Przed nami refleksyjny początek listopada. Uroczystość Wszystkich Świętych przypomina nam, gdzie jest nasz prawdziwy dom, Dzień Zaduszny niesie ze sobą wspomnienie o tych, którzy opuścili ten świat, chociaż nie przestali być częścią naszej pamięci i dziedzictwa, także tego materialnego.
W moim domu, urządzonym w stylu eklektycznym, jak to ktoś ładnie nazwał, nowe sprzęty sąsiadują ze starymi, mającymi swoje lata i historię. Część z nich służyła niegdyś członkom naszej rodziny, którzy już odeszli do wieczności. Stara, nadal sprawna maszyna do szycia rezyduje w głównym pokoju, chociaż u babci stała skromnie w kącie kuchni. Szafy pamiętające dwudziestolecie międzywojenne przywędrowały do nas z domu cioci mojego męża. Jest jeszcze trochę niekompletnej zastawy stołowej, korale, kryształowa miska… Malutko tego, ale jest i to cenne, bo w niektórych domach nie ma nic i to wcale nie z wyboru gospodarzy.
Mój brat długie lata mieszkał w Londynie. Odwiedziłam go, gdy wynajmował mieszkanie w Du Cane Court – słynnym apartamentowcu w dzielnicy Balham. Charakterystyczny, olbrzymi budynek oddano do użytku w 1937 roku. W trakcie bombardowań Londynu nie ucierpiał, stanowiąc punkt odniesienia dla pilotów niemieckich samolotów. Budynek zachował swoje oryginalne wyposażenie w stylu Art Deco, więc czasem służy filmowcom. Kręcono tu sceny do kryminałów na podstawie książek Agathy Christie. Generalnie Brytyjczycy nie mają problemów ze znalezieniem odpowiedniej scenerii, ani rekwizytów do swoich filmowych historycznych produkcji. To kraj pełen zamków, rezydencji, urokliwych miasteczek i wiosek z wielowiekową historią, mimo że podczas nalotów w czasie II wojny światowej punktowo ucierpiał. Zupełnie odwrotnie niż Polska, która punktowo nie ucierpiała.
Nie tutaj miejsce na historyczno-geograficzne analizy. Wszyscy wiemy jakie mamy położenie i jakie burzliwe dzieje za nami. Historia naszego kraju spleciona jest z historii poszczególnych rodzin, które traciły swoich bliskich i swoje materialne dziedzictwo, niszczone i grabione przez najeźdźców ze Wschodu i z Zachodu. Wraz z tym co materialne utracona została częściowo pamięć – rodzinne wspomnienia spłonęły wraz ze zdjęciami, dokumentami, obrazami. Były w wielu rodzinach takie historie, których się głośno nie opowiadało, najpierw z lęku przed Niemcem, potem przed sowieckim Wielkim Bratem, dzierżącym tu władzę przez 44 lata. Wiele z nich umarło wraz z tymi, którzy je znali. W kontekście tej wielkiej biedy i dziwi, i nie dziwi zarazem, dyskusja o zasadności domagania się od Niemiec reparacji wojennych. Niech za podsumowanie posłuży tu historia z Wielkiej Brytanii. W sierpniu PAP doniósł, że Daniel Krawczyński - brytyjski poseł polskiego pochodzenia - zaczął badać możliwość składania przez polskich obywateli, którzy ucierpieli w czasie II wojny światowej i mieszkają w Zjednoczonym Królestwie, indywidualnych pozwów przeciw władzom Niemiec. Radził też polskiemu rządowi, żeby pozwał Niemcy przed międzynarodowy trybunał, skoro te nie chcą rozmawiać o reparacjach. Sukces tej sprawy, zdaniem brytyjskiego posła, to tylko kwestia pieniędzy wyasygnowanych przez polski rząd.
/mdk