1 września tego roku nieco przypadkowo spędziłem w Muzeum Pancernym w Kłaninie. Będąc akurat w okolicy postanowiłem zabrać męską część pociech na małą wycieczkę. Oprócz atrakcji typowo pancernych, jak np. jedyna w Polsce w pełni zachowana niemiecka Pantera, natrafiliśmy także na prelekcje filmowe, które stały się świetną okazją do odbycia spontanicznej lekcji historii naszego kraju.
Jeden z krótkich filmików dotyczył wydarzeń 1 września 1939 r. oraz opowiedział o obronie Helu – skrawka II Rzeczypospolitej, który skapitulował jako ostatni. Wspomniałem chłopakom, że ówcześni Niemcy napadli na nas bez wypowiedzenia wojny i – ogólnie rzecz ujmując – wyrządzili nam wiele zła. Za chwilę, po obejrzeniu większości eksponatów, na drugim końcu muzeum natrafiliśmy na znacznie weselszą tematykę – prezentowany był życiorys kaprala Wojtka, niedźwiedzia-żołnierza II Korpusu Polskiego. Znaliśmy tę historię już wcześniej z książek, ale tutaj była okazja, by zapoznać się z wieloma fotografiami Wojtka, w tym – jak mi się wydaje – także z tymi, na których misiek delektuje się używkami. Tego faktu akurat nie doprecyzowałem. Generalnie – wizyta bardzo fajna, prelekcje krótkie i treściwe, eksponaty znakomite. Bardzo polecam placówkę w Kłaninie.
Piszę jednak te kilka zdań nie tylko w tym celu. Tutaj chcę zamieścić myśli, którymi nie dzieliłem się z synami, a które chodziły mi podczas wędrówki pomiędzy eksponowanymi czołgami. W pierwszym filmie w tle leciały słowa słynnego przemówienia radiowego „A więc wojna!”, gdzie – już kiedyś wspominałem w innym felietonie – padało stwierdzenie, że „wszystkie zagadnienia schodzą na plan dalszy”. A u nas w Polsce, jakby mało nam było napięć na granicy wschodniej, trwa w najlepsze wojna, tyle że polsko-polska. Wiem, że to banał, ale w najmniejszym chociaż stopniu nasze elity polityczne powinny wyciągnąć lekcję z historii i zawrzeć konsensus, przynajmniej jeśli chodzi o politykę zewnętrzną i obronności.
Witold Pilecki w swoich raportach pisał o współwięźniach w Auschwitz, pochodzących z różnych ugrupowań politycznych. Ze smutkiem stwierdzał, że trzeba było ich tu zamknąć i codziennie pokazywać stos ciał Polaków, by wreszcie razem zasiedli przy jednym stole. Czy tego nam potrzeba, czy jednak odrobimy lekcję? Nie chcę wiele, tylko zgodnej pracy nad tym, żeby już nikt nigdy nie gazował Polaków albo strzelał im w tył głowy.
/ab