Tacy wielcy, choć tacy mali

2025/10/29
16 Fot. giveawayboy Flickr.com CC BY ND 2.0 dostep 5.09.2025
Fot. giveawayboy, Flickr.com, CC BY-ND 2.0, dostęp 5.09.2025 / św. José Sánchez del Río

Czy jako dorośli możemy nauczyć się czegoś od dzieci? To zwykle my jesteśmy dla nich wzorem, idą one za naszym przykładem jako za osobami bardziej obeznanymi ze światem, doświadczonymi życiowo. A jednak! Sam Jezus wskazuje nam: „Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt, 18, 3-4).

Najmłodsi wykazują się spontanicznością, prostotą, ufnością i szczerością. Nie udają, nie racjonalizują, nie „dzielą włosa na czworo” – i jeśli dorośli mówią im o Bogu, to zwykle przyjmują to za pewnik i wierzą w Niego „tak po prostu”. Osobiście niejednokrotnie spotkałam się z postawą dziecka, która mogłaby niejednego dorosłego zawstydzić, w tym także i mnie. Wymownym przykładem tego, co my, jako dorośli, możemy zaczerpnąć od najmłodszych, jest fakt, iż w gronie świętych, błogosławionych i kandydatów na ołtarze znalazło się wiele dzieci.

Promieniowała niewinnością

Św. Maria Goretti przyszła na świat w 1890 roku we włoskim miasteczku Corinaldo jako trzecie z siedmiorga dzieci ubogiej rodziny Luigiego i Assunty Gorettich. Gdy miała 10 lat, zmarł jej ojciec i odtąd matka musiała przejąć cały ciężar utrzymania rodziny. Maria, chcąc dodać jej otuchy, mówiła: „Odwagi Mamusiu, Bóg nas nie opuści”. Sama w tym trudnym czasie często zatapiała się w modlitwie, by wyprosić potrzebne łaski dla duszy zmarłego taty. Starsi bracia Marii pracowali u sąsiadów, a ona pomagała w obowiązkach domowych i opiekowała się rodzeństwem. W wieku 11 lat przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Od tego czasu jej ofiarność, posłuszeństwo i pobożność stawały się coraz doskonalsze. Najwyraźniej jednak rozwijała się w niej czystość serca. Promieniała niewinnością, panowała nad ciekawością, spojrzeniem, gestami i pokusą sensacji. Odrzucała to, co nieprzyzwoite, a każde nieczyste słowo budziło w niej wstręt. Jej dziecięcą duszę przepełniała miłość do Jezusa obecnego w Eucharystii. Dziewczynka w żaden sposób nie chciała stracić Tego, którego przyjęła do serca.

Goretti dzielili dom z rodziną Serenellich (ojcem i synem). Gdy Aleksander Serenelli skończył 18 lat, zrodziło się w nim pożądanie do Marii. Zaczął ją napastować, grożąc nawet, że ją zabije, jeśli mu się nie podda. Dziewczynka skutecznie radziła sobie z dręczycielem, unikała go bądź mu uciekała. O wszystkim nie chciała nikomu mówić, by nie narazić rodzin na pogorszenie i tak nie najlepszych stosunków.

Na początku lipca 1902 roku Maria została w domu, podczas gdy inni pracowali przy zbiorze bobu. Kiedy Aleksander uświadomił to sobie, wymknął się z pola, odszukał ją i siłą zaciągnął do kuchni, chcąc zmusić do współżycia. Maria stawiała mu opór, wyrwała się z jego rąk, krzycząc, by tego nie robił, bo to grzech i może przez to pójść do piekła. Rozzłoszczony oprawca wziął nóż i zadał jej kilkanaście ran. Sądząc, że już nie żyje, zamknął się w pokoju. Gdy Maria zauważyła swoją matkę powracającą z pola, wyjęczała: „To Alessandro. Chciał, abym popełniła wielki grzech. Ja nie chciałam”. Dziewczynka została przewieziona do szpitala w Nettuno, gdzie zmarła. Tuż przed śmiercią otrzymała Komunię Świętą i ostatnie namaszczenie. Zadeklarowała, że z miłości do Jezusa przebaczyła swemu oprawcy i chce, by poszedł z nią do raju. Prosiła Boga o miłosierdzie dla niego.

Aleksander Serenelli w czasie długoletniego pobytu w więzieniu nawrócił się. Jak sam stwierdził, zawdzięczał to wstawiennictwu Marii. Po wyjściu na wolność prosił o przebaczenie matkę Marii i tę łaskę otrzymał. Z czasem został tercjarzem franciszkańskim.

Sednem życia jest miłość do Chrystusa

Bł. Laura Vicuña przyszła na świat w 1891 roku w Santiago w Chile jako pierwsza z dwóch córek Józefa Vicuña oraz Mercedes Pino. Gdy Laura miała 2 latka, zmarł jej ojciec. Sytuacja materialna zmusiła Mercedes do opuszczenia wraz z córkami domu w poszukiwaniu środków do życia. Pracę znalazła w Argentynie na gospodarstwie Manuela Mora, z którym się związała. Mimo że przez tę grzeszną relację sama pozbawiła się możliwości korzystania z sakramentów świętych, troszczyła się o wychowanie w wierze swoich córek i powierzyła je siostrom ze Stowarzyszenia Córek Maryi prowadzącym szkołę z internatem. To tutaj Laura przyjęła Pierwszą Komunię Świętą i tu też poczuła głęboką miłość do Jezusa, której wyrazem była decyzja poświęcenia Mu całego życia. W szkole wyróżniała się na tle innych – w nauce należała do najlepszych uczennic, stanowiła wzór, odznaczając się posłuszeństwem, pokorą, głębokim życiem modlitewnym i wielką życzliwością. Wierna swym codziennym obowiązkom często pomagała młodszym, wiele godzin spędzała przed Najświętszym Sakramentem, praktykowała różne formy umartwienia. W 1902 roku Laura przystąpiła do bierzmowania, po czym poprosiła o możliwość przyjęcia do postulatu Stowarzyszenia Córek Maryi. Zgody nie wyrażono ze względu na jej młody wiek oraz postawę matki odbiegającą od chrześcijańskich wartości. Wtedy to, po akceptacji swojego spowiednika, złożyła prywatne śluby życia w czystości, posłuszeństwie i ubóstwie. Świadomość, że sednem życia jest miłość do Chrystusa i dążenie do Jego poznania, skłoniła ją do deklaracji: „Postanawiam czynić wszystko, co umiem i co mogę, aby ludzie Cię znali i kochali i aby wynagrodzić zniewagi, które spotykają Cię codziennie od ludzi, a zwłaszcza od członków mojej rodziny”. Laurę przepełniał głęboki smutek z powodu matki żyjącej z dala od Chrystusa. Poruszona ewangeliczną prawdą o największej miłości, która wyraża się w oddaniu życia za drugiego, złożyła Bogu ofiarę ze swego życia, prosząc o łaskę nawrócenia dla matki. Wkrótce zdrowie Laury zaczęło się znacznie pogarszać. Żadna kuracja nie przynosiła rezultatów – dzień po dniu słabła coraz bardziej. Laura z pokorą przyjmowała swoje cierpienie, bo rozumiała, że Bóg przyjął jej ofiarę. Kilka godzin przed śmiercią powiedziała matce o duchowym ślubie, jaki złożyła w intencji jej nawrócenia. Mercedes, wstrząśnięta ogromem poświęcenia córki, obiecała, że się nawróci i przystąpi do spowiedzi. Złożone przyrzeczenie wiernie wypełniła. Laura zmarła w 1904 roku przeżywszy niespełna 13 lat. Na jej grobie widnieje napis: „Życie jej było poematem czystości, ofiary i miłości wobec matki”.

„Niech żyje Chrystus Król”

Św. José Sánchez del Río urodził się w 1913 roku w Meksyku. Miał dwóch starszych braci i młodszą siostrę. Wzrastał w atmosferze umiłowania Eucharystii. Od chwili, gdy nauczył się posługi ministranta, codziennie służył do mszy świętej i odmawiał różaniec. Gdy w 1926 roku nasiliły się okrutne prześladowania Kościoła przez władze Meksyku, postanowił, tak jak bracia, dołączyć do Cristeros – partyzanckiego ruchu oporu broniącego wiary. Nie zgodziła się na to jego matka. Powiedział jej wtedy: „Mamo, nigdy nie było tak łatwo zdobyć niebo jak dzisiaj”. W Cristeros José przydzielono czyszczenie broni powstańców, przygotowywanie posiłków. Z czasem wyznaczano go do niesienia sztandaru w czasie walk. Gdy w czasie jednej z nich dowódca oddziału stracił konia, José oddał mu swojego, błagając, by go przyjął i ratował się ucieczką. Był świadomy, że taka decyzja może oznaczać dla niego szybkie aresztowanie. Tak też się stało. W więzieniu był poddawany okrutnym torturom, które miały wymusić na nim wyrzeczenie się Jezusa. Za taki akt apostazji i dołączenie do wojsk rządowych obiecywano mu wolność. José, mimo wielkiego cierpienia i świadomości grożącej mu kary śmierci, nie uległ. W dniu egzekucji przecięto mu skórę na stopach i krwawiącemu kazano iść 1,5 km na cmentarz. Gdy wciąż obstawał przy swoim, nad wykopanym dołem ugodzono go nożem. Chłopiec krzyknął „Niech żyje Chrystus Król!”. Kapitan, wzburzony tą niezłomną postawą, zastrzelił go. Upadając, José własną krwią nakreślił na ziemi znak krzyża. Chłopiec zginął w wieku zaledwie 14 lat. Dwaj świadkowie jego męczeńskiej śmierci zostali kapłanami i założyli zgromadzenia zakonne. Z czasem zaczęto dostrzegać cuda przypisywane jego wstawiennictwu. Jednym z nich było nawrócenie oprawców chłopca, których na starość widywano codziennie w kościele.

Św. Maria, św. José i bł. Laura swoim życiem dali poruszające świadectwo pięknej, heroicznej i – mimo młodego wieku – niezwykle dojrzałej miłości do Boga i bliźniego. Ich losy pokazują, że do zbawienia prowadzą tak różne ścieżki, jak niepowtarzalna jest historia każdego z nas. Przykłady te potwierdzają, że wszyscy jesteśmy powołani do świętości – mamy do niej dostęp bez względu na wiek, stan duchowny, czasy czy okoliczności, w jakich żyjemy.

Fotogaleria: Adam Ján Figeľ, Adobe Stock (św. Maria Goretti); Daniel Murguía, Flickr.com, CC BY-ND 2.0, dostęp 5.09.2025 (bł. Laura Vicuña)

Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 4/2025

 

/ab

Kubicka

Barbara Kubicka

Członek Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana”, pracownik Instytutu Biblijnego Stowarzyszenia. 

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#św. José Sánchez del Río #św. Maria Goretii #bł. Laura Vicuña #dzieci #święci #święte dzieci #błogosławieni #świętość #Świętość bywa młoda #świętość młodych
© Civitas Christiana 2025. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej