Chociaż od kilku stuleci nie ma większych zmian pośród religii świata, sama ludzka religijność zmienia się bardzo szybko i niemalże każde pokolenie szuka nowości i odmienności. Niewątpliwie jest to powiązane ze zmianami zachodzącymi w całym społeczeństwie i migracją kultur, przy czym konieczne jest podkreślenie, że dotyczy to grup mniejszościowych, bo liczba wiernych sukcesywnie maleje. Dlatego też na uwadze trzeba mieć zarówno nacisk na wspólnotowość, jak i na indywidualizm, choć wydają się sprzeczne.
Szybka transcendencja
Współcześnie w podświadomości ludzkiej może toczyć się wielki konflikt. Idąc w górę piramidą Maslowa, zauważamy, że niemal wszystkie stopnie, poza ostatnim, są na wyciągnięcie ręki we współczesnych społeczeństwach, począwszy od średnio rozwiniętych. Na wierzchołku piramidy znajdują się jednak potrzeby transcendencji, których pragnienie wyraża się w określeniu homo religiosus. Wydaje się, że większość systemów religijnych wskazuje, że w stan kontemplacji można wejść wyłącznie poprzez ciszę, skupienie oraz… czas. Tymczasem jeśli dwa pierwsze możemy jeszcze w ciągu dnia uzyskać, tak czasu brak. Osoba zatem szuka sposobu na szybkie „wyjście” z codzienności. W tym miejscu J. Ratzinger wskazuje, że dużo ludzi popada w nałóg, głównie narkotykowy, ponieważ poprzez ten marny substytut transcendencji próbują wyjść poza siebie. Swoją drogą substytut to nawet złe określenie, ponieważ to zwykłe zakłamanie rzeczywistości, błędny środek wybrany do zaspokojenia potrzeby. I może trochę na wyrost, ale trzeba napisać, że zamiast mieć uduchowioną Europę mistyków, mamy szpitale psychiatryczne, centra terapii i cmentarze pełne młodych ludzi.
Mistyka Zachodu
Coraz większą popularnością wśród Europejczyków cieszą się wschodnie kulty, ukryte pod postacią różnych medytacji. Trzeba zauważyć, że nie dotyczy to wyłącznie zapożyczania elementów kultury indyjskiej, ale również odmian religii pierwotnych i niektórych elementów tradycji azjatyckich. Taka transkulturowość tworzy współczesny mistycyzm Zachodu, powstały z „eklektyzmu” religijnego Wschodu, za którym nie są niesione żadne wartości. To jedynie chwilowe zaspokojenie potrzeby odprężenia umysłu. Jest to o tyle pociągająca alternatywa, że poza obrzędowością nie niesie żadnych paradygmatów moralnych oraz potrzeby mocnego przywiązania się. Można dowolnie zmieniać swój pogląd, prowadzić różne życie, a jednocześnie, wyłącznie poprzez zmysły, „osiągać” uniesienie ducha. To zdecydowanie za mało by móc nazwać to kontemplacją, szczególnie że ona dotyczy zwrócenia się ku Komuś. Znowu wygoda sprawia, iż drzewo Europy wyrosłe na korzeniu chrześcijaństwa chce wydawać owoce indyjskiego mango, kwitnącej wiśni oraz pogańskie zioła.
Przeobjawione jednostki
Innym skutkiem marazmu religijnego Europy staje się „przeobjawienie”, którym można określić dwa zjawiska. Pierwszym bez wątpienia jest subiektywizm doktryny wiary, gdzie każdy wybiera sposobny dla siebie „para-dogmat”, uznając go za swoją definicję danej religii. Bez różnicy czy jest on sprzeczny z primia principia lub sensus communis, nie wspominając o konkretnych dogmatach różnych religii. Jeśli bowiem dana teoria pasuje danej osobie, wówczas domorosły teolog buduje kolejny system nauczania wsobnego i utwierdza się w swojej racji, jednocześnie podpinając się pod jakąś większą grupę. Drugie rozumienie to objawienia prywatne, które częstokroć niezatwierdzone przez odpowiednie władze, stają się, czy to lokalnie, czy światowo, jakimś centrum kultu. Póki przynoszą owoce, sprawa jeszcze jest w miarę zdrowa, gdy natomiast po latach (lub już na samym początku) okazuje się, iż dochodzi do podważenia prawd wiary, mamy do czynienia z czymś złym. Bywa i tak, że to wynik choroby psychicznej, jednakże trzeba być ostrożnym, ponieważ zwodzicielu jest wielu.
Wiara Europy
Trzeba szczerze zauważyć, że Europa wciąż głodna jest wiary, jednakże nie potrafi tego pierwotnego pragnienia karmić tym, co podtrzymywało jej istnienie przez tysiące lat. Nie chodzi już o formę, bo niezależnie od środków ewangelizacji, wielu Europejczykom słowo „Jezus” się znudziło i wyszli na poszukiwania innych zbawiennych środków. Zatem główną receptą reewangelizacjyjną jest zafascynowanie na nowo. Stary Kontynent wciąż pragnie Boga - to jest nadzieja, która winna nas podtrzymywać w kryzysie widocznym od Uralu po Atlantyk. Potrzeba zabrać sprzed oczu ludzi bożka i postawić Boga.
/mdk