Poniedziałkowe popołudnie. Centrum miasta. Straż pożarna, karetka, a także policja na sygnałach podjechały pod jeden z budynków. Ludzka ciekawość nie pozwala przejść obojętnie obok takiego widoku. W głowie od razu pojawia się mnóstwo pytań, co przed chwilą mogło się wydarzyć…
Można by rzec, że był to dzień jak co dzień w pracy, jednak sygnały służb porządkowych wyrwały nas (mnie i redakcyjne koleżanki) na chwilę zza biurka. Chęć zobaczenia, co się dzieje za oknem, zwyciężyła. Obrazy, które wspólnie obserwowaliśmy przez kilkanaście minut, nie napawały nadzieją. Wszystkie z nich sugerowały, że w jednym z mieszkań znajduje się… martwy człowiek. Ta poniedziałkowa sytuacja wywołała później nawet większą dyskusję w redakcyjnym gronie i skłoniła do smutnej refleksji o samotności na starość.
Okna mieszkania na ostatnim piętrze już od dłuższego czasu były zasłonięte. Kwiatek w jednym z nich nie wyglądał na uschnięty, a wręcz przeciwnie, wydawał się być w miarę zadbany. Tylko pojedyncze pożółkłe liście sugerowały, że jednak ktoś od jakiegoś czasu przestał się o niego troszczyć. Ile czasu mogło to trwać? Nie wiadomo.
Gdy strażakom udało się już dostać do zamkniętego mieszkania, ratownicy medyczni wraz z policjantami zaczęli po kolei otwierać okna. Prawdopodobnie po to, żeby pozbyć się lub chociaż w jakimś stopniu zneutralizować nieprzyjemny zapach ludzkich zwłok. Służby wezwał mężczyzna w średnim wieku, który podczas całej tej akcji przebywał na półpiętrze klatki schodowej i z kimś rozmawiał przez telefon. Czy był to ktoś z rodziny informujący bliskich o tym, co się właśnie wydarzyło? A może właściciel mieszkania z naprzeciwka, które obecnie jest remontowane i nie wygląda na zamieszkałe, poczuł dziwny zapach i postanowił to zgłosić? Jedno jest pewne. Człowiek odszedł z tego świata. Być może w ciszy, prawdopodobnie w samotności. Być może ze starości, a może popełnił samobójstwo.
Słyszy się nieraz takie powiedzenie, że „starość się Panu Bogu nie udała”. A ja się tak zastanawiam, czy ta starość nie byłaby choć trochę piękniejsza, gdyby miało się taką osobę lub osoby (rodzinę, sąsiada), która by zapukała do naszych drzwi? Podałaby tę, jakże często przywoływaną, szklankę wody na starość? Zaopiekowałaby się nami? Zatroszczyła? Zapytała, jak minął dzień? Różne rzeczy dzieją się w życiu człowieka, czasami relacje rodzinne lub przyjacielskie nie układają się tak, jak powinny, również te sąsiedzkie nie są zbyt przyjazne. Przykre i jednocześnie smutne jest to, że wtedy jedynym gościem, który może zapukać do naszych drzwi, jest ten o imieniu samotność.
/ab