6 czerwca Rada Miasta Wrocławia zaapelowała do Prezydenta Miasta Jacka Sutryka o – tu obszerny cytat: „wprowadzenie Zarządzenia, na podstawie którego zostanie wprowadzony w Urzędzie Miasta Wrocławia Standard, że przestrzenie Urzędu są miejscami neutralnymi religijnie. W oparciu o taki Standard w budynkach Urzędu Miejskiego Wrocławia dostępnych dla osób z zewnątrz oraz podczas wydarzeń organizowanych przez Urząd nie eksponuje się w przestrzeni (np. na ścianach, na biurkach) żadnych symboli związanych z określoną religią, czy wyznaniem. Nie dotyczy to symboli religijnych noszonych przez osoby pracujące w urzędzie na użytek osobisty. W oparciu o taki Standard również wydarzenia organizowane przez urząd mają charakter świecki, tzn. nie zawierają elementów religijnych, np. modlitwy, nabożeństwa, święcenia.”
Dokument opublikowany na repozytorium bazy aktów własnych Urzędu Miejskiego posiada status: „obowiązujący” – cokolwiek znaczy to znaczy. Tak się bowiem składa, że póki co adresat czyli Prezydent Wrocławia, dystansuje się od wprowadzenia rzeczonego „Standardu”. Swoją drogą to pojęcie, z jakiegoś powodu pisane z wielkiej litery, zdaje się być fragmentem politycznej nowomowy, którą radni ewidentnie lansują. Wygląda na to, że od strony politycznej rzecz biorąc, może on sobie na razie na to pozwolić, bowiem rzeczony dokument został przegłosowany wcale nie przytłaczająca większością głosów – za jego przyjęciem głosowało 14 radnych, 10 było przeciw, a kolejnych 10 wstrzymało się od głosu. Tych ostatnich, dość przekornie dla zwolenników „świeckości standardów”, należy faktycznie uznać za konsekwentnie neutralnych światopoglądowo, skoro rzecz zdaje się być im obojętna, choć w rzeczywistości jest to najprawdopodobniej w większości grupa chcąca oddać panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.
A więc jednoznacznie za dokumentem stoi mniejszość Rady. To są jednak szczegóły, bowiem większość mediów rzecz traktuje bardzo jednoznacznie. Niektóre tytuły informacji internetowych na ten temat brzmią następująco: „Radni chcą usunąć krzyże z wrocławskiego urzędu.” (Gazeta Wrocławska), „Radni wzywają prezydenta Wrocławia do zdejmowania krzyży w ratuszu. W apelu mówią o wolności sumienia i wyznania” (Radio Eska), „Zdjąć krzyże ze ścian, koniec modlitw i święcenia miejsc w urzędzie...” (TuWrocław.com), „Rada miejska poparła pomysł Lewicy i wzywa Jacka Sutryka do zdejmowania krzyży w ratuszu” (Wroclife.pl). Oczywiście tego typu krzykliwych nagłówków jest więcej, a media na pewno nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa. Na tym tle dość oryginalnie brzmi tytuł z mojej „ulubionej” i jak się wydaje w takich okolicznościach zazwyczaj niezawodnej „Wyborczej”, która dała co następuje: „Zakaz krzyży w urzędzie, ale nie we Wrocławiu”, dodając do tego cytat z wypowiedzi Prezydenta Miasta, który ma rzecz całą nieco łagodzić: „To niepotrzebna pożywka dla niektórych środowisk politycznych’". Odbieram go podobnie jak głosy wstrzymujące chwilę temu ocenione. Chciałby ten tytuł nie zrazić sobie ani lewicy ani z Sutrykiem, który jakoś tam jest „swój”, nie zadzierać. Na tym tle różni się zarówno tytułem, jak i następnie również treścią wrocławski „Gość Niedzielny”, który zatytułował stosowny komentarz ks. prof. Kazimierza Papciaka: „O ściąganiu krzyży w urzędach. Ksiądz: ‘Głupia samorządowa chrystofobia’". „Gościa” cytuję nie tylko dla zasady, że niby jak wszyscy, to wszyscy, ale też dlatego, że jest w mojej opinii trafny i oddaje logikę tego, co się dzieje z symbolami religijnymi w przestrzeni publicznej od jakiegoś czasu. Choć z drugiej strony proces ten jest obserwowalny w historii na pewno od oświecenia. Od tamtego czasu kolejne ideologie próbują podporządkowywać świat swoim założeniom, a ludziom za nimi stojącym wydaje się, że są nowi i postępowi. Jak widzimy zaczyna się od wielkich miast, w tym wypadku mamy stolicę, której prezydent ochoczo został frontmenem tego fragmentu rewolucji, przy okazji jego działań sprawdzono reakcje opinii publicznej i jak widać ruszono do przodu.
Skutki prawne rzeczonego apelu grupy radnych wrocławskich nie są istotne. Jak widać na chwilę obecną są one żadne, ale z czasem… kto wie, na pewno ich sprawcy i realizatorzy będą w pocie czoła walczyli.
/mdk