Konfrontacja idei – rozmowa z Matthieu Bock-Côté, autorem książki „Multikulturalizm jako religia polityczna”

2020/10/7
21 22

Z Matthieu Bock-Côté, autorem książki „Multikulturalizm jako religia polityczna”, rozmawia Maciej Szepietowski.

Choć tytuł Pańskiej książki odnosi się do multikulturalizmu, to książka jest o czymś więcej. Sporo miejsca poświęca Pan rewolucji 1968 roku, która przetoczyła się przez państwa Zachodu i ewolucji lewicy. Ze względu na obciążenie komunizmem polskie doświadczenie tego czasu jest zupełnie inne. Dlaczego zrozumienie roku 1968 jest tak ważne dla zdiagnozowania obecnej sytuacji?

W mojej książce odnoszę się nie tylko do 1968 roku. Poruszam w niej również kwestie istotnych przemian zachodzących w społeczeństwach zachodnich w latach 60-tych. Mimo, że idea owych przemian narodziła się w latach 50-tych, to tak naprawdę dopiero w drugiej połowie lat 60-tych zachodniej lewicy udało się dokonać bardziej radykalnych zmian ideologicznych. To z kolei stopniowo skłoniło ją do rozumienia rewolucji nie jako ruchu mającego na celu nagłe zniszczenie systemu kapitalistycznego, lecz jako powolnego procesu dekonstrukcji całej zachodniej cywilizacji, przedstawianej dalej jako rasistowski i seksistowski porządek, który należy obalić, by mógł powstać nowy porządek - społeczeństwo wyzwolone od zła, piszące swoją historię zupełnie na nowo.

W tym nowym systemie burżuazja została zastąpiona przez heteroseksualnego, białego człowieka, będącego uosobieniem zła, a klasa robotnicza jest w tym przypadku mniejszością seksualną, która przedstawia się jako antagonista do białej, heteroseksualnej większości. Należy też zauważyć, że w obecnych czasach następuje swego rodzaju inflacja różnego rodzaju mniejszości. Żądania starych i nowo powstałych mniejszości łączą się pod parasolem tzw. „różnorodności, która staje się nowym punktem odniesienia dla reinterpretacji demokratycznych doświadczeń. W centrum moich przemyśleń umiejscowiłem ten właśnie ideologiczny fundament reżimu różnorodności.

Należy przyznać, że rewolucja lewicy zwyciężyła i została inkorporowana do modelu demokracji liberalnej, aż do radykalnej zmiany znaczenia tej ostatniej, która jest obecnie przedstawiana jako program przebudowy społeczeństwa w imię walki z dyskryminacją mniejszości. W imię tej walki wzywa się do dekonstrukcji wszelkich tradycyjnych form instytucji społecznych, norm antropologicznych, a nawet fundamentów naszej cywilizacji, takich jak różnice płciowe.

Zadaje Pan pytanie dlaczego warto pochylić się nad latami 60-tymi ? Ponieważ okres ten jest kolebką reżimu”, jest czasem jego pierwszych impulsów wysyłanych na zewnątrz. Aby w pełni zrozumieć jego radykalizm, powinniśmy cofnąć się właśnie do jego początków.

,,Państwo ma całkowicie pochłonąć społeczeństwo, by przebudować je zgodnie ze swym ideologicznym modelem: ideał celebrowania różnic należy wprowadzać wszędzie, stosując wzorzec walki z dyskryminacją”. Pesymistyczna wizja. Biorąc pod uwagę, że w kilku momentach Pańska książka okazała się prorocza, chyba niepokojąco realna? 

 W ostatnich czasach mamy możliwość obserwowania radykalizacji lewicowego reżimu. Reżim ten w coraz większym stopniu utożsamia pojawiające się wobec niego zarzuty z mową nienawiści, którą chce moralnie potępić, a najlepiej zakazać penitarnie. Radykalizacja ta zachodzi bardzo szybko, szczególnie w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej, glownie za sprawa normalizacji koncepcji, które jeszcze nie tak dawno  traktowano podejrzliwie - rasizmu systemowego i rasizmu białych, a także ich społecznej dominacji lub koncepcji ich kruchości i niezdolności do sprawowania roli przywódczej. To nikt inny jak aparat państwowy angażuje się w reedukację społeczeństw, obwiniając narody za chęć zachowania własnej kultury, co przedstawia jako przejaw fobii, z którą należy walczyć oraz jako przejaw rasistowskiego systemu, który oczywiście należałoby znieść. Jednak aparat państwowy nie jest jedynym promotorem takiego światopoglądu. Duże firmy od dawna zakotwiczone w korporacyjnym kapitalizmie są często równie aktywne na polu wdrażania reżimowych zmian. Przeprowadzają wewnętrzne szkolenia dla pracowników z tzw. „różnorodności”, które stają się de facto narzędziem ideologicznej indoktrynacji. Również media współdziałają na polu indoktrynacji, prowadząc stałą kampanię oczerniania przeciwników lewicowego ekstremizmu.

Uważa mnie Pan za pesymistę. To możliwe. Ja jednak uważam się bardziej za realistę, jeśli mogę w ogóle odpowiedzieć w tak prosty sposób. Ideologia totalitaryzmu nie zniknęła wraz z upadkiem komunizmu, lecz uległa metamorfozie. Na Zachodzie będziemy musieli po raz kolejny połączyć się (w sposób bezprecedensowy i w zupełnie nowym kontekście) z tradycją wschodnioeuropejską by wyrazić nasz sprzeciw. Sprzeciw ten powinien rozpocząć się od odzyskania prawa do opisywania rzeczywistości takiej, jaką ją widzimy.

Pisząc o erozji państwa narodowego, zwraca Pan uwagę na postępujący mechanizm transformacji społecznej. Reedukacja Zachodu, walka z tzw. dyskryminacją oraz bezwarunkowe otwarcie na wszelkie mniejszości – to główne cechy tej przemiany. Istnieje jakaś alternatywa?  

Wszystko zależy od tego, co w tym przypadku rozumie Pan jako alternatywę. Z politycznego punktu widzenia, kwestia narodowa wydaje się być kluczowa. Po pierwsze, musimy zapobiec postępującemu procesowi eliminacji narodowych suwerenności. Cel tego  procesu stanowi ideologiczna, kulturowa i prawna homogenizacja świata, która istnienie każdego narodu sprowadza wyłącznie do zastępowalności populacji. Należy jednak podkreślić, że naród to nie tylko umowna zbiorowość respektująca prawa człowieka oraz podlegająca wspólnemu prawodawstwu, ale przede wszystkim określona wspólnota historyczna.

Państwa zatem nie da się sprowadzić do neutralnej, amorficznej struktury administracyjnej, gdyż posiada ono swój jedyny i niepowtarzalny polityczny rys, wynikający z jego historii i określający jego kierunek na przyszłość. Innymi słowy musimy powrócić do kwestii tożsamości. Jest to szczególnie istotne, gdy dotykamy problemu masowej imigracji. Wszystkie społeczeństwa co do zasady posiadają zdolność asymilacji nowych przybyszów, ale nie w kontekście współcześnie rozumianej wielokulturowości. Wielokulturowość, która nie zakłada  integracji nowo przybyłych imigrantów, dąży do neutralizacji mechanizmów socjologicznych, a tym samym do izolacji i akulturacji osiedleńców.

Odnosząc się jednak do Pana pytania, uważam, że  obejmuje ono znacznie szerszy kontekst. Jak możemy powstrzymać zamysł reedukacji naszych społeczeństw? Powinniśmy tamować rozprzestrzenianie się reżimu wielokulturowości poprzez ukazywanie jak istotnie wypacza on sedno demokratycznego doświadczenia. Konieczna jest dekonstrukcja wielokulturowej biurokracji oraz  przywrócenie suwerenności i tożsamości narodów. W tym celu niezbędna wydaje się konfrontacja z tezami radykalnej lewicy, która łatwo maskuje się za teoriami socjologicznymi umiejętnie przekształcając je w zbiorową wyobraźnię.

W książce wskazuje Pan, że krwawe zamachy, dokonane przez tzw. Państwo Islamskie w Paryżu w styczniu i listopadzie 2015 roku, dla wielu oznaczały  kres wielokulturowości. Czy Francja wyciągnęła wnioski z dotychczasowej polityki? 

Nie sądzę, aby tak się stało. Uważam wręcz przeciwnie. W pewnym sensie francuskie elity weszły na drogę autodestrukcji. Po każdym z ataków Islamistów, kiedy emocje opadały, koncentrowano się przede wszystkim na przeciwdziałaniu „islamofobii”. Mass media czynią wszystko, aby odrealnić zagrożenie pochodzące z muzułmańskiej części świata. Wiadomości o atakach przekazywane są jako pojedyncze niepowiązane ze sobą zdarzenia przestępcze całkowicie pozbawione kontekstu politycznego.

Nie można jednak sprowadzać braku poczucia bezpieczeństwa wyłącznie do licznych aktów terrorystycznych ostatnich lat. Potwierdzeniem tych słów było lato 2020 roku, kiedy doszło do takiego nasilenia aktów przemocy, że nawet mimo tytanicznego wysiłku mediów powszechnie mówiło się o „zdziczeniu”. Ktokolwiek posłużył się tym określeniem, zostawał natychmiast uznany za członka skrajnej prawicy, której rzekomo udało się zaimplementować swoją nomenklaturę do publicznej debaty. Tymczasem we Francji przez lata szerzyło się bezprawie obejmując swoim zasięgiem coraz większe terytorium. Powszechnie jednak mówiło się o utraconych bezpowrotnie ziemiach Republiki, zamiast pochylić się nad zagrożonym anarchią i chaosem terytorium Francji.

Przywołując kryzys imigracyjny i debatę sprzed kilku lat, docenia Pan asertywność państw Europy Środkowo-Wschodniej i ich przywiązanie do suwerenności. Jednocześnie stawia Pan mocną tezę, że establishment UE w desperacji sięgnął do sowieckiej doktryny ograniczonej suwerenności z czasów Breżniewa. Jak mamy to rozumieć?

Unia Europejska aspirując do roli supermocarstwa pragnie do końca zdominować państwa narodowe, które uparcie trwają na straży swojej suwerenności i narodowej tożsamości. Minione stulecie kojarzy się Europie Wschodniej z wyjątkowym związkiem nacjonalizmu i demokracji, podczas gdy na Zachodzie idee te były sobie zawsze przeciwstawiane. Okazuje się jednak,  że zupełnie niesłusznie. Wystarczy spojrzeć na postać generała de Gaulle'a by zauważyć, że dopiero zakotwiczenie w patriotyzmie oraz głębokiej świadomości tego, co należy nazwać cywilizacją chrześcijańską, dawało sposobność do prawdziwej walki o wolność. Liberalna demokracja jest potrzebna, jednak sama w sobie nie będzie wystarczalna bez oparcia na gruncie cywilizacyjnym. W chwilach trudnych będzie erodować i wysychać, aż zacznie pożerać własne dzieci i obróci się przeciwko swoim własnym ideałom.

W Polsce od kilku lat toczy się spór o kształt wymiaru sprawiedliwości. Pan podejmuje temat jurydyzacji polityki”, czyli degradacji suwerenności poprzez podporządkowanie polityki wymiarowi sprawiedliwości. Czym grozi to zjawisko?

Zjawisko to zostało potocznie określone jako „rządy sędziów”. Pod nową instytucjonalną szatą kryje się de facto oświecony despotyzm, w którym mniejszość oświecona prawdą objawioną przyznaje sobie prawo do mentalnej i kulturowej rekonstrukcji dotychczasowych zasobów cywilizacji. W ten sposób ujawnia się ideokratyczna żądza: kasta ideologiczna, która uważa się za bardziej światłą, rości sobie prawo do sprawowania rządów nad mniej oświeconym społeczeństwem, które pozostawione samo sobie mogłoby dać się zwieść utracie tożsamości oraz prześladowaniu mniejszości.

Jurydyzacja polityki prowadzi ponadto do przemiany każdego pragnienia w potrzebę, każdej potrzeby w prawo, każdego prawa w prawo podstawowe, a każda próba jego negacji zostaje odczytana jako brak humanitaryzmu. Ruchy, które powstały w oparciu o tzw. „różnorodność”, doskonale to zrozumiały i konsekwentnie stroniąc od haseł suwerenności narodu i instytucji wspólnotowych wysuwają swoje partykularne roszczenia. W ten oto sposób demokracja zyskuje nową definicję, która wypacza jej pierwotne znaczenie. 

Powraca wciąż pytanie o Europę, jej dziedzictwo, kulturę, dziejową rolę i przyszłe znaczenie. Pan jednak uważa, że dominująca narracja europejska pozbawiona jest tego typu fundamentalnych pytań. Charakteryzując ten nurt, pisze Pan, że „UE miałaby być pierwszym modelem ponowoczesnej wspólnoty politycznej obalającej mit suwerenności, a zwłaszcza suwerenności narodowej (…)  Europa powinna definiować się nie tyle w języku dziedzictwa, co poprzez projekt możliwie najbardziej oczyszczony z wszelkiej pamięci historycznej”. Przyzna Pan, że to dość uboga i ograniczona koncepcja?

Nie tylko to przyznaję, ale bardzo nad tym ubolewam. Konstrukcja obecnej Europy kłamliwie odnosi się do cywilizacji europejskiej, aby ją zdestabilizować. Europa przypomina laboratorium globalizmu, utopię zdeterytorializowanego społeczeństwa postnarodowego, pozbawionego swojego historycznego dziedzictwa. Europa nie chce już jednoczyć swoich narodów we wspólnocie cywilizacji. Woli je symbolicznie sprasować i politycznie zdekonstruować, narzucając im zmiany demograficzne, tak by wyłoniło się nowe społeczeństwo, oczyszczone ze zła. Stąd zresztą wzięło się pojęcie wielokulturowości, rozumianej jako religia polityczna. Z tego właśnie powodu narody Europy Wschodniej zwracają się w stronę konserwatywnej idei Europy, którą urzeczywistniają politycznie i kulturowo. Można nie zgodzić się z takim bądź innym przywódcą lub rządem, ale ogólnie rzecz biorąc, inna Europa, o której mówił Miłosz, stanowi obecnie znaczącą część egzystencjalnego rdzenia europejskiej cywilizacji.

Tłum. Karolina Kawecka

Mathieu Bock-Côté – aktywny w mediach socjolog, publicysta, wykładowca na Uniwersytecie Quebeck w Montrealu. Autor wielu książek i artykułów w tytułach prasowych w Ameryce Północnej i Europie. Jego badania koncentrują się głównie na nacjonalizmie Quebecku, latach sześćdziesiątych XX w., a także zachodniej demokracji, w szczególności w odniesieniu do Francji.

Książkę dostępna na stronie Instytutu Wydawniczego Pax

/mwż 

 

M. Sz.

Maciej Szepietowski

Prawnik, Zastępca Redaktora Naczelnego kwartalnika, członek Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”.

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#multikulti #multikulturalizm #Nowa Lewica #społeczeństwo #nauka społeczna Kościoła #nauka społeczna
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej