Połoniewicz: O śmierci cichej i samotnej

2025/04/15
2. Podlaska Gora Krzyzy na uroczysku Swieta Woda na obrzezach Wasilkowa k. Bialegostoku Fot. ZP
Podlaska Góra Krzyży na uroczysku Święta Woda na obrzeżach Wasilkowa k. Białegostoku / Fot. Zbigniew Połoniewicz

Dziś chcę podzielić się refleksjami o człowieczej śmierci. O jej szczególnej odmianie – o cichej śmierci. Także o naszej ludzkiej egzystencji nieuchronnie zmierzającej do ostatniego aktu ziemskiego życia – do własnej śmierci. Każdy z nas umrze, to niewątpliwe, w nieznanych nam okolicznościach, miejscu i czasie. Niezależnie od przeżytych lat i ostentacyjnego odrzucania myśli o niej, co głównie dotyczy młodych ludzi. Bogu tylko znane są powyższe dane. Dla nas to tajemnica. To Bóg przywołuje nas do siebie niezależnie od naszego wieku. Stąd też należy być przygotowanym na własną śmierć. Pojednanym/ą z Bogiem, gotowym/ą na jej przyjęcie. Pora ku tym rozważaniom sposobna, dla mnie w minionych dniach szczególna. Przygotowujemy się bowiem do przeżycia Triduum Paschalnego. Rozważamy mękę i śmierć Chrystusa przeżywając Jego Drogę Krzyżową każdego tygodnia Wielkiego Postu.

Dziś ogarnięty jestem wzmożoną potrzebą refleksji o śmierci. I podzielenia się nią. Usłyszałem jakiś czas temu, że cichą śmiercią jest śmierć tonącego. Szczególnie dziecka. Tonący człowiek, znajdujący się pod wodą, nie jest w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Przywołać pomocy. Umiera cicho. Podano mi drastyczny przykład: ojciec stojący w wodzie na plaży, mający baczenie na dwoje zaledwie kilkuletnich dzieci bawiących się tuż przy nim w płytkiej przybrzeżnej wodzie, w pewnym momencie stracił je z oczu. Dzieci z niewiadomego powodu znalazły się pod wodą i gdy się zorientował, tuż przy swoim opiekunie utonęły.

Kolejny przykład, który jest mi dobrze znany. Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Jest właśnie listopad. Na podoczyszczalni ścieków w pewnych zakładach mięsnych ginie młody, dwudziestodwuletni człowiek, któremu w styczniu tego samego roku umarła córeczka. Umiera w samotności w podziemnym pomieszczeniu, gdzie wykonując służbowe obowiązki dokonuje pomiarów stężenia gazów. Nikt go tym razem nie asekuruje. A powinien. Przed wejściem do studzienki z nieznanego powodu nie dokonał prymitywnego jak na ówczesne czasy sprawdzenia, czy stężenie gazów pozwala na bezpieczne zejście i wykonanie pomiarów. Na twarzy brak obowiązkowej maski. Wreszcie, gdy zaniepokojeni długą nieobecnością współpracownicy udają się na poszukiwania, znajdują go nieżyjącego, zawieszonego na drabince prowadzącej ku wyjściu. Zapewne ostatkiem sił i świadomości grożącego mu niebezpieczeństwa próbował się ratować. Nie zdołał. Cicha śmierć. I samotna. Nikt w tym miejscu nie mógł go usłyszeć. Komórkowych telefonów wówczas jeszcze w Polsce nie było. Dodam, iż w procedurze dochodzeniowej winnych tragicznego zdarzenia nie znaleziono.

I jeszcze jedno tragiczne zdarzenie. I ono dotyczy młodego człowieka, młodego mężczyzny. Zaledwie osiemnastoletniego. Kończącego w bieżącym roku średnią szkołę, a więc będącego przed maturą. Jest marcowy późny piątkowy wieczór. Dawno zapadły wieczorne ciemności. Zakończyły się w kościołach wielkopostne Drogi Krzyżowe. Chłopiec (tak go będę nazywać) wyszedł niepostrzeżenie z domu i udał się do pobliskiego garażu. Dla pozostałych domowników było to naturalne. Przecież niejeden raz wychodził. Interesował się mechaniką samochodową. Zachowaniem nie wzbudzał niepokoju. To właśnie miejsce wybrał, aby zadać sobie śmierć. Umarł w ciszy, w samotności, w ciemności. Z potrzeby dodam, że w przeraźliwej ciszy i samotności spowitych w ciemność. Jak bardzo bowiem musiał być w tym momencie samotny i milczący, choć wnętrze chłopca krzyczało, trudne jest do wyobrażenia. Stan ducha, rozpaczy, cierpienie, utrata nadziei na poprawę swojej sytuacji. I z tym nieznanym zamysłem, który go do tego czynu skłonił. Nie był w stanie w szczerej rozmowie podzielić się tym co go trapiło z rodzicami, kolegami z klasy, których jego śmierć głęboko wstrząsnęła. Byli przy nim, czuwali przy trumnie trzy dni, w komplecie uczestniczyli w pogrzebowej ceremonii. Zaopatrzyli zmarłego na ostatnią drogę wkładając do trumny pada (rodzaj sterownika do gier), komplet dresów i sportową czapkę. Wspaniały, jakże wymowny gest. Piękni w postawie, wspaniali młodzi ludzie. Są tacy pośród nas – pamiętajmy o tym. Wielu jest takich. Niektórzy z nich płakali nie ukrywając łez. Nikt nie wie dlaczego tak postąpił? Nie pozostawił wiadomości, listu do najbliższych...   

Niezbadane są Boże tajemnice. Boga miłosiernego. Ksiądz sprawujący pogrzebową Eucharystię w homilii nawiązywał do Bożego miłosierdzia. Posłużył się przykładem wyjętym z pism św. Jana Marii Vianney’a, francuskiego księdza, proboszcza z Ars, który opisał zaistniałe w jego czasach zdarzenie: pewien człowiek postanowił odebrać sobie życie. Stanął na wysokim moście nad wezbraną rzeką i skoczył w jej odmęty. Św. Jan Maria Vianney pisze: właśnie ten czas od skoku z mostu do zanurzenia się w wodach rzeki owego desperata jest Bożym Miłosierdziem. W tym czasie Bóg objął tonącego płaszczem swojego miłosierdzia.

 

/mdk

    

Zbigniew Poloniewicz 2024 kwadrat

Zbigniew Połoniewicz

Przewodniczący Białostocko-Olsztyńskiego Oddziału Okręgowego Katolickiego Stowarzyszenia "Civitas Christiana". Teolog, publicysta. 

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#cicha śmierć #niespodziewana śmierć #samobójstwo #miłosierdzie Boże #samotność
Nowość

Nowy numer kwartalnika "Civitas Christiana" już do pobrania!

Książki w IwPAX
Przetrwać burzę. Życie wiarą w czasach kryzysu
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej