Przyozdobiona, piękna świątynia jerozolimską, która cieszyła oczy i była dumą narodu wybranego i słowa Jezusa, który zapowiada, że nie pozostanie z niej kamień na kamieniu, który by nie został zburzony. To przerażająca wizja, ale może i szansa na coś nowego? Zależy jak się do tego podejdzie.
Z perspektywy pobożnego Żyda, przywiązanego do swojej świątyni Boga Jedynego, wizja jej zburzenia była niepowetowaną stratą i prawdziwym dramatem. Tymczasem konsekwencje jej zburzenia, w kontekście dzieła zbawczego Jezusa Chrystusa, są oszałamiająco daleko idące. Od momentu ustanowienia Nowego Przymierza we Krwi Chrystusa, świątynia jerozolimska tak zwyczajnie przestała być potrzebna. Wyznawcy Jezusa czczą Boga w duchu i prawdzie. Religia Jahwe, zawężona do małej trzódki narodu wybranego, staje się w Chrystusie dostępna dla wszystkich języków, ludów i narodów. To co miało być wielką tragedią, stało się wielką szansą i nadzieją całej ludzkości. O prawdziwie błogosławiona ruina!
W naszym życiu również są takie momenty, że wszystko co misternie było przez nas poukładane i wydawało się piękne i godne, zaczyna się sypać jak domek z kart. Odczytujemy to jako wielką tragedię, jednakże gdy podejdziemy do tego w duchu wiary, możemy zyskać dużo więcej niż dotychczas mieliśmy. Bóg celowo wyrzuca nas ze strefy komfortu, abyśmy przez niepewność, ale i poprzez zaufanie wobec Niego, zbudowali coś nowego, lepszego. Sytuacje kryzysu otwierają nas bowiem na nowe możliwości, dają nam perspektywę, jakiej do tej pory nie dostrzegaliśmy.
W zwierciadle dzisiejszej Ewangelii nawet zapowiadane prześladowania uczniów Chrystusa stają się doskonałą okazją do dawania świadectwa i zyskiwania prawdziwego życia w Jezusie. Bóg, swoją mocą prowadzi nas przez ciemność, przeciwności i prześladowania i daje nam sposobność wyznaczania i osiągania nowych, pięknych celów. W takim kontekście życie staje się wielką przygodą wiary, a każdy, wydawałoby się na pierwszy rzut oka, dramat i trauma są okazją do pogłębienia relacji z Nim i odkrywania czegoś nowego, co od Niego pochodzi.
Doświadczenie straty i ulotności tego co mieliśmy do tej pory za pewnik, otwiera nas także na drugiego człowieka i jego potrzeby. Widzimy, że nie jesteśmy samowystarczalni i kompletni. Potrzebujemy siebie nawzajem, aby być dla siebie wsparciem i ostoją. Kiedy zapragniemy iść tą drogą wspólnego odkrywania nowości życia w Jezusie zyskamy nieskończone błogosławieństwo i staniemy się dyspozycyjni wobec tchnienia Ducha Świętego.
/mdk