Film 303. Bitwa o Anglię wszedł na ekrany w ubiegły piątek. Dywizjon 303. Historia prawdziwa pojawi się już za 10 dni. To przypadek, który w kinie nie zdarza się zbyt często – dwa obrazy, traktujące o tym samym temacie, mają swoje premiery niemal w tym samym czasie. Historia, którą przedstawiają, jest bez wątpienia warta pokazania, wpisuje się także w nurt patriotyczno-historyczny, związany ściśle z 100. rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę.
Obydwa obrazy opowiadają historię Dywizjonu 303 – pododdziału lotnictwa myśliwskiego Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii, który brał udział w słynnej bitwie o Anglię, powietrznej walce lotnictwa brytyjskiego z niemieckim, nad południową i centralną Anglią.
Pierwszy z filmów to brytyjsko-polska koprodukcja, większość twórców pochodzi bowiem z Wielkiej Brytanii, na czele z reżyserem Davidem Blairem, scenarzystami oraz większą częścią obsady. Pilota Jana Zumbacha zagrał w nim Iwan Rheon, znany z interesujących seriali takich jak Misfits czy Gra o tron. Oprócz niego na ekranie zobaczymy m.in. Milo Gibsona (syna Mela, u którego zagrał w Przełęczy ocalonych), w roli kanadyjskiego pilota Johna Kenta oraz Marcina Dorocińskiego (którego rola nie jest niestety zbyt wielka), jako Witolda Urbanowicza – dowódcy dywizjonu.
Drugi obraz to produkcja w całości polska, choć jej reżyserem jest Chorwat – Denis Delić. I tak Janem Zumbachem został tu Maciej Zakościelny, a Witoldem Urbanowiczem Piotr Adamczyk. Fabuła inspirowana była książką Arkadego Fiedlera Dywizjon 303. Prawdopodobnie to trudności podczas tworzenia tego filmu sprawiły, że obydwie produkcje pojawiają się na ekranach niemal w tym samym czasie. Problemy dotyczyły m.in. tego, że ze współpracy z filmowcami wycofali się synowie pisarza, gdyż scenariusz miał znacznie odbiegać od fabuły książki, następnie z dystrybucji zrezygnowało Kino Świat. Te przykre perturbacje sprawiły, że polscy widzowie będą mieli okazję do porównania dwóch obrazów i oceny, który z nich wypada lepiej.
Pierwsze recenzje filmu 303. Bitwa o Anglię są umiarkowanie pozytywne. Niestety podkreśla się fakt, że nie jest to typowe wysokobudżetowe wojenne kino, a produkcja ma lekko “telewizyjny” charakter, co sprawia, że prawdopodobnie nie obejrzy go większość światowej widowni. Cieszy natomiast fakt, że obydwa obrazy przypominają o bohaterstwie polskich lotników, którzy bez wątpienia zasługują na uznanie. Nie pozostaje nic innego, trzeba wybrać się do kin.
/wj