
Żyjemy w czasach, w których kult ciała i sprawności fizycznej jest wszechobecny. Media bombardują nas wizerunkami idealnych ciał, a my, porównując się z nimi, często czujemy się niewystarczający. Wielu żyjących współcześnie na tym świecie nie chce słyszeć o tym, że ciało to nie wszystko. Że jest jeszcze dusza i – co za tym idzie – warto byłoby pomyśleć nie tylko o życiu doczesnym, ale i wiecznym. Dla wielu stwierdzenie takie jest wręcz zgorszeniem. Tak samo jak obecność „nieidealnych”.
Tytułowi nieidealni to ci, którzy burzą sielankowy obraz i są przeszkodą w tym, by na ziemi żyli sami szczęśliwi, realizujący się ludzie. Chodzi mi zwłaszcza o osoby chore i niepełnosprawne, które wielu współczesnych chciałoby przynajmniej przemilczeć. A i nie miałoby pewnie też nic przeciwko temu, żeby wzięli i gdzieś sobie zniknęli. Co ciekawe, wyjątek uczyniono dla osób, które z ideałem minęły się na podstawie świadomych wyborów, tworząc ruch „body positive”. A jak jesteś chory lub niepełnosprawny? To „idź być nieidealnym gdzie indziej”.
Powyższe stwierdzenie to, rzecz jasna, jakaś forma publicystyki i nie twierdzę, że wszyscy tak mają i nie ma postaw odmiennych. Trzeba jednak odnotować takie podejście, gdyż w obecnym świecie, zwłaszcza w zachodniej jego części, wyraża ono poglądy ogromnej części społeczeństw.
Odpowiedź Kościoła
Dla odmiany napotykamy wspaniałe świadectwa, zadające kłam takiemu wykluczającemu podejściu. Skoro jesteśmy środowiskiem katolickim, to nie zdziwi nikogo, że za przykład postawię papieża Franciszka, który wielokrotnie wzruszał świat, przytulając i całując osoby ze zdeformowanymi chorobą twarzami i ciałami. Za każdym razem zdjęcia z tych spotkań miały swoje przysłowiowe pięć minut w mediach, ale później niestety chyba szybko o nich zapominano.
Kontynuując wątek katolickiego spojrzenia na omawiane tutaj kwestie, to przecież nie odrzucamy wartości ciała, ale też nie traktujemy go w oderwaniu od człowieka – takiego, jakim on jest. Nietrudno tutaj o przesadę w drugą stronę, to jest zarzucenia dbałości o ciało i skupienia się „tylko” na duszy. Człowiek to człowiek i w całości zmartwychwstanie. Jedni pójdą na zmartwychwstanie życia, inni – niestety – na zmartwychwstanie potępienia.
Wracając jednak do ciała. Jako chrześcijanie powinniśmy o nie dbać, ale także krzewić szacunek do ludzkiego życia i walczyć w imieniu tych, którzy za siebie walczyć nie mogą. Chodzi mi oczywiście o dzieci nienarodzone, ale także osoby niepełnosprawne, chore, zmagające się ze stanem, w którym wydaje im się, że jedyną ucieczką jest śmierć. To nie są sprawy łatwe, patrząc z perspektywy doczesności, ale Chrystus niesie nadzieję zbawienia i przebywania z Nim w wieczności tam, gdzie nie będzie już śmierci, chorób i bólu. Tam ciała wszystkich ludzi będą idealne – stworzone przez Boga do wieczności. Ideał ziemski, kreowany zresztą w oparciu o różne mody na przestrzeni historii, jest zaledwie bardzo słabym cieniem tego, do czego dążymy. Ciekawy w tym kontekście jest 15 rozdział 1 Listu do Koryntian.
Fundamenty biblijne przypominają nam, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga (Rdz 1, 27). Ta fundamentalna prawda dotyczy każdego człowieka, niezależnie od jego stanu zdrowia czy sprawności. Godność człowieka nie wynika z jego sprawności, ale z faktu bycia dzieckiem Bożym. Jezus Chrystus, uzdrawiając chorych i utożsamiając się z najbardziej potrzebującymi (Mt 25, 31-46), pokazał, że Jego miłość i miłosierdzie nie znają granic. Kościół przypomina nam, że każdy członek wspólnoty jest ważny i potrzebny, a wezwanie do troski o słabszych (Ga 6, 2) jest naszym chrześcijańskim obowiązkiem.
Raz jeszcze podkreślę, że sprawy o których piszę, nie są łatwe. W perspektywie doczesnej kryją się ludzkie dramaty. By zrozumieć, potrzeba otwarcia na Bożą łaskę. Dostrzegając w cierpieniu szansę na duchowy wzrost i zjednoczenie z Chrystusem, możemy łatwiej zaakceptować swoje „nieidealności” i pomagać innym w dźwiganiu ich brzemion.
Kto będzie sędzią?
Wrócę w rozważaniach jeszcze na chwilę do postawy opisanej na początku. Zakłada ona odrzucenie lub przynajmniej ignorowanie perspektywy wieczności. Wówczas cierpienie, choroba, niepełnosprawność i ból stają się nie do zaakceptowania. W tym systemie receptą jest aborcja i eutanazja, które mają oszczędzić cierpień. Wynikających z tego problemów etycznych jest niemało. Ja chciałbym skupić się w tym miejscu na jednym z nich.
Jako wstęp podam autentyczną historię. Znam przypadek z Polski: rodziców, którzy porzucili po narodzinach swoje dziecko, bo miało delikatnie krótszą jedną rękę. Dla klarowności przekazu: oprócz tego było ono zdrowe. Żadnych zdiagnozowanych chorób, niepełnosprawności. Za krótka ręka wystarczyła, by wpaść pod paragraf: „nieidealny”. Żeby dopełnić dramatyzmu tej historii, to z tego, co wiem, później przez długi czas z tego samego powodu dziecko to nie mogło znaleźć rodziny adopcyjnej.
Problem, który chcę zasygnalizować, podam na przykładzie pytania dodatkowego: a co, jeśli to dziecko miałoby krótszą nie całą rękę, a tylko palce? Czy znalazłoby uznanie w oczach rodziców? A może ten fakt umknąłby uwadze lekarzy i jakoś by się przemknął przez bramkę filtrującą, kto się nadaje, a kto nie? Zapytajmy dalej: co, gdyby krótsze były tylko trzy palce? Czy takie dziecko zostałoby oddane? Gdyby to był jeden palec?
Słyszałem kiedyś o przypadku z Nowej Zelandii lub Australii, gdy matka zażądała dokonania aborcji, gdy się okazało, że dziecko ma zrośnięte dwa palce u stopy. Zgodnie z relacją nawet lekarz namawiał ją, by tego nie robić, bo to wada banalnie prosta do usunięcia. Niestety, za zrośnięte palce dziecko usłyszało wyrok śmierci.
Pytanie fundamentalne
Można mi zarzucić, że podaję przykłady skrajne, ale mam ku temu dwa powody. Po pierwsze, takie rzeczy się dzieją i trzeba o nich mówić, by pokazać różne oblicza świata, w którym żyjemy. Po drugie, przez te historie chcę pokazać, że wyznaczanie, kto może żyć, a kto ze względu na chorobę czy deformacje żyć nie powinien, to igranie z ogniem. Jest to szalenie niebezpieczne, bo raz postawiona granica nie odpowiada na pytanie: kogo można zabić? Ona odpowiada na pytanie: czy wolno zabić? Gdy na to pytanie odpowiemy pozytywnie, to najpierw usunie się ludzi sparaliżowanych, chorych psychicznie, ze zdeformowanymi ciałami. A później dziecko, które ma za krótki palec. A na sam koniec nawet takie, które ma paluszki jak z katalogu – ale akurat ważniejsze są kariera, podróże czy lifestyle’owe konto w mediach społecznościowych. Kto wie, czy wielu dzisiejszych zwolenników takiego podejścia nie skończy równie marnie, gdy ich samych powali jakiś wypadek, choroba lub dopadnie starość i jacyś młodsi, zdrowsi „idealsi” uznają ich za już niepotrzebnych.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2/2025
/mdk