Marta Witczak-Żydowo: Pozorna wolność słowa

2021/04/9
AdobeStock 232163444
Źródło: Adobe Stock

Uczelnie wyższe, instytucje naukowe, debaty i konferencje dydaktyczne jako przestrzenie swobodnego ścierania się poglądów, gwarantujące wolność wyrażania swojego zdania, z szacunkiem i bez naruszania godności innych. Czy na pewno?

Do kilku refleksji na temat rzekomej wolności słowa w miejscach, które winny takie prawo zapewniać, zainspirowała mnie debata publiczna, tocząca się niedawno wokół zapowiedzi brytyjskiego rządu o wprowadzeniu szeregu nowych środków i stanowisk, aby w żaden sposób nie ograniczać wolności słowa na uniwersytetach, szczególnie największych i najbardziej prestiżowych, jak Uniwersytet Oksfordzki czy Uniwersytet w Cambridge. Gavin Williamson, minister edukacji wyjaśniał, że działania te podyktowane są rosnącą liczbą studentów, pracowników i naukowców uciszanych lub nie dysponujących platformą wyrażania „niepopularnych” poglądów.

Na kanwie tych doniesień, swoje zdanie wyraziła profesor Selina Todd, wykładowca historii współczesnej na Uniwersyteckie Oksfordzkim. W wywiadzie dla „Radia BBC 4” Todd podkreśliła, że ​​uniwersyteckie dyskusje są często tłumione lub w ogóle nie dochodzą do skutku, ponieważ polityce w zakresie wolności słowa bezpośrednio zaprzecza… polityka różnorodności, tak szeroko zakrojona na brytyjskich uczelniach, i ogólnie - w całym sektorze edukacji. Profesor skrytykowała popularny i mocno zakotwiczony w systemie program „Stonewall Diversity Champions”, który promuje zatrudnianie osób ze społeczności LGBT. Jak mówiła, to właśnie działania tego typu budują stanowiska ideologiczne, a nie politykę opartą na faktach. Wypowiedź Todd wzmocniona była przez ataki w jej kierunku ze strony osób transpółciowych, coraz częściej powtarzające się, kiedy „prawa mniejszości nie są wystarczająco respektowane”.

Brytyjka wyartykułowała problem, z którym ja także się zetknęłam. Nie skończyłam Oxfordu, ale przez rok studiowałam na Uniwersytecie w Antwerpii, czyli w jednym z najbardziej zlaicyzowanych krajów Europy. Oczywiście - na własne życzenie, ale również zostałam wtłoczona w ramy szeroko pojętej poprawności oraz wynikających z niej wymogów. Nie miałam możliwości zrezygnowania z wielu zajęć, które na siłę wpajały ogólnoprzyjęte schematy. Nie mogłam nie wykonać projektów, które z góry zakładały, że na przykład: popieram adopcję dzieci przez pary homoseksualne lub zgadzam się ze stwierdzeniem, że małżeństwo to przeżytek. Sprzeciw lub odmowa oznaczał niezaliczenie przedmiotów. To wszystko ubierano w kategorie wysokiego poziomu nauczania i postępu, a tymczasem odmienne poglądy były ignorowane lub wręcz piętnowane, co w konsekwencji prowadziło do wybierania drogi unikania konfrontacji – nie przeze mnie, ale przez większość osób. Debata była unieważniona od samego początku. W miejscu, które powinno ją gwarantować.

Z Europy Zachodniej wróćmy do Polski – tu sytuacja nie jest dalece odmienna. Wąska, świecka, liberalna ideologia, która dominuje na kampusach uniwersyteckich, ale też w przestrzeni naukowej – to swoista cenzura. W opozycji do niej, często stawia się wartości chrześcijańskie, a stąd łatwo już o formułowanie zarzutów o naruszenia, a nawet stosowanie wykluczenia. Powołując się na wolność myśli i intelektualnej debaty i walkę o nie, w rzeczywistości ogranicza się jej zasięgi, tworzy sztuczne granice, buduje stanowiska i podziały.

Oczywiście, ta dyskryminacja dotyczy wielu sfer życia, nie tylko środowiska akademickiego, ale jest to zaprzeczenie istoty uniwersytetu, gdzie młodzi ludzie formułują swój światopogląd i poszukują wzorców. Dla mnie nie było krzywdzące, kiedy w Belgii przypisywano mi cechy niepostępowej, ale już tak, kiedy odbierano mi prawo głosu i dyskusji – i to chyba najgorsze co może być, kiedy spodziewasz się czegoś zupełnie innego.

I oczywiście, tego typu ,,obostrzeń’’ nie ma co porównywać z prześladowaniami chrześcijan - restrykcjami i krwawymi represjami, które stosowane są wobec nich każdego dnia na całym świecie, ale jednocześnie ograniczanie wolności słowa wobec niektórych grup to działania po cichu, celowe, wpisujące się w ciąg szykan, ograniczając dostęp do myśli, a w niektórych wypadkach wpływając na uniemożliwienie przekazu. Skoro w medialnych doniesieniach giną lub są tak powszechne, że stały się zwyczajne, informacje o morderstwach chrześcijan na tle religijnym, nie spodziewam się, żeby podkreślano, że polityka różnorodności jest swoistą cenzurą. Wobec tego jako katolicy tym bardziej nie powinniśmy przyjmować postawy milczenia lub obojętności we wszystkich kwestiach, w których jesteśmy dyskryminowani, a nierówna debata akademicka jest jedną z nich.

/mwż

Marta Witczak Zydowo

Marta Witczak

Politolog, publicystka, podróżniczka. 

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#wolność słowa #cenzura #Europa Zachodnia #wolność #Belgia
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej