruktywna. Aby coś budowała lub cementowała, a nie niszczyła i obrażała. Aby małżonkowie po zakończeniu zwady mieli poczucie, że walczyli o rzeczy ważne, które przyniosą korzyść nie jednej stronie, a całej rodzinie. Nie jest to proste, bo z kolei każdy ma w sobie, większą czy mniejszą, chęć wygrania. Jednak prawdziwa wygrana będzie miała miejsce nie wtedy, gdy przeciągniemy drugą osobę na siłę na swoją stronę, ale wtedy, gdy będzie remis (tak – zwycięski remis!), czyli kompromis – kiedy obie strony coś poświęcą na rzecz drugiej. Wtedy, gdy po słownej utarczce małżonkowie nie pójdą spać pogniewani, a pogodzeni (patrz: Ef 4, 26).
Zacząć od tego, co ważne
Od czego zacząć naukę rozmawiania? Tu chyba nie ma książkowego wzoru, ponieważ nie dość, że każdy człowiek jest unikalny, to na dodatek z mieszanki dwóch unikalności zawsze może powstać związek inny niż wszystkie znane dotychczas. Natomiast warto w małżeństwie zacząć mówić o swoich potrzebach na głos, bo błędne jest utożsamianie potrzeb z egoizmem, tym bardziej że potrzeba może dotyczyć czegoś wspólnego (np. wspólnego wyjazdu, zjedzenia romantycznej kolacji tylko we dwoje, zmiany auta). W małżeństwie nie ma czasu na oczekiwanie, na domyślenie się przez drugą stronę (co może w ogóle nie nastąpić) – należy wyraźnie artykułować swoje potrzeby, by wspólnie próbować je realizować lub odróżniać od zachcianek. I tak jak duety muzyczne potrzebują wielu prób, by idealnie się zgrać, tak samo małżonkowie muszą ćwiczyć praktykę dobrej rozmowy, aż zacznie ona wychodzić. Jednym przyjdzie to szybko, drugim zajmie dużo więcej czasu, ale w pamięci należy mieć także to, że nieużywane umiejętności zanikają. To, że dojdziemy do perfekcji (o ile dojdziemy), nie oznacza, że tak będzie już zawsze. Bo w tych próbach nie jest najważniejsze dojście do mistrzostwa, ale samo próbowanie – im więcej się rozmawia, tym więź między małżonkami jest silniejsza, głębsza.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2 | kwiecień-czerwiec 2023
/mdk