Dobrze jest przeczytać książki człowieka wyjątkowego, o niezrównanym talencie pisarskim. Tak jest w przypadku rekomendowanych przeze mnie dzieł Floriana Czarnyszewicza. Dotyczą one polskiej duszy, polskiej tożsamości, mocno zszarganej w nieodległych czasach i dziś cynicznie zabijanej. To bardzo ważne książki dla postawienia diagnozy odnośnie do polskiej duszy współczesnego Polaka, mającego coraz poważniejsze kłopoty tożsamościowe. Nie wie on bowiem, co konstytuuje jego dzisiejszą rzeczywistość, co go tak naprawdę ukształtowało, co ma chwalić, a co ganić, nie wie, jakie są jego możliwości, jakie jest jego miejsce i jaka rola we współczesnym świecie. Czy ma być dumny z tego, że jest Polakiem, czy ma się tego wstydzić? Z czego powinien czerpać z przeszłości i jakie przyszłe wyzwania przed nim stoją?
W Księdze Wyjścia (6, 7) czytamy: „I przekonacie się, że JA [jestem] Pan, Bóg wasz!”. Wyraźnie napisane: przekonacie się, a nie – uwierzycie. Oznacza to, że Bóg stworzył nas jako zdolnych do poznania Jego istnienia poprzez otaczające nas rzeczy i wydarzenia naszego życia. Miejmy tylko umysły i serca otwarte! Taką drogą prowadzi nas poprzez swoje powieści Florian Czarnyszewicz, przez długi czas zapomniany, pozostający gdzieś na marginesie powojennej historii Polski. Na szczęście dziś bez ograniczeń mamy dostęp do jego książek – wybornych pod każdym względem, o polskiej duszy.
Rzecz osobista
Pamiętam, że gdy przed kilku laty po raz pierwszy ukończyłem czytanie powieści Nadberezyńcy, urzeczony nią, na stronie tytułowej z dumą zapisałem: „To książka stanowiąca bogate źródło do mojej biografii, której część stanowi biografia mojego dziadka po mieczu Stefana Połoniewicza, urodzonego w 1899 roku w Brzozówce, pomiędzy Mińskiem a Berezyną. Tak więc i dziadek Stefan jest Nadberezyńcem”! To odkrycie jeszcze bardziej uskrzydliło mnie w poszukiwaniu własnych korzeni kresowych. Moja wyobraźnia dotychczas niemogąca wytworzyć obrazów z okresu dzieciństwa i młodości dziadka, teraz otrzymała wspaniałą, bogatą pożywkę. Uzmysłowiłem sobie, że obydwaj urodzili się gdzieś blisko siebie w odstępie jednego roku – dziadek Stefan w 1899 roku, zaś Czarnyszewicz w 1900 roku, na tej samej ziemi, nad którą jednakowo świeciło słońce i księżyc rozświetlał niespokojne noce, kryjące wiele niezgłębionych tajemnic w otaczających zaścianki borach. Prowadzi przez nie Czarnyszewicz w wielu mrożących krew w żyłach akcjach.
Realistyczne obrazy codzienności namalowane piórem w epickiej powieści, jakże dramatyczne, pozwoliły mi „zobaczyć” realia życia chłopca i młodego mężczyzny na tle politycznych wydarzeń, które już wówczas kształtowały nową Polskę, choć na niepodległość i wolność trzeba było jeszcze nieco poczekać.
Zanim wolna Polska nadeszła, dziadek Stefan z rodziną znalazł się w granicach Polski Dowborowej, w trójkącie między Słuckiem, Szkłowem i Rzeczycą, z tymczasową stolicą Polski – Bobrujskiem, o czym dogłębnie opowiada autor Nadberezyńców. Był to obszar przez krótki czas wolny od obcych wojsk, kontrolowany przez I Korpus Polski pod dowództwem gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego. Jak dotknięcie wolnej Polski… Wolność samostanowienia… Dla duszy utęsknionej...
Nadberezyńcy
Nadberezyńcy to jego najwybitniejsze dzieło, opowiadające o dramatycznych losach polskich zaścianków na ziemiach położonych między Berezyną a Dnieprem w latach 1919-1920. To jedna z najważniejszych i najpiękniejszych powieści polskich. „Język słowotwórczy, dźwięczny, półbiałoruski. Konkretność wizji, miłość ziemi, drzew, chmur, obok której Reymont sztuczny jest i zimny, obok której myśleć można tylko o Panu Tadeuszu” – napisał Józef Czapski w liście do Jerzego Stempowskiego. Tak, język żyje w książce Czarnyszewicza nieoczekiwanym pięknem neologizmów, prastarych rdzennych źródłosłowów i nic to nie przeszkadza, że jest obrosły rusycyzmami, skoro powstał w niewoli rosyjskiej. Muzyka tego języka jest dla mnie rozkoszą, jest nieoczekiwanym odkryciem. Kolejna kwestia to obyczaje, pochodzące z dworskiej szlacheckiej polszczyzny, nawarstwiające się z czasem archaizmami – chłopskimi, białoruskimi, wielkoruskimi, pogańskimi, prasłowiańskimi. Lecz i język, i obyczaje – to wszystko oparte było na złotej wolności swobód, przywilejów i godności, określone prawem rzymskim, wartościami chrześcijańskimi.
A tak podkreśla znaczenie powieści sam Melchior Wańkowicz w Przedmowie do kolejnego tomu Czarnyszewicza Wicik Żywica: „Książka jest poświęcona życiu szlachty zagrodowej nad Berezyną. Główna akcja to zalew rewolucji rosyjskiej, postawa wobec niej, korpus Dowbora, jego rozbrojenie, ponowny zalew rosyjski, wyparcie go przez wojska nowo powstałej Rzeczypospolitej w 1919 roku i ponowny zalew rosyjski i cios traktatu ryskiego i trwanie contra spem [wbrew nadziei]. Dramat wiernych, oddanych i obdartych, odrzuconych, zapomnianych serc. Dramat miliona Polaków poza linią traktatu ryskiego”. Wańkowicz dodaje jeszcze trzeci, po języku i obyczaju, głęboki ton tej książki, a mianowicie „mozół ludzi do polskości przywartych, mozół nieuczony, a trwały”.
To inspiracje historyczne dla nas, współczesnych Polek i Polaków. Powieść zachęca, aby pobudzić, pobudza, aby uświadomić, uświadamia, aby przypomnieć. Bo pamięć o tym, jak bogate dziedzictwo kultury politycznej zostawili nam przodkowie i zachęca, i pobudza do działania. Uświadamia też, że tylko aktywnością na polu obywatelskim możemy zmienić Polskę. Jesteśmy narodem, którego antenaci w czasach niesprzyjających swoją niezmożoną wolą, wykorzystując wszystkie nadarzające się okazje polityczne, wywalczyli wolność i prawa obywatelskie, o jakich w Europie ludziom poddanym pod twardą ręką władzy nawet się nie śniło. Starsze od nas państwa i narody, bardziej okrzepłe w kulturze łacińskiej, bardziej zaawansowane w rozwoju cywilizacyjnym, takie jak Francja, Anglia, Hiszpania, jak kraje niemieckie, nie mogły pochwalić się tym, z czego my mogliśmy już być dumni. Nawet nie myślały, że można się chwalić wolnością.
…i nie tylko oni
Kontynuacją Nadberezyńców jest kolejny tom Czarnyszewicza Wicik Żywica. W tonie pisania o tak zwanych „kresach”, który wnosi Czarnyszewicz, wzruszają przyroda, polowania, wspominki historyczne, egzotyka, ale dominuje też moment socjalny i narodowościowy. Te dwa elementy są tak ze sobą związane w kolejnej powieści, że właściwie trudno powiedzieć, który jest początkiem, a który skutkiem. U pisarza zdaje się dominować troska o współżycie Polaków i Białorusinów. Jednak w dialogach miłosnych Wicika z Duńką Karszunówną i Anielką Zahorską nie jest już socjalno-narodowościowym kaznodzieją, lecz – sobą, tj. normalnym chłopcem z zaścianka, umizgującym się do dziewcząt.
Chłopcy z Nowoszyszek to kontynuacja Nadberezyńców oraz Wicika Żywicy, a zarazem swoisty ich epilog. Udzielmy tym razem głosu samemu Florianowi Czarnyszewiczowi: „Aby wyczerpać wszystkie poruszane w Chłopcach z Nowoszyszek tematy, trzeba by kilku grubych tomów i lektura mogłaby wypaść nudna. Chodziło mi o naświetlenie ważniejszych problemów: ówczesny stosunek dworu do chłopów i chłopów do dworu, jak chłop pragnął tej ziemi i jakich środków w walce o nią się imał, jak się budziło poczucie narodowości Białorusinów, jak szkodziła młodemu państwu polskiemu Rosja bolszewicka i jakich pod płaszczykiem propagandy niepodległej Białorusi nasyłała dobrze opłaconych «agentów» – szpiegów i zbójów…
Uważałem, że lepiej nie zagłębiać się w problemy, a tylko drapnąć pazurem za żywe, to wystarczy, by człowiek przeniósł się myślą w swe strony, podumał i potęsknił. Myślałem, że jeśli strona ideowa książki zawiedzie, to pozostanie przynajmniej obraz bytności polskiej na Kresach, świadectwo przeczące twierdzeniom bolszewików, że Polska tam nic nie zrobiła. Pozostaną utrwalone obyczaje tamtych stron, ich język…”.
Czas na zamknięcie tetralogii Floriana Czarnyszewicza ostatnią powieścią Losy Pasierbów. Tetralogii, gdyż łączą te powieści bohaterowie: wszyscy pochodzą z okolic Berezyny, wszyscy są Polakami i katolikami, wszyscy walczyli o niepodległość swej wielkiej i małej ojczyzny. W Losach Pasierbów zobaczymy epilog Nadberezyńców, dopełnienie – historyczne i literackie – historii dramatycznego exodusu mieszkańców ziem wschodnich z ich ojczyzny, która nie umiała docenić ich ofiary i nie potrafiła się o nich zatroszczyć. Jest to też pożegnanie Czarnyszewicza z Ojczyzną, jedno z najbardziej przejmujących, jakie pozostawiła nam polska literatura.
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 1/2025
/ab