Jak często mam w zwyczaju tym razem też zamierzam postawić kilka wątpliwych dla mnie kwestii, które posłużą mi jedynie do pokazania tego, że świat wcale nie musi być taki prosty jak by tego niektórzy chcieli.
Tytułowa Marina Owsiannikowa jest tylko przykładem pewnych możliwości. Niektórym potencjalnym czytelnikom przypomnę pewną starą, bo sprzed dwóch miesięcy, sprawę. Otóż wspomniana pani, będąc dziennikarką rosyjskiej telewizji Pierwyj kanał, pojawiła się nagle na wizji z kartonem na którym napisane było antywojenne hasło, wymierzone do tego w rzetelność przekazu rosyjskiej propagandy. Cały incydent był krótki, transmisję przerwano, a dziennikarkę miały spotkać szykany. Oczywiście z pracy została natychmiast wyrzucona, co jest nawet zrozumiałe.
Jej performance obiegł cały świat, jego uzupełnieniem był manifest, który miała nagrać przed samym „występem”. Naturalnie na życzliwą reakcję zachodniego świata nie trzeba było długo czekać i nie będę jej tu opisywał. Od razu jednak pojawiły się wątpliwości. Cały szereg komentatorów zwrócił uwagę na możliwość ustawki. Tzn. zaczęto tu i ówdzie mówić, że za całą akcją stoją rosyjskie służby. Na rzecz tej tezy może przemawiać fakt, że jej bohaterkę nie spotkała jakaś drastyczna kara, a ona sama w mediach zachodnich zaczęła wypowiadać się w kwestii zniesienia sankcji na Rosję. Dla mnie ciekawym aspektem sprawy jest to, że stosunkowo szybko została zatrudniona jako korespondent niemieckiego Die Welt, a więc stała się głosem Rosji na Zachodzie, co jest niezwykle istotne.
Fakty są więc takie, że dotychczasowy, lojalny pracownik rosyjskich mediów został przetransponowany do wpływowego ośrodka medialnego Europy Zachodniej. Nie przesądzam do końca jaka jest prawda o jej „występie”, ale wygląda to na bardzo prostą operację. Dotychczasowy model wpływu Rosji na Zachodzie uległ częściowemu załamaniu. Pracujące na rzecz Rosjan „autorytety” musiały zamilknąć albo z własnej woli, albo zostały skompromitowane. Prorosyjskie reakcje, których byliśmy ostatnio świadkami w postaci listów otwartych, publikowanych w Niemczech, są traktowane co najmniej z przymrużeniem oka, co oczywiście nie oznacza, że jest to trwały stan. Co by robił poważny rząd w tej sytuacji? Ano budował nową strukturę, która będzie w przyszłości użyteczna. Aby ona zaistniała trzeba do niej „uzbierać” nowych ludzi, najlepiej takich którym da się zbudować „ładną” historię. W najbliższym okresie pewnie takie się pojawią. Usłyszymy o różnych Rosjanach, którzy nie godzą się z reżimem, potępiają agresję, są za pokojem i za tym, by od nowa budować relacje z Rosją. Na pewno w tej kwestii nie można wylewać dziecka z kąpielą, będziemy mieli tu do czynienia i z prawdą i z fałszem, a więc oczy i uszy trzeba mieć wyjątkowo otwarte, a czujność wzmożoną. W każdym razie warto pamiętać o starym przysłowiu, mówiącym że „nie wszystko złoto co się świeci”.
/mdk