Kościół w liturgii słowa kontynuuje rozważania na temat eucharystycznej obecności żywego Jezusa. Znów Jezus nazywa siebie chlebem. Tym razem podkreśla, że to jest chleb żywy, który daje życie światu. Żywy tak jak Jego Ciało wydane za nas na Krzyżu. Tylko On ma moc wskrzeszenia umarłych w dniu ostatecznym i tylko On ożywia wszystko, co wydawałoby się, że jest umarłe. W ten sposób, karmiąc się tym Chlebem, spożywamy zadatek życia wiecznego i jesteśmy nieustannie ożywiani już tu na ziemi, podnosząc się z naszych słabości.
Jezus wyraźnie rozróżnia dwie rzeczywistości – doczesną, ziemską i niebiańską. Odnosi się do szemrania tłumu, że przecież Go znają, i Jego i Jego rodzinę, i powątpiewają o Jego Boskim pochodzeniu. Jezus rozróżnia te dwie kwestie – pochodzenia ziemskiego i jednocześnie mocy wypływającej z woli Boga. Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym – te słowa potwierdzają Jego ożywiający charakter i stanowią rękojmię dla naszego zbawienia.
Chleb powszedni jest nam potrzebny do utrzymania się przy życiu. Jezus swoimi cudami, a także w podanej modlitwie Ojcze nasz, zapewnia nas, że ma moc zabezpieczyć nasze potrzeby doczesne. Jednak ów ziemski, zwykły chleb podtrzymuje życie doczesne, ale nie jest chlebem żywym, który może zapewnić życie wieczne. Chlebem żywym jest dopiero Jego Ciało. Karmiąc się Nim będziemy mieli życie na wieki, czyli zawsze. Jezus wyraźnie to stwierdza, kiedy wskazuje, że ojcowie jedli mannę z nieba i poumierali, a kto spożywa ten Chleb, będzie nieśmiertelny.
Warto chwilę zastanowić się nad sprawą zmartwychwstania, w kontekście Ciała Chrystusa, które jest Chlebem żywym i chlebem ziemskim, który podczas konsekracji staje się Ciałem Chrystusa. Bóg przemienia mocą Ducha Świętego nasze dary, jakimi są chleb i wino w Ciało i Krew naszego Pana. To co przemijające i doczesne, staje się nieśmiertelne, święte i ożywiające. Tak samo ma być z naszym życiem – codzienna jego szarość ma uszlachetniać się w mocy Ducha i jaśnieć blaskiem Zmartwychwstałego.
/mdk