W zeszły wtorek nie udało mi się popełnić cotygodniowego felietonu, co – po pierwsze – zaburza nałożoną przez Redakcję i (mam nadzieję) Czytelników marszrutę, ale – po drugie – daje dłuższą chwilę na refleksję. Bo tak człowiek teraz sobie siada i myśli, o czym by tutaj napisać?
Z jednej strony łatwiej, bo skoro co tydzień znajduje się jakiś temat, to cóż to za trudność wyłapać interesujące zdarzenie z aż dwóch tygodni. Z drugiej strony okazuje się to wcale nie takie proste. I nie chodzi nawet o to, że pamięć już nie ta; ale przede wszystkim o fakt, że jak spojrzy się 14 dni wstecz to wydarzyło się całkiem sporo.
Przyjrzyjmy się szybko poszczególnym wydarzeniom, które rozpalały ostatnio serca i umysły Polaków. Lista nie jest ustawiona ani chronologicznie, ani ze względu na ważkość tematu. Ot, zróbmy sobie taki kalejdoskop i zobaczmy, co nam z tego wyjdzie.
Doda znalazła chłopaka i to wcale nie w przeznaczonym do tego celu programie. Sądząc po komentarzach duża część widzów czuje się oszukana. Wyczekiwali przecież, obstawiali, ciągnęli losy, a tu i tak „wygrał ten, kto miał wygrać”, w dodatku wcale nie będąc uczestnikiem show. Z powiązanych artykułów dowiadujemy się, że kolejne związki niektórych celebrytów kwitną; innych gasną; jeszcze inni wyjeżdżają do ciepłych krajów, bo w Polsce zimno, no i „w tym chorym kraju żyć się nie da”. Showbiznes zatem nie zwalnia i coś tam się ciągle w interesie dzieje.
Andrzej Duda rozmawiał z Emmanuelem Macronem, który później okazał się wcale nie być sobą, a grupą pranksterów. Taka sytuacja nie powinna się rzecz jasna wydarzyć, ale Andrzej Duda nie jest pierwszą i nie ostatnią ofiarą takich działań (on sam już po raz drugi), ale w komentarzach tzw. „beka” z prezydenta, nie licująca z jakimikolwiek standardami. Nie widzę za bardzo głosów potępienia dla oszustów, którzy jako motyw przewodni swej prowokacji wykorzystali tragedię w Przewodowie.
Chyba każdy z nas poczuł grozę, gdy popołudniową porą media podały informację o wybuchu. Aż do południa kolejnego dnia w zasadzie nie było wiadomo, co się wydarzyło i jakie przyniesie konsekwencje. Inna sprawa, że tak po prawdzie, to do dzisiaj opinia publiczna nie wie, co się wydarzyło, a chyba nikt nie wie jakie dalekosiężne skutki przyniesie. Na tę chwilę wygląda, że suweren/centrala w Waszyngtonie wydał komunikat, dzięki któremu widmo naszego udziału w wojnie zostało odsunięte. Plus(?) sytuacji jest taki, że niemieckie rakiety będą bronić polskiego nieba. A przy tych wszystkich układankach politycznych/medialnych/geopolitycznych itd. trzeba przede wszystkim pamiętać, że zginęli niewinni ludzie, polscy obywatele.
Równocześnie tempa nie zwalniają działania wojenne na terytorium Ukrainy. Chersoń cieszy się z odbicia z rąk rosyjskich, a z drugiej strony na Ukrainę wciąż spadają niezliczone ilości rosyjskich rakiet (skutkiem czego na Polskę także spadły czyjeś dwie rakiety).
Kolejnym wydarzeniem jest Mundial w Katarze, który w zasadzie jest jednym wielkim festiwalem hipokryzji. Morgan Freeman prowadził ceremonię otwarcia. Wytyka mu się, że wielokrotnie zabierał głos przeciw współczesnemu niewolnictwu, a w tym przypadku nie przeszkadza mu śmierć wielu budowniczych stadionów w tym państwie. Druga sprawa to tęczowe opaski, które mieli nosić kapitanowie większości europejskich drużyn. Składali takie deklaracje do czasu, aż FIFA zapowiedziała karanie żółtymi kartkami. Pomijając, że absolutnie nie przeszkadza mi taka decyzja federacji, pokazuje ona jak na dłoni, że kwestia LGBT jest medialnym nośnikiem robienia biznesu. W Europie i USA temat ten jest pompowany, ale gdy kasę można zarobić na Bliskim Wschodzie, to nagle nie ma problemu. Trochę jak słynni niemieccy projektanci ubrań i samochodów sportowych, którzy – kiedy była inna koniunktura – szyli ubrania i budowali czołgi dla Wehrmachtu.
Z rzeczy w Polsce mniej medialnych warto odnotować, że świat pokonał Cristinę Scuccia – byłą już zakonnicę – która w 2014 roku wygrała „The Voice of Italy” i rozpoczęła karierę piosenkarską. Gdzie byli wtedy jej przełożeni – nie wiem. Czy finał był łatwy do przewidzenia? Moim zdaniem tak. Pani Cristina realizuje swoją pasję, ale już bez habitu.
Na koniec wyjaśnienie, czemu nie ma w tym żadnej chronologii, ani uporządkowania pod względem ważności. A przecież takich kamyczków można dosypać jeszcze wiele do naszego kalejdoskopu. Tylko czy to ma sens? Czy sięganie po większość z tych faktów ma sens? Czy emocjonowanie się nimi ma sens? Zachęcam, by samemu sobie odpowiedzieć jak taką listę uporządkować, a – przede wszystkim – co z tej listy wyrzucić. Jasne, nie można ciągle żyć na najwyższych obrotach, skupiać się tylko na zagadnieniach wielkich. Trzeba czasami zerknąć na sprawy drobne, może i dla nas zupełnie nieważne, ale pełniące funkcję czysto rozrywkową. Tylko żeby drobiazgi nie przesłoniły spraw najważniejszych. Idzie Adwent, czas oczekiwania na ponowne przyjście Chrystusa. Może to dobry moment na takie porządki?
/mdk