W obliczu przeważających sił wroga sprawę swej niepodległości Portugalia powierzyła Matce Bożej. I doszło do zdarzeń wprost cudownych.
W II w. po Chr. Imperium Rzymskie zamknęło w swych granicach najdalsze krańce Europy. Morze Śródziemne stało się wewnętrznym akwenem rozległego państwa. Podbite, opanowane i włączone w jego polityczną strukturę kraje – ojczyzny wielu ludów, tradycji i języków – otrzymały status odrębnych prowincji. Na Półwyspie Pirenejskim były trzy: Tarragona, Betyka i Luzytania, a w każdej z nich administracja rzymska zakładała miasta zasiedlane ludźmi z Italii, chętnie kolonistami zwalnianymi ze służby w legionach. Miasta stały się niebawem ośrodkami promieniowania wysokiej kultury na okoliczną ludność celtycką. W przypadku Luzytanii, która zadziwiająco pokrywała się z obszarem współczesnej Portugalii, wyrosło kilkanaście rzymskich osad i miast, niektóre nawet na bazie fenickich i kartagińskich faktorii handlowych. Najważniejsze to: Olisipo – przyszła Lizbona, Conimbriga, czyli sławna w średniowieczu z wysoko postanowionego uniwersytetu Coimbra, Bracara Augusta, która jako Braga pełniła w późniejszych wiekach rolę kościelnej stolicy Portugalii. Portus Cale u ujścia Rzeki Złotej – Douro – to bogate w zabytki Porto, w naszych czasach głośne na cały świat z wyśmienitych win. Sieć dróg połączyła te miasta, a praw i porządku strzegły rzymskie legiony.
Za pośrednictwem miast chrześcijaństwo wcześnie dotarło do Luzytanii, niewykluczone, że już w I w., skoro w kolejnych dwóch stuleciach pojawiły się tam pierwsze biskupstwa. Tymczasem tubylcza ludność ze wsi o celtyckim rodowodzie, tylko miejscami i powierzchownie zromanizowana, jeszcze długo trwała w pogaństwie. W takim stanie zastały ją napływające na Półwysep Pirenejski barbarzyńskie ludy: Alanowie, Wandalowie i Swebowie. Gdy fale dwóch pierwszych ludów otarły się tylko o Portugalię i przeminęły prawie bez śladu, tym ostatnim, którzy w wędrówce przez Europę zdążyli już się zetknąć z chrześcijaństwem, powiodła się próba stworzenia w IV w. organizacji państwowej pod władzą własnych królów. To pod wpływem chrześcijańskiej ludności rzymskich miast, w których chętnie się zatrzymywali, głębiej przejęli ich wiarę, porzucając pogaństwo. Ledwie zdążyli jako tako się urządzić na obcej ziemi, a już musieli zmierzyć się z kolejną falą najeźdźców – z Wizygotami. Ci znali już chrześcijaństwo, tyle że w formie skażonej przez arianizm. Przez kilkadziesiąt lat trwały zacięte walki pomiędzy oboma plemionami, zakończone w 457 r. porwaniem i śmiercią króla Swebów, Rechiariusa, który jako pierwszy wódz tego plemienia dał się ochrzcić w rycie katolickim. Ścieranie się obu ludów, skłaniających się ku katolicyzmowi Swebów i arianizujących Wizygotów, przeniosło się na VI wiek. To podówczas, aby nie utracić panowania, niektórzy władcy Swebów przejmowali wiarę ariańską swych ciemiężycieli. Dopiero w 550 r. na dobre związał się z Kościołem król Swebów, Chararikus, po nim zaś Teodemirus, który ochrzcił się z całym dworem. Z pewnością decyzje te były podejmowane pod wpływem głoszenia Ewangelii przez św. Marcina z Dume, apostoła Swebów, którego z Panonii mógł w te odległe krainy wysłać cesarz Justynian, podjął on bowiem próbę wyrwania barbarzyńcom Półwyspu Pirenejskiego i odbudowania Cesarstwa Rzymskiego pod berłem władców z Konstantynopola. Ariańscy Wizygoci w 576 r. ruszyli z Hiszpanii na swych katolickich sąsiadów i po długich walkach poddali ich pod swe panowanie. Ostatni król Swebów, Andeka, utracił władzę i w 585 r. państwo Swebów zostało wchłonięte przez Wizygotów. Nastąpił już jednak czas, kiedy i sami Wizygoci porzucali potępianą na synodach herezję ariańską i przechodzili na katolicyzm.
Wizygoci nie stanowili jednego królestwa, tworzyli związek na pół samodzielnych królestw na podłożu plemiennym, mocno zwaśnionych, a nawet wzajemnie się zwalczających.
Ten wewnętrzny chaos uniemożliwił stworzenie wspólnego frontu obrony przeciwko muzułmanom, którzy przekroczyli cieśninę pomiędzy Afryką i Europą, rozbijając w 711 r. pod Jerez de la Frontera naprędce zebrane wojsko chrześcijańskie. Do inwazji na chrześcijańskie królestwa zachęcili afrykańskich Berberów i Arabów miejscowi Żydzi, udzielając im informacji o stanie wizygockiego państwa i jego słabości. W ciągu kilkunastu lat Maurowie, jak ich zaczęto nazywać, zajęli cały obszar dzisiejszej Portugalii i Hiszpanii. Wolna od inwazji pozostała północ w rejonie wysokich, chłodnych i nieprzystępnych Gór Kantabryjskich, gdzie na bazie miejscowej ludności i chrześcijan z południa, uciekających przed prześladowcami, wykształciły się królestwa Galicji, Asturii, Leonu i Kastylii.
Proces odbierania Maurom zagarniętych ziem chrześcijańskich rozpoczął się już w połowie VIII w., w miarę upływu kolejnych dziesięcioleci przybierając coraz bardziej zorganizowaną, sprawną i metodyczną postać, głównie po uformowaniu się w X–XI w. najsilniejszego królestwa, Leonu, co zbiegło się z rozpadem kalifatu Kordoby, jako że i wśród Maurów co jakiś czas ujawniały się tendencje separatystyczne.
Podczas gdy Hiszpania potrzebowała ponad siedmiuset lat do całkowitego wyparcia ze swych ziemi Maurów, co też ostatecznie nastąpiło w 1492 r., Portugalia uporała się z tym problemem w 500 lat, do 1250 r. Rekonkwista przechodziła różne etapy, obfitowała w lata ciężkich walk i dłuższe okresy pokoju, przechodząc ostateczną próbę sprawności, kiedy skłóceni władcy muzułmańscy, wobec napierania chrześcijan w X w., wezwali na pomoc wojska potężnego państwa muzułmańskiego w Afryce, Almorawidów. Ci, owszem, chętnie przybyli swym współbraciom w wierze ze wsparciem, ale też po to, by zająć ich miejsce. Okoliczność ta okazała się szansą dla chrześcijan, bowiem nowi władcy muzułmańscy nałożyli na swych współbraci tak wysokie podatki i obciążenia, iż ci zwrócili się o pomoc do chrześcijańskich królów, którzy… na to tylko czekali. Ruszyła zwarta ofensywa przeciwko wszystkim muzułmanom, zarówno tym zamieszkałym na iberyjskiej ziemi od dawna, jak i tym dopiero co przybywającym. Odtąd odebrane Maurom ziemie były traktowane przez chrześcijan jako dziedziczne. Maurowie jednak nie pogodzili się z klęską i podjęli jeszcze jedną próbę wyparcia chrześcijan na północ, czemu patronował wojowniczy i sprawny w wojennym rzemiośle kalif Al-Mansur z dynastii Almohadów. Dopiero połączone siły hiszpańskie i portugalskie, przy wsparciu wszystkich zakonów rycerskich, a nawet zdążających do Ziemi Świętej krzyżowców z II, III i V krucjaty, wyparły Maurów daleko na południe, do czego przyczyniło się ostateczne zwycięstwo chrześcijan pod Las Navas de Tolosa w 1212 r.
W takich okolicznościach narodziła się średniowieczna Portugalia, po której ziemie sięgnął jeden z ambitnych i wojowniczych władców, Alfons Henriques, który wszedł do historii tego kraju jako Alfons I Zdobywca, bo jako pierwszy, w 1147 r., odebrał muzułmanom dwa ważne miasta, Santarem i Lizbonę. Niebawem też postarał się o tytuł króla Portugalii i otrzymał go w 1139 r.; ostatecznie tytuł został zatwierdzony przez papieża 40 lat później. Portugalia stała się niezależnym od królów Kastylii królestwem, wziętym w obronę przez papiestwo. Co więcej, tę niezależność przypieczętowała oderwaniem się od hiszpańskiego arcybiskupstwa w Toledo na rzecz poddania się własnym arcybiskupom w mieście Braga, a ci w całym kraju wprowadzili portugalską administrację kościelną. Równocześnie Alfons Zdobywca zabezpieczył się przed zakusami Kastylii budową na spornej granicy łańcucha zamków.
Warto przytoczyć jedną jeszcze datę, z dziejów średniowiecznej Portugalii – rok 1319. Otóż jeden z wybitniejszych królów, Dionizy I (1279–1325), ocalił templariuszy, zakon, który w sposób istotny przyczynił się do wywalczenia portugalskiej niepodległości. Oficjalnie król poddał się wyrokowi papieża o rozwiązaniu templariuszy, których zaraz przemianował na Zakon Chrystusowy, podległy odtąd władzy królewskiej, a nie papieskiej. Znak tego zakonu – ułożony z tarcz herbowych krzyż – po dziś dzień stanowi godło Portugalii.
Kolejną ważną datą w dziejach średniowiecznej Portugalii był rok 1385. Po śmierci jednego z jej królów, zmarłego w 1383 r. Ferdynanda, doszło do inwazji na kraj ze strony króla Kastylii, Jana, który z tytułu powiązań dynastycznych zgłaszał pretensje do opróżnionego tronu portugalskiego. W obliczu przeważających sił wroga sprawę swej niepodległości Portugalia powierzyła Matce Bożej. I doszło do zdarzeń wprost cudownych, kiedy młody wódz, Nuno Alvares Pereira, w kolejnych bitwach gromił najeźdźców, odnosząc nad nimi świetne zwycięstwo w bitwie pod Aljubarrota w 1385 r. W następstwie tego zwycięstwa nowo obrany król, Jan z Avis, wystawił na pustkowiach w Batalha jeden z najwspanialszych kościołów i klasztorów, arcydzieło gotyku, jako wotum wdzięczności Maryi, od której Portugalia już nie odstąpi przez kolejne wieki. Bohaterski Pereira tymczasem wzgardził stanowiskiem na dworze, porzucił zaszczyty świata, by przywdziać habit zakonny i zamknąć się w klasztorze. Zbrojne przepychanki portugalsko-kastylijskie wypełniły cały XV wiek z kulminacją w następstwie wielkich odkryć geograficznych, zapoczątkowanych nie przez Hiszpanię, lecz Portugalię.
Jan Gać
pgw