O najnowszej książce prof. Wojciecha Roszkowskiego „Potęga nawrócenia”, która zawiera 81 opisów spektakularnych nawróceń, jakie wydarzyły się w XX wieku, z autorem rozmawia Marta Karpińska.
Panie Profesorze, jaka myśl przyświecała Panu, gdy zdecydował się Pan napisać „Potęgę nawrócenia”?
Kierowały mną trzy główne motywy. Pierwszy to ciekawość, jak ludzie przeżywają niewiarę i wiarę. To chyba każdego może zainteresować, bo każdy ma swoje przeżycia i przemyślenia w tym temacie.
Drugi motyw to krytyka przekonania, że wybitni ludzie się nie nawracają. Wśród ludzi wierzących panuje dziś przekonanie, pewien kompleks, że wiara jest dla szaraczków, a wspaniali, wielcy ludzie – różni celebryci i autorytety – pozostają od niej daleko. Tymczasem to absolutnie nie jest prawda, dlatego że bardzo wiele wybitnych osób przyznaje się do wiary, albo do nawrócenia. I takie historie opowiadam w swojej książce. Większość jej bohaterów to dosyć znani ludzie, chociaż nie wszyscy. Opisuję przykłady gwałtownego nawrócenia znanych osób, jak i tych, którzy stali się znani dzięki swojemu nawróceniu.
Trzeci motyw to polemika z przekonaniem, że do nawrócenia potrzeba takiego palca Bożego, nadzwyczajnego doświadczenia, nagłego olśnienia, jakiego my, szarzy ludzie, nie przeżyliśmy, więc pozostaje nam czekanie na to, że coś podobnego stanie się naszym udziałem. To znowu jest niedobra postawa. Starałem się pokazać, że nie jest to konieczne do nawrócenia czy wiary. Nie potrzeba nadzwyczajnych zdarzeń, by wierzyć, chociaż i takie się niektórym moim bohaterom przydarzyły.
Tak jak Pan wspomniał, w „Potędze nawrócenia” znajdziemy historie nawrócenia osób powszechnie znanych jak choćby Chesterton, Levis, Claudel, Daniel-Rops, Bella Dodd oraz takich, które nie są znane szerszemu czytelnikowi – co Panu przyświecało przy wyborze postaci, których dzieje Pan opisał?
Starałem się pokazać pełen przekrój zarówno geograficzny, jak i zawodowy, z czasów przedwojennych i powojennych, sylwetki kobiet i mężczyzn. Szukałem informacji i dzięki temu sam poznałem niektóre z tych postaci, jak choćby Sary Fatimy z Arabii Saudyjskiej, czy Sohraba Ahmariego z Iranu. Wszyscy to ludzie żyjący w dwudziestym wieku.
Życiorysy bohaterów są pogrupowane w trzech częściach. Wedle jakiego klucza?
Musiałem przyjąć jakiś porządek, więc są pogrupowane według daty śmierci. Inny sugerowałby, że potrzeba czegoś szczególnego, by się nawrócić, natomiast chronologia narzuca wniosek, że każdy może. Podział na trzy części jest dosyć umowny.
Jakie zadanie postawił Pan przed „Potęgą nawrócenia” – ma być impulsem do nawrócenia? Umocnieniem wierzących?
Kiedy coś piszę, to staram się przede wszystkim myśleć o tym, czy to jest warte zachodu, czy w ogóle warto robić taką rzecz, czy coś podobnego już powstało. Wydaje mi się, że potencjalny czytelnik mojej książki może być bardzo zróżnicowany. Nie wiem, czy sięgną po nią wojujący ateiści. Chciałbym, ale nie wiem. Jej lektura może służyć pogłębieniu wiary. Zarówno w Polsce, jak i w ogóle w świecie, jest ogromna rzesza ludzi, którzy wierzą, ale bez większych konsekwencji dla swojego życia. To zresztą pokazują sondaże. Na pytanie, czy uważasz, że istnieje Bóg, 90% przyzna się do wiary w Jego istnienie. Na pytanie, czy wierzysz w Boga chrześcijańskiego, odpowie pozytywnie już trochę mniej respondentów. Na pytania o coniedzielne uczestnictwo we mszy świętej, przystępowanie do sakramentów – jeszcze mniej. To są wskaźniki intensywności wiary. Myślę, że książka może być interesująca dla osób z każdej części tego spektrum. I na każdego może zadziałać inaczej. Chcę pisać rzeczy pożyteczne. Już słyszę głosy, że „Potęga nawrócenia” do nich należy.
Katolików często oskarża się o brak racjonalności. Dzięki Pana książce niektórzy mogą się dowiedzieć, że wśród katolików są np. znani naukowcy.
O tym poczuciu intelektualnej wyższości względem katolików wspominam zresztą w historii Richarda J. Stove’a. Akurat nie piszę o tej postaci, ale autorem hipotezy Wielkiego Wybuchu i współtwórcą prawa Hubble’a-Lemaître’a był astrofizyk, belgijski kapłan katolicki Georges-Henri Lemaître. Takich przykładów jest znacznie więcej.
Czy któraś z postaci, które Pan opisał, jest Panu szczególnie bliska? Albo czy któryś z nowo poznanych życiorysów Pana zadziwił?
Były takie, które mnie bardziej od innych zadziwiły, bo ich nie znałem. Jak na przykład gwiazdy francuskiej operetki Ève Lavallière. Trudno mi wyróżnić jakąś postać, one robiły na mnie wrażenie raczej ogólne. Każdy z czytelników może znaleźć historię specjalnie dla siebie ciekawą.
One się układają w taki Boży wzór, prawda?
Kiedyś słyszałem metaforę, że łaska Boża jest jak ręka Boga, która stale jest do nas wyciągnięta. Pytanie tylko, czy ją uchwycimy?
Może Pańska książka skłoni kogoś do uchwycenia się tej dłoni. Bardzo Panu dziękuję za rozmowę.
/mdk