Każda nowa rodzina to odrębna rzeczywistość. Trzeba ją zbudować i być przy tym gotowym do mądrej współpracy i kompromisów co do licznych aspektów życia, m.in. wspólnego świętowania.
Mąż i żona wnoszą ze sobą w małżeństwo pulę doświadczeń i przyzwyczajeń wyniesionych z dotychczasowego życia, z rodzinnego domu. I tak żona np. nie wyobraża sobie wigilijnej wieczerzy bez barszczu z uszkami, a mąż bez zupy rybnej. Jedno chce sernik, a drugie piernik… Trzeba się dogadać i ustalić takie menu, żeby sprawiło radość obojgu. Potem na świat przychodzą dzieci i okazuje się na przykład, że ani sernik, ani piernik nie wchodzą w grę i dla najmłodszych należy szykować zupełnie inny świąteczny deser...
W naszej rodzinie tych kulinarnych, różniących się od siebie przyzwyczajeń było całkiem sporo. Mąż bardzo lubi ciasta z makiem, za którymi ja nie przepadam. Mam swojego świątecznego „ulubieńca”, a czas pokazał, że każde z dzieci też ma swoje ciasto (inne!), bez którego nie wyobrażają sobie Bożego Narodzenia. Co robić? Upiec wszystkie te ciasta można tylko, kiedy spodziewamy się licznych gości, a tak nie zdarza się co roku. Postanowiliśmy więc część świątecznych wypieków robić stricte na Boże Narodzenie, część na Nowy Rok, a część w okresie karnawału, tym bardziej, że liczne urodziny dostarczają nam wtedy okazji do świętowania. A w okresie przedświątecznym chętnie do niedzielnej kawy sięgamy po panforte – włoski, świąteczny przysmak, którego receptura sięga XIII wieku, a który nas kiedyś zachwycił, ale nie dostał się na przepełnioną listę świątecznych deserów, stając się nieco mimochodem naszą adwentową tradycją.
Święta to nie tylko Boże Narodzenie, czy Wielkanoc. Świętem są rocznice ślubu, urodziny, niekiedy imieniny, czy inne ważne dla rodziny jubileusze. I tutaj też warto znaleźć taką metodę ich obchodzenia, która będzie specyficzna właśnie dla nas i sprawi nam radość. Dla przykładu kilka naszych (nie tylko kulinarnych) zwyczajów:
– W urodziny nie ma zmiłuj – wstajemy skoro świt – i budzimy jubilata głośno odśpiewanym „Sto lat!” Potem są zaspane pocałunki, życzenia i upominki.
– Na urodziny, Dzień Matki, Dzień Ojca, czy naszą rocznicę ślubu dzieci przez długie lata szykowały nam duże plakaty, takie laurki w rozmiarze 60 na 80 cm. Wyrosły już z tego wspólnego malowania, ale dobre wspomnienia (oraz parę zachowanych plakatów) pozostały.
– Jubilatowi/solenizantowi dzieci serwują śniadanie do łóżka (czasem trzeba się na nie naczekać..), albo – gdy nie ma na to przestrzeni, bo to nie weekend – zwykłe śniadanie zwieńczone jest tortem lub innym pysznym ciastem.
– Z okazji urodzin dzieci zapraszamy w weekend dziadków i bliższą rodzinę. Zajadamy placek krakowski babci (o, to jest dopiero ważna tradycja!) i oglądając zdjęcia wspominamy.
Przede wszystkim chodzi nam o to, żeby być razem, dać wyraz radości i wdzięczności za każdego z nas z osobna i za naszą rodzinę, pamiętając o tym, że nasza mała rodzina to część tej dużej, z dziadkami, wujkami, kuzynkami i wspomnieniami o poprzednich pokoleniach. Świętowanie pozwala nie zapominać, jak jesteśmy dla siebie ważni, łapać dystans do tego, co trudne i zachować właściwą miarę w życiu. A poprzez specyficzne właśnie dla nas elementy scala jeszcze mocniej naszą małą wspólnotę. I – co oczywiste – przechodzi pewną ewolucję razem z rodziną, w której dzieci rosną, zmieniają się potrzeby i część priorytetów.
/mdk