Czy może być tak, że żyć ekologicznie znaczy żyć pobożnie? Ekologia to wręcz nakazana troska o stworzenie Boże.
Zacznijmy od tego, że Bóg stworzył świat dla człowieka i z tego względu może on korzystać z dóbr ziemi. Ale ponieważ świat jest dziełem Stwórcy, człowiek powinien korzystać z jego dóbr z szacunkiem dla natury i w sposób racjonalny. Człowiek został panem „wszelkiego stworzenia”, ale w zamian za to musi dbać o Boskie dzieło, które Pan mu przekazał. Katolicka nauka społeczna wskazuje, że to na człowieku spoczywa odpowiedzialność za ochronę środowiska naturalnego i, co szczególnie istotne, nauka ta odrzuca mentalność konsumpcyjną jako nieekologiczną i obrażającą Boga. Kto z nas, idąc ulicami miast, nie zauważył, że pojawia się coraz więcej modnych sklepów z żywością ekologiczną – wyłącznie z upraw ekologicznych (o tym, że pole rolnika-ekologa przylega do pola rolnika, którego poglądy na temat uprawy roślin są zdecydowanie mniej „eko”, jest tutaj bez znaczenia, liczy się tylko „ekocertyfikat” ). W normalnych sklepach spożywczych dostajemy wyłącznie biodegradowalne reklamówki, a wielkie sieci odzieżowe proponują nam recykling naszej starej odzieży. Z drugiej strony funkcjonujemy w społeczeństwie na dorobku, które ciągle jest nastawione bardziej na to, żeby „mieć”, niż na to, żeby „być”. Można mieć cokolwiek, nowy telefon komórkowy – w końcu niemalże co roku produkuje się nowocześniejszy gadżet. Modnie ubierające się panie z bólem serca zakładają płaszcz z jesieni na wiosnę, wiedząc, że płaszczy w paski już się teraz nie nosi, tylko w kratkę, a przecież w sklepach są takie wspaniałe przeceny, 20%, 50%, 70% taniej. I o zgrozo szafa obrasta w ubrania, które nigdy nie ujrzą światła dziennego. Albo podam Państwu inny przykład nieekologicznego zachowania. Zbliżają się „Święta” – nieważne jakie, ważne, że sklepy będą zamknięte jeden lub dwa dni, i co się dzieje? Wszyscy jadą do supermarketów, by w atmosferze agresji zdobyć jedzenie. Ludzie walczą, przepychają się, czasem nawet krzyczą na siebie, a po tym strasznym boju wyjeżdżają ze zdobyczą ze sklepów. Zastanówmy się, ile jedzenia z wózka Pana Kowalskiego trafi do śmietnika: jedna trzecia czy jedna druga? I czy tak powinien się zachowywać dobry chrześcijanin?
Sumienie ekologiczne
Jan Paweł II powiedział, iż każdy „człowiek ma obowiązek wystrzegać się takich inicjatyw i czynów, które mogłyby przynosić szkodę środowisku naturalnemu”. Powołując się na wymiar etyczno-moralny kwestii ekologicznej, Ministerstwo Środowiska w 2010 r. wdrożyło największą kampanię społeczną poświęconą wyrabianiu ekologicznych nawyków postępowania ze śmieciami. Nie zaśmiecaj swojego sumienia, bo tak brzmiało hasło kampanii, miało przybliżyć Polakom, na czym polega ekologia i recycling. W momencie gdy rozpoczynała się kampania, Karolina Kulicka, dyrektor Departamentu Edukacji Ekologicznej w Ministerstwie Środowiska, mówiła: „Liczymy, iż kampania wywoła poruszenie. Większość odbiorców grupy celowej jest świadoma istotności zagadnień ekologicznych, ale nie przeszkadza im to palić i wywozić śmieci do lasu. Nie ma znaczenia, czy kampania będzie oceniana jako »fajna« czy »niefajna«, »obrazoburcza« czy też »mądra«. Ważne jest, czy sprawi, że wiele osób zmieni swe zachowanie”.
Trzy spoty edukacyjne nawiązywały stylistyką do popularnych seriali z życia parafii i przedstawiały różne sytuacje, w których sympatyczny, choć surowy ksiądz uświadamia parafianom, że ich dotychczasowe codzienne postępowanie ze śmieciami to… „grzech ekologiczny”! Zacytuję tu Waltera Lowdermilka, który w 1940 r., w artykule The Eleventh Commandment zaproponował 11. przekazanie: „odziedziczysz świętą ziemię jako wierny włodarz, ochraniając jej zasoby i płodność z pokolenia na pokolenie. Będziesz ochraniał pola od erozji gleby, będziesz ochraniał płynące wody od wyschnięcia, będziesz ochraniał lasy od dewastacji i będziesz ochraniał wzgórza od nadmiernego wypasania przez trzody, tak by twoi potomkowie cieszyli się obfitością. Jeśli którekolwiek «będziesz» odrzucisz w swoim włodarzowaniu ziemią, wówczas żyzne pola staną się bezpłodną kamienistą glebą, a rzeki staną się korytami ścieków…”
Jednym z najbardziej donośnych głosów w sprawie ochrony przyrody, odwołujących się do religijnych motywacji, była wypowiedź Jana Pawła II podczas audiencji generalnej w Rzymie 17 stycznia 2001 r., w której wezwał do „ekologicznego nawrócenia”. Papież stwierdził wówczas: „Trzeba więc pobudzać i popierać «nawrócenie ekologiczne», które w ostatnich dziesięcioleciach sprawiło, że ludzkość stała się bardziej wrażliwa na niebezpieczeństwo katastrofy, do jakiej zmierzaliśmy. Człowiek, który zamiast być «sługą» Stwórcy, stał się niezależnym despotą, zaczyna rozumieć, że musi się zatrzymać w obliczu otchłani”.
Chrońmy nasze ciała…
A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam…» (Rdz 1,26). O ile jesteśmy w stanie społecznie zaakceptować fakt, że należy się odżywiać ekologiczną marchewką, bo to zdrowo, że nie należy palić papierosów, bo to powoduje powstanie szeregu problemów onkologicznych, o tyle nasza społeczna postawa względem traktowania naszych ciał staje się dość liberalna. Mam tu na myśli eutanazję, tzn. „dobrą śmierć”, aborcję (przepraszam „usunięcie płodu”, bo przecież „płód” łatwiej „usunąć” niż dziecko), czy też eugenikę, czyli „dobre urodzenie”, a czym ono w zasadzie jest, powinien nam wytłumaczyć inżynier genetyki. Postawa ekologiczna (źródłosłów: gr. oikos – przyroda, gr. logos – słowo, nauka) zakłada, że człowiek, rozumiejąc prawo naturalne, prawo rządzące światem natury, świadomie i z pełną odpowiedzialnością podejmuje decyzję o przyjęciu określonej postawy wobec świata. Skąd zatem to rozdwojenie jaźni, gdy młodzi ludzie walczą o przetrwanie lasu, a nieekologicznie godzą się na zadawanie gwałtu ludzkiemu życiu? Człowiek (być może jest to konsekwencja oświeceniowego myślenia) jest traktowany, a w zasadzie sam siebie traktuje jako istotę żyjącą obok natury, nie w niej. Nie jest więc częścią ekosystemu, ale tworem orbitującym w zawieszeniu i właśnie dlatego można robić z nim, z jego ciałem, co się chce.
Włodarze Ziemi
Kościół postrzega konsumpcjonizm i związany z nim kryzys ekologiczny jako problemy w kategoriach moralnych. Coraz lepiej zdajemy sobie sprawę, że sukces inicjatyw ekologicznych zależy nie tylko od osiągnięć nauki i wynalazków technicznych, ale także od stanu ludzkich umysłów, które są pod silnym wpływem bardzo różnych czynników: obrazów, relacji, metafor, uczuć, informacji, danych statystycznych, osobistych doświadczeń itp. Religia wywiera istotny i bezpośredni wpływ na wiele spośród tych czynników. W momencie gdy Bóg ustanowił człowieka jako tego, który ma panować nad rybami morskimi, nad ptactwem podniebnym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi (Rdz 1,26), uczynił nas panami świata. Prymat człowieka nad całą przyrodą jest w katolickiej myśli społecznej oczywisty, ale nie jest rozumiany jako postawa bezwzględnej dominacji nad naturą. Ta uprzywilejowana pozycja człowieka w świecie przyrody nakłada na niego również obowiązki wobec niej. Człowiek korzystając z zasobów naturalnych ziemi dla własnych potrzeb, powinien robić to racjonalnie. To znaczy, że powinien brać pod uwagę naturalny porządek przyrody. Katolicka nauka społeczna zwraca też uwagę na pewną nierówność społeczną wynikającą z korzystania z tzw. dóbr naturalnych. Zasoby naturalne mają służyć zaspokajaniu podstawowych potrzeb ludzkości i nie mogą się stawać przyczyną wzbogacania się jednej grupy kosztem drugiej. Niedopuszczalne jest również obarczanie odpowiedzialnością za dziś podjęte decyzje następnych pokoleń, którym w spuściźnie pozostawimy zdewastowane środowisko.
Podsumowując: dobry katolik powinien być ekologiem, szanować naturę nie jako coś zastanego i oczywistego, ale powinien postrzegać przyrodę jako niezwykły dar stworzony dla niego przez Boga. Okazując szacunek naturze, okazujemy szacunek Bogu Stwórcy świata.
Przypowieść o talentach
Jeśli po przeczytaniu tego artykułu jeszcze mają Państwo wątpliwości, jakiej postawy oczekuje od nas Bóg, który podarował nam świat, i co za tym idzie – czego naucza katolicka nauka społeczna, zacytuję przypowieść o talentach.
Podobnie też [jest] jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, (…) zyskał drugie pięć. (…) ten, który dwa (…) zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, (…) ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. (…) ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć (…) Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” (…) Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów (Mt 25,14-30).
Obyśmy nie byli nieużytecznymi sługami!