Początek Adwentu wprowadza nas w tematykę końca świata i sądu ostatecznego. Poprzedzić je mają gwałtowne i przerażające wydarzenia związane z siłami kosmicznymi, jak i żywiołami na ziemi. Jednak Jezus zapowiadając swój chwalebny powrót na ziemię nie każe nam się chować i uciekać, ale wręcz przeciwnie, nakazuje nabrać ducha i podnieść głowę, bo zbliżający się sąd i koniec świata oznacza dla nas odkupienie.
Ludzie na widok kataklizmów mdleć będą ze strachu, a wszystkie nasze zabezpieczenia i systemy obronne, którymi się szczycimy, będą zwyczajnie bezradne wobec nadchodzących wydarzeń. My, jako chrześcijanie, powinniśmy na to wszystko reagować inaczej pamiętając, że Pan nadchodzi, aby nas zbawić, a nie po to, aby nas pogrążyć w rozpaczy. Pierwsi chrześcijanie modlili się o to, aby ten dzień powrotu na obłokach Syna Człowieczego nastał jak najszybciej. Już apostołowie musieli uspokajać, że Pan wcale nie zwleka ze swym przyjściem, ale daje szansę na nawrócenie i poprawę życia.
To, co może stanowić przeszkodę w oczekiwaniu na nadejście Chrystusa, dzisiejsza Ewangelia nazywa ociężałością serca, która pojawia się w sytuacji, kiedy ulegamy troskom doczesnym albo oddajemy się przyjemnościom w przesadny sposób, co symbolizują obżarstwo i pijaństwo. Te rzeczy opuszczają naszą głowę w dół i nie pozwalają, aby podniesiona głowa mogła spoglądać na przychodzącego Pana i dostrzegać wszystkie poprzedzające ten fakt znaki czasu.
Receptą na przypadłość ociężałości serca ma być czuwanie i modlitwa, które mają też nas chronić przed tym, aby ten dzień nie przyszedł na nas znienacka, jak potrzask. Ewangelia podaje także, że ten dzień przyjdzie na wszystkich ludzi bez wyjątku i nikt nie będzie mógł tego uniknąć. Modląc się i czuwając, a także mając podniesioną głowę i będąc pełni ducha nie uciekniemy spośród tego zamętu i kataklizmów, ale będziemy potrafili go prawidłowo przeżyć i stanąć z radością i miłością przed Synem Człowieczym, za którego powrotem tęskniły całe pokolenia chrześcijan.
/ab