Nie widzimy sensu cierpienia, bo zasłania nam czubek własnego nosa. A ono, prócz tego wszystkiego wielkiego, co z sobą niesie jest ważnym przystankiem; tu widzi się szerzej, głębiej, a czasem zupełnie inaczej.
Nie lubimy cierpienia, wymyślamy coraz bardziej komfortowe środki przeciwbólowe i w zależności od tego czy boli nas ciało czy dusza stosujemy proszki, tabletki, psychoterapie, techniki relaksacyjne, czasem już tylko czary – mary. Cóż znaczy ból wobec takiej optyki? Przypatrzmy się temu.
– Mam 23 lata i już trzeci miesiąc siedzę z nogami w gipsie. Jechałem na rowerze i nagle walnął mnie z tyłu jakiś wariat, który przedtem nieźle zatankował. Faceta zatrzymano, poddano różnym badaniom, z których wynikało, że właśnie przechodził „ciężkie frustracje rodzinne”, a mnie powiedziano, żebym był nieco bardziej wyrozumiały, tzn. tolerancyjny. Wątku nie rozwijam, ale muszę powiedzieć, że słowo – tolerancyjny wraca do mnie jak bumerang. Siedzę teraz w oknie i widzę, i słyszę zdecydowanie więcej.
Mają po 15, 16 lat, siedzą na trzepaku, albo na placu zabaw. Przeklinają, palą, piją, a z puszek po piwie robią amunicję, albo instrumenty najnowszej, diabelskiej generacji. Ludzie się ich boją, a dzieci, które znajdą się w okolicy huśtawek od początku mają niezły odlot. Wieczorem i po północy jest jeszcze gorzej. Ryczy metal włączony na max, oni też ryczą, unosi się zapach jakiegoś tam palonego świństwa, a kiedy tego za mało – są draki. Niszczą śmietniki, ławki, co im wpadnie w ręce. Kiedyś się wściekłem i zadzwoniłem na policję, i co usłyszałem? – Nie wygłupiaj się, mamy ważniejsze sprawy. To w końcu głupie dzieciaki. Bądź tolerancyjny. – Właśnie, że jestem tolerancyjny – tak myślę, bo przecież rozumiem, że te głupie dzieciaki „mają życiowe schody”, że ich Starzy załatwiają wychowanie zgodą na wszystko, byle mieć swój luz. Luz za luz.
Za ścianą mieszka bardzo młoda dziewczyna, którą ledwie znam. Babcia mnie prosiła, abym z nią porozmawiał, bo ona przechodzi jakąś depresję. Zgodziłem się, bo przez ten gips i tak nie mam co robić (ile można czytać albo patrzeć przez okno?).
Już wiem, dlaczego dołuje. Dwa miesiące temu przerwała ciążę. Mówi, że żałuje, że gdyby czas się cofnął.. Chłopak rzucił, rodzice zażądali, lekarze nie stawiali sprzeciwu. Tolerancja, tylko nikt nie pomyślał, że dziewczyna będzie dołować. Dali jej luz, bo sami go chcieli mieć. Luz za luz.
Ta dziewczyna ma brata, któremu trochę brakuje do szesnastki. Często go widziałem na rowerze, albo jak z maluchami kopał piłkę, nawet w kościele go parę razy widziałem, choć zdaje się, że on jeden z rodziny tam trafiał. Nie słyszałem, żeby się wyrażał, ale za to zawsze powiedział: cześć albo dzień dobry. Przy tym silny i dobrze zbudowany; myślałem – równy gość z niego wyrośnie. Szkoda, że już tak nie jestem tego pewny. Pojechał na jakiś prywatny obóz z grupą rówieśników, z których większość może straszyć nie tylko nocą. Co tu dużo gadać – draństwo, aż nazbyt widoczne. Wspominała o tym rodzicom jego siostra, wspominali inni, ale co z tego, gdy w odpowiedzi słyszeli: bez przesady! A prawda jest taka: ci rodzice wybierają się ze swoją paczką na egzotyczne wakacje pod palmami. Mają pieniądze, ale okazuje się, że najbardziej pożądaną walutą – i to w dodatku wymienialną jest LUZ. Dali luz, bo sami go chcieli mieć. Luz za luz. Bogu dziękuję, że moi rodzice nawet nie chcieli znać tego pojęcia, ale wtedy, siedem lat temu byłem na nich okropnie zły, gdy nie puścili mnie na podobny „obóz”. Zabrali nas na Mazury, pod namiot. Bardzo szybko uznałem, że były to super wakacje.
Inny problem – homoseksualiści. Niedobrze mi się robi, gdy pokazuje się tych, „którzy kochają inaczej” w różnych agresywnych akcjach i demonstracjach, gdy mówi się o ich prawie do adopcji i roztkliwia nad ich „ślubami”. Tolerancja? Nie reklama! Luz za luz.
Teraz dopiero sobie uświadamiam, że ten proces wymiany usług (luz za luz) rozpoczyna się bardzo wcześnie. Ponieważ pracuję razem z kuzynem, często bywam w jego domu (oczywiście, to są tylko chwile) i muszę powiedzieć, że zawsze widzę włączony tam telewizor i wpatrzonych w niego trójkę małych dzieci. Kiedyś nawet coś na ten temat powiedziałem kuzynowi i jego żonie, ale oni ze śmiechem powiedzieli, że to przecież najtańsza niańka. Zresztą włączają dzieciom wyłącznie „bajkowy” Polsat i wyłącznie dla dzieci Cartoon Network. Wtedy poddałem się, ale teraz parę razy włączyłem te „programy dla dzieci”. Brr!!! Ile tam agresji, łajdactwa i perfidnego mieszania dzieciakom w głowach! Przestałem to oglądać, bo choć jestem twardziel, to bym chyba sam zwariował. Żadnych granic, żadnych ludzkich norm. Total – luz.
A dzieciaki oglądają, nasiąkają jak gąbka i już nie wiedzą czy to świat realny czy wirtualny. Ale co tam, na razie siedzą cicho; rodzice mają mały luz. Ale nie na długo, bo już wkrótce mogą się dowiedzieć jak wielka jest przepaść między wolnością a samowolą.
Krystyna Holly
Artykuł ukazał się w numerze 08-09/2007.