Refleksja pewnej mamy 30. letniej niepełnosprawnej Helenki z Alfabetu cierpienia Marii Chodkowskiej: W strumieniu sloganów, pustych słów, którymi codziennie jesteśmy obdarzani i nie szczędzimy ich innym, czasem pojawiają się słowa wzbudzające w nas jakieś cieplejsze uczucia, głębszą refleksję, człowiecze zamyślenie. Tak się dzieje, gdy mówimy o dziecku.
Tak stało się w niedzielne przedpołudnie 20 sierpnia. Usłyszałem słowa, które poruszyły mnie do głębi. Dotyczyły bowiem dzieci dotkniętych niezawinionym cierpieniem. Trudne zagadnienie, na które od dawna poszukuję odpowiedzi. Próbuję zrozumieć.
A było to tak. Odwiedziliśmy z Małżonką Sanktuarium Gietrzwałdzkie. W sezonie letnim staramy się odwiedzać Panią Gietrzwałdzką jak najczęściej. Przynajmniej raz w tygodniu, właśnie w niedzielę. Przynosić Jej wszystkie nasze sprawy z minionego tygodnia, szczególnie te najtrudniejsze. Uczestniczyliśmy w Eucharystii sprawowanej przez ks. kan. Pawła Ziębę, dyrektora CARITAS Archidiecezji Warmińskiej. Eucharystia sprawowana była pod warmińskim niebem, przed Kapliczką Objawień. Urzekająca sceneria ukazująca piękno sierpniowego dnia. Powaga modlitwy, skupienie, świadomość miejsca objawień Królowej Nieba i Ziemi. W Słowie Bożym ks. kan. Zięba nawiązał do funkcjonującego w Olsztynie Hospicjum Stacjonarnego dla Dzieci Caritas w Olsztynie. Mówił o niełatwych kontaktach z rodzicami dzieci w terminalnej fazie choroby, którzy dość często zadają trudne pytanie: dlaczego? Odniósł się także do samotności w zmaganiu się z chorobą, z własnymi słabościami. Wolontariat przedstawił jako niezwykłą służbę i oddanie siebie człowiekowi oczekującemu daru bliskiej obecności.
Słuchając przypomniałem sobie, że w opowiadaniu Pierwsze dary świętego Mikołaja (zawartym w zbiorze Szaleńcy Boży), Zofia Kossak taką oto snuje refleksję: Zaprawdę (…) wszystko na świecie jest lżejsze i do zniesienia łatwiejsze niż niedola małych dzieci. Współczującym okiem ogarnąć można każdy ból i pójść swoją drogą spokojnie, jeno nie cierpienie dziecka. (…) Krzywda dziecka cięższa jest niż świat. Niewinne oczy, zachodzące łzami z bolesnym zdziwieniem nad złem, palące są i niezapomniane jak wyrzut Boga samego. Niewinność Chrystusowa mieszka w drobnym ciałku nie znającym grzechu ni jego przyczyny. Kto miłuje Chrystusa, miłować musi ponad wszystko inne – dzieci.
Zapamiętałem słowa Zofii Kossak jak żadne inne. Nie tylko z samej ludzkiej wrażliwości. Znam ich ciężar gatunkowy tym bardziej, gdyż dotyczą także własnych doświadczeń. Jest taka książeczka, której tytuł umieściłem w tytule felietonu. Jej autorem jest człowiek wyjątkowy, włoski bł. ks. Karol Gnocchi. Rozjaśnił mi nieco ciemne strony posępnego, poruszającego obrazu. Choć sam buntował się przeciwko cierpieniu niewinnych dzieci i zmagał się z nim do końca życia. Jednak widok niewinnego cierpienia stał się ziarenkiem, z którego po II wojnie światowej wyrosło olśniewająco piękne dzieło księdza Karola. Polecam tę książeczkę. Ufam, iż niejedną nadmiernie rozbuchaną pychę i nierozumność sprowadzi do pokornej refleksji nad ludzkim życiem i do tego, co w nim jest najważniejsze. Jak napisał bł. ks. Gnocchi: Wszyscy bowiem w jakiś sposób jesteśmy nie tylko „zamieszani” w sprawę ludzkiego cierpienia, ale spoczywa na nas również w związku z tym pewna odpowiedzialność. Ktoś, kto wobec bólu tych, którzy w życiu stawiają pierwsze kroki, chowa się w „bólu-zagadce”, często o tym zapomina; tak jak ten, kto kładzie zbyt mocny nacisk na „ból-tajemnicę”, nie oceni właściwie miary odpowiedzialności człowieka.
Palące są i niewinne oczy zachodzące łzami z bolesnym zdziwieniem nad złem, w które tak często spoglądam. Doświadczenie to przeżywam jako próbę, której zostałem poddany za przyzwoleniem dobroci Boga ku oczyszczeniu mojej wiary. Zarówno ST jak i NT utrzymuje, że Bóg przeprowadza przez tygiel bólu i cierpienia tych, którzy są Mu bliscy.
Boże miłosierdzie jest lekiem mocniejszym od choroby, jaką ma leczyć.
/mdk