
Współczesnej watykanistyce znana jest encyklika na cztery ręce – Lumen fidei, której trzon dał Benedykt XVI, a korekta i publikacja była już Franciszka. Tym razem opublikowana została adhoratcja – Dilexi te, dzieło papieża Franciszka, wydana jako pierwszy dokument Leona XIV, po jego rewizji. W tym wypadku, podobnie jak poprzednio, wyraźnie widać granice pontyfikatów, jednak bez wątpienia wspólny jest jeden mianownik – ubodzy.
Struktura
Kiedy czytałem encyklikę Dilexit nos, czułem, że papież Franciszek ma „coś jeszcze” na myśli, pewne wątki prosiły się o dalsze poprowadzenie, jednak wraz z jego śmiercią obawiałem się, że pozostaniemy z tą swego rodzaju pustką. Tymczasem, ku mojemu zaskoczeniu, w pół roku później pojawia się dokument, który w wielu miejscach ewidentnie ma tego samego autora, na co wskazuje jego struktura. Należy tu przede wszystkim podkreślić, co dla niektórych może być powodem do uśmiechu, że oba dokumenty są w swego rodzaju antologią tekstów biblijnych i wątków hagiograficznych, które oscylują wokół ubóstwa. Jednak kto tak trywialnie spojrzy na formę, może się zaskoczyć, że wpasowuje się ona w XX wieczną teologię historiozbawczą, metodę wybitnego teologa – Karla Rahnera, gdzie postawiony problem odczytuje się pierw z Objawienia, później z historii Kościoła (teologia i życie świętych), aby ukazać go w świetle dnia dzisiejszego. Tutaj trzeba uwypuklić, że dzieła i życiorysy świętych są pewnym źródłem teologicznym, gdyż ich przykład ukazuje relację między Bogiem, a człowiekiem, życiem codziennym i życiem wiarą.
Łaciński tytuł Dilexi te odnosi się do Księgi Apokalipsy i także to wyróżnienie stanowi niezwykłą myśl tego dzieła. Mianowicie podkreśla znaczenie miłości społecznej, która doprowadziła małą wspólnotę wierzących do stanu obecnego, gdzie katolików jest ponad miliard. Dziś natomiast jest wezwaniem do wszystkich wierzących, a wydaje się, że w sposób szczególny do zakonów, do czego jeszcze wrócimy w dalszej części tekstu. Pozostając przy słowach, mam wątpliwość co do polskiej wersji językowej, konkretnie nazwy punktów 80 i 81 – Ruchy ludowe. Ze zdumieniem patrzyłem na tę zbitkę słów z treścią obu akapitów, do tego stopnia, że zajrzałem do innych tłumaczeń i tak we włoskim jest movimento popolari, a po angielsku popular movement. Oba terminy można oczywiście tłumaczyć jako ruchy ludowe i wówczas w połączeniu z naszą mentalnością, z bagażem słusznie minionych czasów PRL, znowu dostać argument, że Franciszek popierał komunistyczne młodzieżówki. Dlatego uważam, ze w tym miejscu lepiej brzmi akceptowalna forma ruchy społeczne, która w kontekście treści akapitów stanowić będzie poparcie dla angażowania się społecznego młodych.
Czytając odnosiłem wrażenie, że w adhortacji jest znacznie więcej biblijnych odnośników niż w encyklice. Myśli zarówno ze Starego, jak i Nowego Testamentu przenikają niemal każdy akapit. I co ważne – są brane niemal dosłownie! To jest niezwykle cenny postulat wynikający z treści i wpływający na treść adhortacji. Chodzi o wezwanie z punktu 31: „Refleksja Kościoła nad tymi tekstami nie powinna ich zaciemniać lub osłabiać ich zachęcającego sensu, ale raczej pomóc przyjąć je jako własne z odwagą i zapałem”. Wśród teologów krąży żart, że teolog nie musi chodzić do spowiedzi, gdyż nawet grzech wytłumaczy sobie „naukowo”, w Dilexi te widzimy podobną odpowiedź, która nasuwa się za każdym razem, gdy słyszy się to powiedzenie: „nie, jest napisane jak jest napisane”. Czemu zawężać i zmieniać coś, co jest naprawdę napisane jednoznacznie: „Jeśliby ktoś posiadał na świecie majątek i widział, że brat jego cierpi niedostatek, a zamknął przed nim swe serce, jak może trwać w nim miłość Boga?” (1 J 3, 17); „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2, 14–17); „Dawajcie, a będzie wam dane (…). Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie” (Łk 6, 38).
Jest i KNS
Czy jest to zaskoczeniem, że Papież Leon XIV, swoim imieniem nawiązujący do autora Rerum novarum, napisał dzieło KNS-owe? Oczywiście, że nie. Chociaż opowiada o problemie ubogich, to jednak pełniejszy obraz jego myśli można wyczytać mając warsztat narzędziowo-pojęciowy katolickiej nauki społecznej. Szczególnie zaś odniesienie do terminu „opcji preferencyjnej”, czyli postawienia ubogich w centrum życia caritas Kościoła, ukierunkowanie działań tak, aby pomagać potrzebującym, idąc za tym co Jezus przeczytał w synagodze z księgi proroka Izajasza: „Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę.” Innym, równie kluczowym hasłem jest grzech strukturalny (s. 215 w najnowszym „Słowniku katolickiej nauki społecznej” IW PAX). Ojciec Święty z całą mocą, wzywając nawet do czynnego udziału w polityce i poruszając gorące i wrażliwe serca młodych, zachęca do pokonywania go. Można wyczytać, że to w nim upatruje korzeń zła, którego owocem są głodujący, cierpiący bezdomność i poszkodowani społecznie.
Dalej, choć nie z nazwy, przytacza zasadę hipoteki społecznej, ukazując jak dziś wąska grupa ludzi żyje ponad miarę, gromadzi zanadto, zapominając, że posiadane dobro może służyć tym, którzy potrzebują nie tylko codziennego pokarmu, ale także edukacji i opieki zdrowotnej. Ostatecznie nie można mówić o tym wszystkim, jeśli w duchu tego dokumentu nie uzna się ubogich za dobro wspólne, jednak nie w prostym rozumieniu, ale widząc w nich tych, którzy przez swoje kryzysy i drogi życiowe niosą ogromne pokłady mądrości. Są też falsyfikatorem naszego podejścia do życia: „Tylko porównując swoje narzekania z ich cierpieniami i niedostatkami, jesteśmy w stanie przyjąć upomnienie, które wzywa nas do uproszczenia naszego życia” (Pkt. 102).
Ubodzy w różnych materiach
Przez cały dokument przewijają się różnego rodzaju problemy z jakimi obecnie zmaga się świat. Jest to zarys przekrojowy i niedoskonały, ale należy podkreślić, że adhortacje mają swoją specyfikę, stąd też prawdopodobnie wynika ta zwięzłość. Chociaż na wstępie mowa o ubogich, w mojej ocenie w tekście dokonuje się ich rozróżnienia na trzy kategorie: ubodzy rozumiani potocznie – ci, którzy posiadają braki materialne, ubodzy w rozumieniu szerszym – z brakami społecznymi oraz ubodzy niezauważalni. Kategoria potoczna odnosi się do tych w społeczeństwie, którzy żyją na niskim, niekiedy drastycznie niskim poziomie, czyli rodziny ledwo wiążące koniec z końcem, samotni ludzie starsi, ci którzy pracują na wielu etatach, aby się utrzymać. Są jednak i ubodzy niewidzialni, mijamy ich na ulicach i często ignorujemy, czyli tacy, którzy osiągnęli margines społeczny, są wzgardzeni, bo pijani, brudni, chorzy itd., a choćbyśmy przepisali tu wszystkie negatywne skojarzenia, to jednego im nie odejmiemy – człowieczeństwa. I wreszcie są ci z kategorii szerokiej, czyli w odniesieniu do ich braków edukacyjnych, fizycznych (wywołanych np. chorobą), czy też współcześni niewolnicy wszelakich uzależnień, bądź ofiary handlu ludźmi. „Biskup Smyrny, Polikarp, wyraźnie zalecał szafarzom Kościoła, aby troszczyli się o ubogich: Kapłani również niechaj pełni będą współczucia, miłosierni dla wszystkich. Niech sprowadzają na dobrą drogę zbłąkanych i odwiedzają wszystkich chorych, nie zaniedbując ani wdowy, ani sieroty, ani biedaka, lecz starając się czynić zawsze dobrze wobec Boga i wobec ludzi. Z tych dwóch świadectw wynika, że Kościół jawi się jako matka ubogich, miejsce gościnności i sprawiedliwości.” (Pkt. 36).
Powrót do charyzmatów
Może to jakieś dorabianie teorii, ale podczas lektury tekstu miałem wrażenie drobnej uszczypliwości papieża. Ojciec Święty, poza szerokim kanonem świętych, przypomina też całemu światu, w tym samym zainteresowanym, charyzmaty poszczególnych zgromadzeń zakonnych. Wobec każdego problemu pojawiał się w historii jakiś założyciel wspólnoty mającej pomagać potrzebującym, a autor dokonuje tu hermeneutyki problemów, wykazuje współczesne ich odmiany i wynikające stąd zadania oraz wymienia odpowiedzialnych za pomaganie. Jednak robi to w czasie przeszłym, jakby chciał pokazać, że po drodze utracili to, do czego byli powołani. Przypomina o skrajnie żebraczych wspólnotach średniowiecznych, o szkolnictwie, trudnej młodzieży, niewolnikach itd. Niejako nakreśla nowe zadania dla „starych” wspólnot. Co jednak istotne, niech się nie uśmiecha pod nosem kler diecezjalny, bo to co odnosi się do misji poszczególnych braci i sióstr zakonnych, po części należy przypisać zwykłym księżom.
Polityczny?
Czy mówiąc o prawdach obiektywnych, czy racjach chrześcijańskich trzeba zaraz mówić o politycznym ustosunkowaniu? Problem nie leży w tym, że Kościół wypowiada się w zdecydowany sposób na jakiś temat, problem jest w tych, którzy chcieliby aby mówił inaczej, bądź się wcale nie wypowiadał. To taka ogólna refleksja, ale ad rem. Wobec różnych globalnych kryzysów adhortacja niesie w sobie gigantyczny ładunek informacyjny, przypomina choćby martwego chłopca na plaży Morza Śródziemnego, wykazując kryzys migracyjny, ale bez wątpienia uderza też w czystki uliczne Trumpa w Ameryce. W tekście aż dwukrotnie występują aluzje do usuwania bezdomnych z ulic. Jest to niezwykle cenny głos, poszukiwany przez wielu. Chociaż od czasów Franciszka Watykan jest „polem namiotowym”, dając schronienie bezdomnym oraz możliwość kąpieli, i już to kłuło polityków, to te sformułowania są jasnym sygnałem: zawróć!
Podobnie jak przy powstawaniu Akcji Katolickiej, Papież Pius XI traktował ją jako podwaliny formacji do polityki, tak teraz Leon XIV wzywa raz jeszcze do angażowania się wierzących w ten świat, co ma realne przełożenie na zwalczanie problemów lokalnych i globalnych. Idzie śmiało, jasno odczytując porywy młodego ducha, doceniając w kliku miejscach to, że angażują się w społeczne inicjatywy, wymieniając nawet znany nam w Polsce problem mieszkalnictwa.
Todos, todos, todos!
Na koniec podkreślę coś, czego obaj papieże nie podkreślili – wiary. W żadnym miejscu tej adhortacji nie znajdziemy sugestii czy kryteriów pomocy, wskazujących, iż należy pomagać wyłącznie „swoim”, czy z uprzywilejowaniem „swoich”. Zachęca się, aby nie pomijać prostej jałmużny, która została wyrugowana z naszej mentalności jako najgorszy środek pomocowy. Oczywiście trzeba mieć na uwadze liczne instytucje pomocowe, znać zakres ich działań i sposób zgłaszania do nich. Trzeba działać długofalowo przy pomocy wielu specjalistów, aby wyciągać ludzi z kryzysów. Trzeba też uczyć pracy, aby człowiek sam mógł się utrzymać. To wszystko jest w pełni uzasadnione i jak najbardziej istotne, ale (tego nie ma w dokumencie, niemniej myśl jest w duchu pkt. 114+), że tak jak w piramidzie Maslowa, bez zaspokojenia podstawowych potrzeb, głodu, nie ruszy się z dalszymi krokami. Podobnie też w naszym codziennym pędzie nie przerzucajmy się odpowiedzialnością, ignorując potrzeby żebrzących, ale tak po prostu – dajmy im jeść.
/mdk