Łatwo przyzwyczajamy się do zastanego stanu posiadania. Obchody rocznic zwycięskich starć są chyba dobrym przykładem na takie twierdzenie. Tak samo jest przy okazji wspominania kolejnej rocznicy zwycięskiej bitwy z bolszewikami w sierpniu 1920 roku. Było zwycięstwo ale ono przecież samo się nie „zrobiło”. Co prawda niekiedy używa się zwrotu „Cud nad Wisłą”, który miałby być świadectwem Boskiej, czy też Maryjnej interwencji w historię ludzką, ale nawet gdyby to miała być jakaś część Prawdy, albo w sensie ogólniejszym, nawet cała prawda, to i tak do takiego a nie innego rozstrzygnięcia losów bitwy, a tym samym całej wojny, użyte zostały siły ludzkie. Tych walczących na froncie i tych modlących się o zwycięstwo.
Poza tym jeżeli mówimy o cudzie nad Wisłą to musimy przyjąć – zgodzić się z tezą bardziej zasadniczą – że to Bóg jest Panem historii i uznał, że chce mieć niepodległą, niekomunistyczną Polskę. Wtedy z faktu owego cudu coś wynika i jest to zobowiązanie do wypełnienia misji, która została przez Stwórcę przypisana narodowi i państwu. A więc jeżeli zwycięstwo przyszło nie tylko z ludzkiej ręki to musimy się nad tym cośmy, jako spadkobiercy tamtego pokolenia, z tym dziedzictwem i zobowiązaniem zrobili.
Oczywiście najlepiej jest uporządkować fakty, nawet jeśli na potrzeby takiego okolicznościowego tekstu będzie to tylko skrót. Po pierwsze komunizm jest systemem antyludzkim, a tym samym antyboskim. Komunistyczni ideologowie i praktycy rewolucji bolszewickiej, zarówno tej przeprowadzonej na społeczeństwie carskiej Rosji, jak i tych następnych, wcale tego nie ukrywali. Czasami, ze względów strategicznych, nieco powściągali język i ustępowali tu, gdzie religii wprost zniszczyć nie mogli, bo opór był zbyt silny, ale co do zasady rzecz była jasna.
Kwestia druga dla bolszewików nie istnieje, a przynajmniej ma nie istnieć – to pojęcie narodu, z jego niezbywalnym dziedzictwem kulturalnym i historią. Proletariat ma nie mieć ojczyzny, a jeśli już, to sama rewolucja jest czymś, co mu to dziedzictwo ma zastąpić. W 1920 roku wrogom chodziło o zniszczenie polskości i związanej z nią wiary ludu polskiego, jako jeden z modułów przeznaczonych do unicestwienia. Zresztą po 1945 roku pokazali to w całej Europie Wschodniej, a pamiętajmy, że rewolucja w okresie, że się tak wypowiem, bolszewickiego zarania była jeszcze bardziej drapieżna i w jeszcze większym stopniu pałała żądzą zniszczenia niż późny stalinizm, czy też późniejsze etapy komunizmu – może to była tylko kwestia strategii i wyrobienia się. W końcu koncesje na rzecz cerkwi prawosławnej nadane jej przez Stalina w latach 40-tych nie miały służyć wolności kultu, lecz uczynienia z tej instytucji kolejnego pasa transmisyjnego rewolucji, a po trosze też imperializmu sowieckiego.
Wreszcie kolejną kwestią przeznaczoną do unicestwienia była historia narodowa. Polacy w ciągu wieku XIX odbudowali swą pamięć historyczną, na nowo napisali swoje dzieje, uczynili z nich część tożsamości. Bolszewizm, który jest kolejną inkarnacją komunizmu, takich rzeczy nie akceptuje. Dla tego systemu, tak jak i dla innych totalitaryzmów, historia to co najwyżej narzędzie indoktrynacji. W rzeczywistości przeszłość się nie liczy, ale jeśli już jest to ma zadanie jedno pokazać postępy rewolucji i udowodnić słuszność marksistowskiej metody patrzenia na nią. Jak wyglądała ona w komunistycznym wydaniu wiemy, ale w 1920 roku rzecz była jeszcze groźniejsza. Zwycięstwo nad bolszewikami dało Polakom nieco więcej czasu dla głębszego spojrzenia na swoje dzieje, kulturę oraz rolę katolicyzmu w polskiej tożsamości.
Na pewno dwudziestolecie międzywojenne, które nastąpiło po przegnaniu bolszewików i po ostatecznym ukształtowaniu się naszych granic, nie było czasem, w którym wykorzystano wszystkie szanse, ale nie było źle – naród się wzmocnił, przetrwał to, co przyszło potem. Strach pomyśleć, co by było gdyby do tego zwycięstwa nie doszło, a takie niebezpieczeństwo istniało. A więc po pierwsze, nie przyzwyczajajmy się do tego co jest, a po drugie myślmy o tym po co istniejemy jako społeczność i po co mamy tę szansę, którą otrzymaliśmy i od Boga i od naszych przodków. Nie zmarnujmy jej.
/mdk