Protest wobec antykościelnego “znaku pokoju” LGBT

2016/10/1
falszywy-znak-pokoju-grafika.png

Z początkiem września na ulicach polskich miast i w sieci ruszyła kampania środowisk LGBT Przekażmy sobie znak pokoju. Wbrew deklaracjom inicjatorów przekaz akcji jest agresją wobec Kościoła. Dowiedzieliśmy się, że katolicy są homofobami, zaś Kościół winien związki jednopłciowe uznać za moralnie dobre. Dodatkowo twarzy całej inicjatywie udzielili publicyści niektórych redakcji katolickich, wywodzący się z nurtu tzw. „katolików otwartych”.

Akcja Przekażmy sobie znak pokoju została zorganizowana przez Kampanię Przeciw Homofobii, Grupę Polskich Chrześcijan LGBT „Wiara i Tęcza” oraz Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT „Tolerado”. – Ta skierowana do osób wierzących kampania ma na celu przypomnienie, że z wartości chrześcijańskich wypływa konieczność postawy szacunku, otwarcia i życzliwego dialogu wobec wszystkich ludzi, także homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych – wyjaśniają organizatorzy. W ramach akcji na ulicach polskich miast i w internecie pojawiły się grafiki ukazujące dwie dłonie w geście przekazania znaku pokoju – jedna z różańcem, druga z tęczową opaską. Przygotowano również spoty wideo, które są emitowane na stronie kampanii i w serwisach społecznościowych. W materiałach wzięli udział publicyści reprezentujący „Tygodnik Powszechny”, „Znak”, „Więź” czy „Kontakt” – media będące oficjalnymi patronami kampanii LGBT.

– Religia, która mówi o miłości, powinna celebrować tę miłość, także pomiędzy osobami tej samej płci. Dlatego jeśli są osoby wierzące w Kościele, które tak samo pojmują religię chrześcijańską, religię katolicką, mówią o tym głośno i chcą zmienić Kościół, to ja uważam, że to jest bardzo ważne, ponieważ to zbliża nas do lepszego świata – twierdzi Anna Strzałkowska, nauczycielka akademicka, członkini Grupy Chrześcijan LGBTQ „Wiara i Tęcza”. – Wierzę w to mocno, że Kościół już niedługo zmieni teologię związaną z interpretacją naszej obecności w Kościele – dodaje w tym samym spocie Marta Abramowicz, partnerka Strzałkowskiej, pozostająca z nią w cywilnym związku, zawartym zagranicą.

Polscy biskupi zapewniają w komunikacie wydanym w odpowiedzi na kampanię LGBT Przekażmy sobie znak pokoju: „Kościół nigdy nie dzieli ludzi według orientacji seksualnej, ale uświadamia wszystkim, że jako stworzeni »na obraz i podobieństwo Boga« są ukochanymi dziećmi Bożymi – siostrami i braćmi w Chrystusie – i stąd cieszą się równą godnością. (…) Szacunek dla godności każdej osoby jest jednak nie do pogodzenia z szacunkiem dla samych czynów homoseksualnych”.

W odniesieniu do hasła kampanii Przekażmy sobie znak pokoju biskupi wyjaśniają, że „członkowie wspólnoty zgromadzonej na liturgii mają nieustanny obowiązek nawracania się, to znaczy dostosowywania się do wymagań Ewangelii i odwracania się od własnych grzesznych upodobań”. „Zło jest złem nie dlatego, że zostało przez kogoś zabronione, ale dlatego, że – jako niezgodne z planem Bożym – szkodzi człowiekowi. Stąd Kościół – jak dobra matka – musi jasno nazywać je po imieniu” – czytamy w komunikacie KEP.

Na stronach kampanii możemy przeczytać zapewnienia organizatorów, jakoby cała akcja miała być oddolną inicjatywą ludzi, którym problem miejsca osób homoseksualnych w Kościele nie jest obojętny. W rzeczywistości za całym przedsięwzięciem stoi sztab organizacji LGBT (z ang. Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender), które przecież nie kryją tu swojego udziału. Na czym więc polega owa oddolność, nie wiadomo, ale hasło brzmi nieźle i jest nośne, a o to w końcu chodzi. W całym projekcie widoczne jest zaangażowanie specjalistów od przekazu, którzy zadbali o najmniejsze detale w kwestii nośników treści, od drobnych grafik w sieci i plakatów na ulicach, poprzez obecność w social media, stronę internetową i same spoty wideo. Inicjatorzy zapewniają również, że „celem kampanii nie jest zgłaszanie postulatów dotyczących zmian politycznych, prawnych czy doktrynalnych, lecz dialog i spotkanie z drugim człowiekiem”. W przygotowanych publikacjach niejednokrotnie mówi się jednak o zmianie nauczania Kościoła w kwestii homoseksualizmu i uznaniu przezeń związków jednopłciowych.

W kampanię środowisk LGBT
W kampanię środowisk LGBT “Przekażmy sobie znak pokoju” włączyli się publicyści reprezentujący “Tygodnik Powszechny”, “Znak”, “Więź” czy “Kontakt” – media będące oficjalnymi patronami akcji. (grafika: marklucz)

Choć w materiałach widzimy twarze publicystów redakcji periodyków mających w nazwie przymiotnik „katolicki”, nie natrafiłem nigdzie na choćby próbę naświetlenia racji stojących po stronie Magisterium Kościoła. Mało tego, Zuzanna Radzik z „Tygodnika Powszechnego” porównuje nawet stanowisko Kościoła wobec praktyk homoseksualnych do podejścia, jakie amerykański Kościół rzekomo miał mieć do niewolnictwa. „W Stanach Zjednoczonych wszyscy powtarzają: no dobrze, jeszcze osiemdziesiąt lat temu Kościoły miały swoich niewolników, nikomu nie przyszło do głowy powtarzać, że to jest nie w porządku. Mało tego, cytatami ze świętego Pawła bronili się rękami i nogami. Bronili się, że tak można, że to właściwa postawa (…). Nie zgadzam się jak Kościół katolicki, również w swoim katechizmie, formułuje kwestie osób homoseksualnych i tego jak mają żyć” – mówi publicystka w spocie kampanii.

Wrześniowa kampania LGBT, która wykorzystując liturgiczny znak pokoju, w rzeczywistości afirmuje postawy homoseksualne, spotkała się z oburzeniem środowisk katolickich. – Argumenty przedstawione w komunikacie Prezydium Konferencji Episkopatu Polski są proste, precyzyjne i niepodważalne – mówi Tomasz Nakielski, przewodniczący Katolickiego Stowarzyszenia „Civitas Christiana”. – Odnoszą się one do fundamentów nauczania Kościoła, opartego o ewangeliczne przesłanie. Przywołane racje mają głębokie uzasadnienie moralne, a także społeczne: aprobata grzechu, niezależnie od jego natury, burzy porządek moralny, a próby zrównywania w prawie związków homoseksualnych z heteroseksualnymi jeszcze bardziej pogłębiają kryzys współczesnej rodziny. Dlatego jako środowisko katolików świeckich, zatroskanych o przepajanie Ewangelią rzeczywistości społecznej, nie popieramy i nie bierzemy udziału w akcji Przekażmy sobie znak pokoju. Mamy oczywiście świadomość, że wszyscy ludzie mają przyrodzoną i niezbywalną godność, którą trzeba uszanować – wszyscy ludzie są grzeszni i wymagają duszpasterskiej troski oraz miłości bliźniego. Jednak z grzechów trzeba się wzajemnie dźwigać, a nie w nich utwierdzać. Gest przekazania znaku pokoju wyrwany z kontekstu liturgicznego (na co zwracają uwagę księża biskupi) jest raczej utwierdzaniem niż dźwiganiem – argumentuje Nakielski.

W internetowym serwisie citiznengo.org trwa zbiórka podpisów pod petycją wyrażającą oburzenie wobec akcji Przekażmy sobie znak pokoju. – Organizatorzy starają się oswajać katolików z postawami, które Kościół uznaje za grzech (…) Fakt, że do tej antykościelnej akcji wykorzystany został liturgiczny znak pokoju oraz różaniec, budzi oburzenie i niesmak – tłumaczy Zbigniew Kaliszuk, inicjator petycji, pod którą w ciągu 2 tygodni podpisało się 27 120 osób. Kaliszuk podkreśla, że same skłonności homoseksualne nie są grzechem. – Wierzącym osobom o takich skłonnościach, które szukają wsparcia, należy pomagać w odnalezieniu się w Kościele. Niestety, organizatorzy kampanii robią coś dokładnie odwrotnego. W nagraniach wideo, jakie zostały nakręcone jako uzupełnienie bilboardowej akcji, przekonują, że prawdziwe szczęście homoseksualiści mogą odnaleźć dopiero, otwierając się na związek z osobą tej samej płci i że jak najbardziej można łączyć chrześcijańską wiarę z praktykami homoseksualnymi – zauważa Zbigniew Kaliszuk.

„W tamtym czasie, kiedy jeszcze nie akceptowałem siebie jako geja, cała moja wiara, cała moja modlitwa sprowadzała się do jednego: Panie Boże, uratuj mnie. Pozbaw mnie tego wszystkiego. Od momentu, kiedy zaakceptowałem siebie jako osobę homoseksualną i otworzyłem się na związek z drugim człowiekiem, od tego momentu zauważyłem, że moje życie z Bogiem stało się prostsze (…) Nagle była ogromna wolność, bo mogę być sobą” – opowiada w spocie Misza Czerniak.

To pierwsza tak szeroko zakrojona kampania w Polsce i zapewne tylko wstęp do kolejnych tego typu prób społecznego oddziaływania środowisk LGBT w naszym kraju. Celem lobby homoseksualnego jest doprowadzenie do relatywizacji wartości, na których opiera się europejski krąg cywilizacyjny i kulturowy, przez podcinanie przede wszystkim jego korzeni, czyli chrześcijaństwa, a ściślej Kościoła katolickiego. Przemiana świadomości społecznej, promocja postaw homoseksualnych, odejście od tradycyjnego modelu rodziny i podważanie autorytetu Urzędu Nauczycielskiego Kościoła mają stopniowo ułatwiać zmiany na drodze legislacyjnej, prowadzące do coraz szerszego wpływu na rzeczywistość.

W opinii redakcji Miesięcznika „Civitas Christiana” możemy właśnie zaobserwować pierwszą tak zorganizowaną próbę zakotwiczenia międzynarodowej doktryny LGBT w świadomości Polaków – zakamuflowaną pod pozornie oddolną inicjatywą, z wyimaginowanym problemem dyskryminacji przez katolików i wykluczenia w Kościele osób homoseksualnych. Słabo przekonujące pozostają argumenty udziału w tej kampanii niektórych mediów mieniących się „katolickimi”.

Marcin Kluczyński

mk

Zobacz inne artykuły o podobnej tematyce
Kliknij w dowolny hashtag aby przeczytać więcej

#slider
© Civitas Christiana 2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Projekt i wykonanie: Symbioza.net
Strona może wykorzysywać pliki cookies w celach statystycznych, analitycznych i marketingowych.
Warunki przechowywania i dostępu do cookies opisaliśmy w Polityce prywatności. Więcej