Patrz zawsze uważnie, czy to, co masz, jeszcze służy tobie, czy ty sam już temu służysz? Czy coś cię nie zniewala, nie opętuje?
Opętanie nie musi być diaboliczne. Może być całkiem zwyczajne. Może się nazywać manią, obsesją, bzikiem… na punkcie zbierania czegoś, magazynowania, grania i chęci wygrania. Może być rosnącą koniecznością zaspokajania jednej lub coraz większej ilości potrzeb, jakiejś namiętności, żądzy… niekoniecznie od razu złej, ale nie wiadomo kiedy, powoli pętającej duszę.
Jest taka opowieść o pewnym nadwornym cyruliku, człowieku pogodnym i beztroskim aż do chwili, gdy usłyszał on dziwny szept spomiędzy gałęzi przydrożnego drzewa: „Czy chcesz mieć może siedem baryłek złota? Jeśli tak, to ono już czeka na ciebie w domu”. Dziwne, że jakoś dotychczas zupełnie wystarczało mu to, co miał, i czuł się szczęśliwy, ale ten szept nagle obudził w nim żądzę posiadania takiego skarbu. Nie zapytał jednak, kto to szepcze lub skąd ma pochodzić owe złoto, lecz pognał do domu, a tam naprawdę czekało na niego siedem sporych baryłek wypełnionych złotymi monetami. Wprawdzie nie do końca siedem, bo ostatnia była do połowy pusta. To właśnie wprawiło owego cyrulika w dziwne poczucie braku i nienasycenia. Jakoś nie potrafił cieszyć się złotem, które już miał, lecz robił wszystko, aby tę ostatnią baryłkę dopełnić. Za prawie całe zarobki skupował złoto, przetapiał i wrzucał do niepełnej baryłki. Złota jednak nie przybywało. Prosił więc o wyższe pobory, sprzedawał pamiątki rodzinne, pożyczał…, ale za nic nie mógł dopełnić baryłki. Czuł się, jakby go coś opętało czy zniewoliło. Kiedyś spotkał go dawny przyjaciel i zdumiony jego wyglądem powiedział: „Wiesz, wyglądasz na takiego, co dał się opętać demonowi nienasycenia. Pewnie dostałeś sporo złota, prawda?” Cyrulik nie pojmował, skąd tamten może o tym wiedzieć. „Bo widzisz, ja też dostałem od niego sporo złota, które mogłem posiadać – powiedział tamten – ale pod warunkiem, że nic nie będę za nie kupować. Wpadłem w szaleństwo pomnażania go… dla niego samego. Dzięki Bogu, że mnie okradli, bo chyba byłbym już obłąkany. Oddaj diabłu to złoto, bo nie tobie ono służy, ale ty jemu”.
*
Dziwnie podobny do tej opowieści jest film Krzysztofa Kieślowskiego Dekalog X, w którym na samym początku umiera kolekcjoner znaczków. On i rodzina żyli w nędzy, podczas gdy jego zbiór znaczków wart był fortunę. Jego dwaj synowie chcą początkowo sprzedać skrzętnie zbieraną kolekcję, ale gdy dowiadują się od potencjalnego kupca, jaka jest jej wartość, rezygnują i zaczynają interesować się filatelistyką. Odkrywają, że w jednej z serii brakuje tylko jednego, unikatowego znaczka, którego rzadkość wywindowała cenę. Synowie, dotąd nienawidzący ojca za jego pasję, której nie pojmowali, wpadają w podobny amok. Aby nabyć cenny znaczek, jeden z nich sprzedaje własną nerkę… To już nie jest pasja – to swoiste opętanie pożądaniem jednej, małej rzeczy, która przesłania im wszystko. To taka świecka ilustracja przykazania-przestrogi przed zbytnim pożądaniem rzeczy…
Ciekawe, że w przesłaniu wielu reklam mówi się o wolności, którą jakoby ma nam ofiarować lub umożliwić proponowana rzecz. W końcu okazuje się, że bez niej nie sposób się obejść. Za tą rzeczą – jedną, drugą, n-tą – idą pewne czynności, rytuały, zachowania, które z przyzwyczajeń zmieniają się w obsesje, natręctwa, a nawet nałogi. Te często się bagatelizuje, bo przecież większość ludzi im ulega, a to, co powszechne – zdaniem wielu – jeśli nie jest dobre, to nie jest takie złe. Tylko że w końcu to, co miało służyć człowiekowi, uszczęśliwiać go, panuje nad nim i zniewala go. A może właśnie o to chodzi producentom?
*
Po co zatem jest post? Na pewno nie jest to tylko kościelny wymysł, przepis, zakaz, tradycja. To jest także, a może przede wszystkim, sposób na zapanowanie nad tym przemożnym: „Muszę to mieć! Bez tego nie mogę się obejść! Dlaczego ja jeszcze tego nie mam?” To takie pogodne podejście do tak zwanych konieczności i odkrycie, że wcale nie są one koniecznościami. Odkrycie, że człowiek wcale nie ma tak wielu przemożnych potrzeb. Owszem, ma on jeszcze inne potrzeby, o których zapomniał i o których uparcie milczą lub które fałszują reklamy. Można powtórzyć za pewnym chłopcem: „Post to wolność ducha od ciężaru brzucha”.
*
O nowym gatunku człowieka, homo consumens, można by powiedzieć, że im więcej w nim konsumenta, tym mniej w nim człowieka, istoty złożonej także z ducha. Nieopanowane apetyty rosną bowiem razem z pustką serca i duszy. W pewnej baśni zapytano władcę-despotę: „Jak panujesz nad tą masą niewolników?”, a ten odpowiedział: „Nieustannie podsycam ich pożądanie wciąż nowych rzeczy i pokarmów”. Tak właśnie można zmieniać ludzi w syte, lecz wciąż czegoś łaknące bydlątka. Czy w takim razie można powiedzieć: „Poszczę, więc jestem”? Zapewne! Od wieków bowiem, zwłaszcza chrześcijanie, wiedzieli, że tak to działa. Że kto odmawia sobie czegoś, nie tracąc przy tym pogody ducha, staje się bardziej wolny, opanowany, spokojny, współczujący, miłosierny… Że coraz więcej w nim miejsca dla Boga, który karmi te najgłębsze ludzkie głody. Dobrze o tym pomyśleć, porozmawiać, popróbować… w czas Wielkiego Postu, przed Wielkanocą, kiedy życie może nabrać naprawdę nowego smaku.
*
Był u nas taki brat Jan – bardzo skromny, chudy i bardzo pogodny, nader szybko pozbywający się tego, co dostał. Tak mało zajmujący się sobą, a tak bardzo przejęty nieprawdopodobną liczbą znajomych i przyjaciół, za których nocami się modlił i spełniał jakieś praktyki pokutne. Do każdego zwracał się: „moja ty duszo”. Czasem szedł na pobliski bazar i chodził między przepełnionymi towarem kramami, niczego jednak nie oglądając i nie kupując. Zapytałem go kiedyś, spotkawszy na tym bazarze: „A czego brat dusza tutaj szuka?” Pogodnie się uśmiechając, odpowiedział: „A idę tu czasem popatrzeć, moja ty duszo, bez ilu rzeczy ja jestem szczęśliwy”.
Może to jest sposób na opanowanie i wypędzenie z siebie demona nienasycenia? Na dostrzeżenie, jak wiele już się ma, nie dziękując za to, i czego wcale nie musi się mieć, by poczuć się szczęśliwym. Uszczęśliwionym w głębi ducha uwalnianego od śmiecia, a napełnianego Obecnością Tego, który sam jest Szczęściem.
Br. Tadeusz Ruciński FSC
pgw