Siedzę nad tekstami do listopadowego numeru gazety. Tu „ę” tam „ą” a końca nie widać. Jasny gwint! Czwarta po południu muszę pędzić na wykład przygotowany przez sierakowski „Civitas Christiana”. Napoleon Rutkowski – słyszałem o człowieku, ma niezły grobowiec na sierakowskim cmentarzu. Napoleon – grobowiec – kurcze jakiś bufon! Ale obiecałem pójść.
Tolek Taczanowski z charakterystyczną sobie swadą opowiada o bohaterze wykładu. Wokół tłumy dzieciaków. W kącie nauczycielka historii – wszystko jasne! Jednak historia faceta, który nawet matury nie zdał, niezauważalnie zaczęła wsączać się stopniowo w umysły młodych ludzi. Nie wszystkich – cudów nie ma.
3 stycznia 1868 roku urodził się w rodzinie wielodzietnej Napoleon Rutkowski. Nie garnął się do nauki, wolał siedzieć przy fortepianie i brzdąkać, a miał być lekarzem, lub kimś innym dobrze zarabiającym. Majątek przypadł jego starszemu bratu – później się okazało – utracjuszowi. Napoleon (no jasne! w tamtym czasie ten Francuz był złudną nadzieją wolności dla wielu naszych dziadów) pokręcił się tu i ówdzie, ale bez matury wiele więcej zrobić nie mógł. Został wysłany do wuja – do Ławicy pod Sierakowem – niech się chłopak nauczy pracy na ziemi. I nauczył się! Jednak wuj zmarł, a za odziedziczony majątek trzeba było podatek zapłacić – horrendalny! Znalazła się wdowa… – nie, to nie jest „Lalka” Prusa, ale jak nic mi to pasuje. Posag, spłacony podatek, pogrzeb żony i!
No właśnie, na podstawie początku historii można mieć ambiwalentne uczucia w stosunku do sławy z sierakowskiej ziemi, która nawet przed cesarzem niemieckim występowała. W muzyce osiągnął szczyty. Ale i odziedziczonego majątku nie zmarnował. W wielkim kryzysie był jednym z nielicznych, który potrafił zawsze na czas wypłacać wynagrodzenie swoim pracownikom. Współmieszkańcy go uwielbiają, po 75 latach, wówczas, piętnastoletnia pokojówka mówi o nim z wdzięcznością. Jest założycielem wszystkiego, co wzmacnia polskość – Banku Ludowego, szkoły, spółdzielni, organizuje pikniki dla Polaków na terenie swojego majątku. Skrypty z jego nutami wydawane są w całej Europie. Wreszcie przychodzi Powstanie Wielkopolskie – jedyne w historii naszego narodu, które udało się zwyciężyć! Dzięki komu? Dzięki tysiącom patriotów, wśród których znalazł się Napoleon Rutkowski. Do dyspozycji powstańców oddał majątek, doborowe konie i dokładną wiedzę o wrogu, co pomogło w precyzyjnych atakach i zwycięskich bitwach. Później stale udowadnia, że ojczyzna jest dla niego najważniejsza – zysk ze sprzedaży jego nut przeznaczony jest na obronę Polski! Drugiej wojny światowej nie dożył. Pozostała jego muzyka, ilustrowana wierszami Przerwy-Tetmajera czy innych międzywojennych poetów.
Wreszcie koniec. Co niecierpliwsi, niemogący się oderwać od ekraników smartfonów, zrywają się z miejsc, aż u nagle wstaje jakiś mężczyzna. Zalega cisza, gdy zaczyna opowiadać o wysiedleniach, o tym jak w Niepokalanowie spotkał spadkobiercę Rutkowskiego, potwierdza szczegóły z życia bohatera wykładu.
Parę dni temu znowu byliśmy na cmentarzu. Zapaliliśmy znicze, ułożyliśmy kwiaty i na pewno dla uczestników wykładu najokazalszy grobowiec na sierakowskiej nekropolii okazał się bliższy – nie anonimowy. Skrywa tajemnicę. Spoczywa tam siedem osób i nikt nie wie, kim jest ta siódma. Być może uda się to niedługo wyjaśnić dzięki lokalnym pasjonatom historii – Jarosławowi Łożyńskiemu i Towarzystwu Miłośników Ziemi Sierakowskiej. Kolejna odsłona ciekawej, jakże ludzkiej, historii jednego z najwybitniejszych kompozytorów międzywojennej Polski, promotora wielu bohaterów naszej ziemi, niezłomnego patrioty.
Późno dzisiaj zasnę, ale warto było!
Michał Jasiński
Autor artykułu jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Pojezierze”