Sukces czytelniczy „Trylogii” Henryka Sienkiewicza sprawił, że Kamieniec Podolski stał się częścią narodowej legendy. Dziś to czarujące miejsce kusi przede wszystkim potężną twierdzą. To jednak nie wszystkie atrakcje Kamieńca – wiele z nich jest ukrytych pomiędzy ścianami kanionu, a w najbliższej okolicy czekają jeszcze Chocim, Żwaniec i Okopy św. Trójcy. Warto zatrzymać się tu przynajmniej na kilka dni.
Przedmurze chrześcijaństwa
Wizyta w Kamieńcu Podolskim to marzenie każdego podróżnika odkrywającego dawne Kresy Wschodnie. Większość Polaków przybywa tu od strony Lwowa i podziwia po drodze piękne zakątki Podola. Znacznie rzadziej uczęszczany szlak wiedzie z północy. A szkoda, bo po drodze zobaczyć można wiele miejsc związanych z „Ogniem i mieczem”. Pod Starym Konstantynowem miała miejsce słynna bitwa, w której zmierzyli się groźny Jarema z niemniej strasznym Krzywonosem. Jarmolińce nieodmiennie kojarzą się z podjazdem pana Zagłoby niefrasobliwie zakończonym na ruskim weselu.
To tylko przystanki na drodze do jednej z największych atrakcji turystycznych państwa ukraińskiego. Wjazd do Kamieńca wcale nie napawa optymizmem. Po drodze, dodajmy że niezbyt równej, mijamy obskurne sowieckie osiedla Czeremuszki i Nowy Plan. Wystarczy jednak wjechać na most nad rzeką Smotrycz łączący XX-wieczne blokowiska ze starym miastem, by zobaczyć zapierający dech w piersiach widok wspaniałego kanionu. Zanim swoje kroki skierujemy na zamek, podejdźmy na trzy kwadranse do katedry rzymsko-katolickiej, w której panowie Wołodyjowski i Ketling składali słynne śluby. Kościół to dość osobliwy, ponieważ góruje nad nim minaret – pamiątka krótkiego panowania tureckiego po utracie miasta w 1672 r. Widok z niego jest tak przepyszny, że trudno nabrać ochoty do zejścia na dół. Gwoli ścisłości należy dodać, że obecnie minaret wieńczy statua Najświętszej Maryi, a nie półksiężyc. Nieopodal świątyni znajduje się skromny pomnik ku czci Hektora Kamienieckiego w kształcie wysokiego pnia i znamienne słowa: „Życie to szereg poświęceń”. Ta fraza towarzyszyć nam będzie w trakcie zwiedzania twierdzy, kiedy uświadomimy sobie, jak beznadziejny opór stawiali nasi rycerze.
Droga wiodąca do zamku prowadzi przez Most Turecki, zbudowany już po zakończeniu oblężenia – stąd jego nazwa. Trudno wyobrazić sobie lepszy pejzaż dla natchnionego artysty. Twierdza prezentuje się wprost bajecznie. Nie mniej zadziwiony był sułtan Osman, który w 1620 r. podszedł pod Kamieniec z zamiarem jego zdobycia. Ujrzawszy zamek długo się przyglądał fortyfikacjom. „Kto zbudował ten zamek?” - wydusił wreszcie z siebie. Gdy jeden z dworzan uświadomił go, że podobno sam Bóg, władca Turków odparł: „To niechże i sam Bóg go zdobywa”, po czym zwinął oblężenie.
Pół wieku później kolejny sułtan, Mehmet IV, przyprowadził tu 150-tysięczną armię i nie miał zamiaru odstępować. To były już inne czasy. Turcy dysponowali znakomitą artylerią, gdy tymczasem twierdza była już konstrukcją przestarzałą. Na domiar złego Kamieniec nie mógł liczyć na wsparcie królestwa, ponieważ państwo pogrążone było w kryzysie wewnętrznym. W rezultacie siły zbrojne zebrane w twierdzy nieznacznie przekraczały tysiąc żołnierzy. Działa zamkowe nie były w stanie zagrozić pozycjom tureckim, za to artyleria wroga mogła bez przeszkód ostrzeliwać twierdzę i miasto. W tej beznadziejnej obronie nieśmiertelną chwałą okryli się ci, którzy nie złożyli broni do końca i polegli tuż po ogłoszeniu kapitulacji przez mieszczan. Wydarzenie to dzięki sugestywnemu opisowi pióra Sienkiewicza na trwałe wryło się w polską duszę. Trzeba jednak przyznać, że okoliczności śmierci Wołodyjowskiego i Ketlinga wśród historyków budzą wiele kontrowersji. Nie warto jednak przejmować się prawdziwą wersją zdarzeń w tak epickim miejscu. Pozwólmy się ponieść atmosferze sienkiewiczowskiej maestrii pióra!
Specjalne miejsce w polskiej historii
A zatem na mury! Po przekroczeniu bramy zamkowej magia miejsca może nieco przyblaknąć, choć w porównaniu z innymi zamkami na ukraińskiej ziemi, podremontowana kamieniecka forteca wygląda przyzwoicie. Wysokie baszty, na które osadzono spiczaste dachy, prezentują się nader okazale. Wnętrza nie mają jednak zbyt wiele do zaoferowania. Eksponatów jest mało, niektóre z nich są replikami. Magia tego miejsca wynika jednak z czego innego - z racji swojego położenia i znaczenia w naszej narodowej historii.
Właśnie w chwili, gdy stoję w miejscu wysadzonej przez Ketlinga baszty, dociera do moich uszu opowieść ukraińskiego przewodnika o wydarzeniach roku 1672. Jego rodacy dowiadują się, że przeciw siłom tureckim mężnie stawali Kozacy Doroszeńki. Na takie słowa pan Wołodyjowski, który mógłby rzec o sobie ,,gente Ruthenus, natione Polonus’’, zaruszałby groźnie wąsikami, a pan Zagłoba skwitowałby siarczystą obelgą. Bo przecież mołojcy faktycznie tu byli, tyle że wspólnie z sułtanem zdobywali Kamieniec...
Po zwiedzeniu zamku (zwanego starym) warto obejrzeć budowlę inżynieryjną na planie trapezu zwaną Nowym Zamkiem. To właśnie jego szańce wstrzymywały pierwsze natarcie sił tureckich do czasu aż obrońcy postanowili przenieść się do starych murów. Obecnie to miejsce jest dość zaniedbane, ale opłaca się wejść na szczyt umocnień, by z innej perspektywy spojrzeć na zamek i gród, a przy tym popuścić wodze fantazji i spróbować wyobrazić sobie arenę dawnych zmagań obu armii.
Ukryte zakamarki
Niemal wszyscy turyści przyjeżdżający do Kamieńca ograniczają swój pobyt do zwiedzenia twierdzy, katedry i niewielkiej starówki. A to błąd! Miasto skrywa bowiem więcej niespodzianek i to dosłownie. Są one schowane w gąszczu drzew porastających imponujący kanion. Należy wyjaśnić, że stare miasto jest położone w sposób niezwykły. Znajduje się ono na wysokim kamiennym cyplu otoczonym z niemal wszystkich stron rzeką Smotrycz, niczym omega wijącą się w obszernym i głębokim na 30-40 metrów kanionie. Dostęp do miasta był tylko w jednym miejscu – ale właśnie tam ulokowano potężną twierdzę. Jakby tego było mało, system umocnień zastosowano również wzdłuż Smotrycza, lecz tam turyści nigdy nie zaglądają, a szkoda! Najlepiej wybrać się w kwietniu lub w październiku, gdy zieleń nie zakrywa wielu niespodzianek. Wtedy też można dostrzec groźne oblicze tego cudu natury. Wysokie ściany kanionu są atrakcją samą w sobie i warto poświęcić cały dzień, aby spacerem obejść miasto wzdłuż rzeki. Co jakiś czas napotkamy zapomniane mury i baszty, a jest ich naprawdę sporo i mają w sobie jakiś nieprzeparty urok.
Niezwykle malowniczo prezentuje się Brama Polska, którą w dawnych wiekach kupcy po zwodzonym moście wjeżdżali do miasta od strony Korony. Nieco dalej na północ spotykamy, ukrytą wśród domów i drzew, Basztę Kowalską, a także masywne bryły Bastionu Tureckiego i Baszty Batorego oraz ruiny magazynu prochowego Jana de Witte. Niemniej interesujące obiekty spotkamy również po południowej stronie miasta. Ponad Smotryczem wystają Baszta Ślusarska i Kuśnierska, a nieopodal Mostu Tureckiego - znacznie zniszczona Brama Ruska.
Zapewne znaczna odległość od granicy (prawie 400 km) i fatalny stan dróg sprawia, że Kamieniec Podolski wciąż pozostaje celem tylko nielicznych wycieczek polskich turystów. Ci, którzy tu docierają, zwiedzają zamek w ekspresowym tempie, bo w kolejce czeka jeszcze Chocim. Ale powiedzmy sobie szczerze – Kresy nie są miejscem do „zaliczenia”, a Kamieniec kolejnym punktem do „odfajkowania”. To jest właśnie przestrzeń, gdzie warto podelektować się urodą mitycznych zamków osadzonych w pięknym, naddniestrzańskim pejzażu.
/mwż