Jest pewien dowcip opisujący ludzi różnych wyznań i religii, którzy po śmierci trafiają do nieba. Święty Piotr oprowadza ich po raju, pokazuje różne sale i pomieszczenia, aż przy jednej z sal, prosi o zachowanie ciszy. Na pytanie oprowadzanych, dlaczego przy tej akurat sali mają być cicho, odpowiada, że tam znajdują się zbawieni katolicy, ale trzeba być cicho, bo oni myślą, że są sami w niebie.
Śmieszne, nieśmieszne, ale niestety czasami bardzo prawdziwe. Istnieje bowiem pokusa takiego myślenia, że Bóg zbawienie zarezerwował tylko dla chrześcijan, albo nawet wyłącznie dla katolików. Dzisiejsza Ewangelia również ukazuje to zaniepokojenie, któremu dają wyraz uczniowie, pytając Jezusa, czy to prawda, że tylko nieliczni będą zbawieni. Takie pytanie stawiają sobie ludzie wszystkich czasów i pewnie wszystkich religii. Z jednej strony może to świadczyć o niepokoju o własne zbawienie. Czy aby na pewno zostaniemy zaliczeni do grupy tych nielicznych? Może to także być wyrazem przekonania, że my - wyznawcy prawdziwego Boga - będziemy w grupie tych nielicznych i tym samym wyjątkowych.
Tymczasem Jezus nie ukrywa, że droga wiodąca do zbawienia jest bardzo wymagająca i trudna, ale jednocześnie wyraźnie podkreśla, że ostatni będą pierwszymi i na odwrót. To oznacza, że nic w tej materii nie jest takie oczywiste, jakby się niektórym wydawało. Tym samym Jezus uzmysławia nam, że nikt nie ma zagwarantowanego zbawienia niejako z automatu, będąc członkiem określonej grupy wyznaniowej.
Jasnym jest, że Bóg pragnie zbawienia każdego człowieka i dzieło zbawcze Jezusa dotyczy wszystkich. Jezus zbawił wszystkich ludzi, ale skorzystanie z tego daru zależy od wolnej decyzji każdego człowieka. Przynależność formalna do wspólnoty Kościoła, poprzez chrzest, daje dostęp do pewnych i skutecznych środków zbawienia, ale „z góry” niczego nie przesądza. Można powiedzieć, że decydujące jest indywidualne przyjęcie Jezusa jako osobistego Pana i Zbawiciela i podejmowane starania, aby żyć zgodnie z Jego nauką.
/mdk