
Na początku należy się czytelnikowi wyjaśnienie. Wiem, że tytuł niniejszego tekstu jest zaczerpnięty z cudzej twórczości. Tak, dokładnie, to pochodzi z książki Hanny Arendt Eichmann w Jerozolimie – rzecz o banalności zła. Książka, o której będę poniżej pisał, tylko bardzo pozornie traktuje o czymś innym, niż opisała Arendt w swojej analizie procesu tytułowego zbrodniarza niemieckiego. Eichmann, owszem, był tylko trybikiem w maszynie zbrodni, ale nie wiadomo, co by było, gdyby takiego czy innego trybiku owa maszyna nie posiadała. W końcu spisek, który stoi w zasadzie u początku każdej nieprawości, sam się nie zawiąże. Zło zawsze czynią ludzie – za szatańskim podszeptem, ale jednak oni.
Te brutalne zdania zdecydowałem się zawrzeć po lekturze publikacji nieżyjącej już amerykańskiej autorki żydowskiego pochodzenia, dr Judith A. Reisman, której bardzo skrupulatne dzieło Zbrodnia i nauka. Alfred Kinsey i seksualne eksperymenty na dzieciach wydało przed końcem starego roku Wydawnictwo AA. Muszę przyznać, że lektura dla mnie, człowieka, który sam siebie uważa za lekkiego cynika i ironistę, była bardzo trudna. Z odrazą i niechęcią do dalszego czytania odkładałem ją na półkę, a właściwie rozważałem, jak się jej pozbyć sprzed oczu. Redaktor naczelna może poświadczyć, bo sama padała ofiarą mojej desperacji w tym temacie.
To smutna, ale ważna publikacja
Pomimo opisanych „autobiograficznych” okoliczności, książkę przeczytałem w zasadzie całą, pominąłem jedynie różne indeksy i zestawienia, które są pewnie ważne w przypadku ataków kierowanych na autorkę ze strony obrońców, a przede wszystkim ideowych spadkobierców światopoglądu, dla którego Raporty Kinseya były czymś w rodzaju fundamentu. Niektóre opisowe fragmenty, dokumentujące całość, też jedynie przejrzałem. Publikacja liczy sobie ponad 600 stron i sama objętość, połączona z moim dystansem, wyjaśnia tę powierzchowność lektury niektórych fragmentów.
Czy ta niechęć wynika z tego, że książka jest źle napisana? Może nudna? Otóż, nic z tych rzeczy. Owszem, jest szczegółowa i skrupulatna, opatrzona mnóstwem przypisów, a autorka zdaje się być w niektórych kwestiach bardzo oszczędna w formułowaniu opinii, pewnie ze względów prawnych, w końcu – i tu jest klucz do całości – demaskuje wielki, diabelski, totalitarny spisek zorganizowanej grupy ludzi przeciwko uporządkowanemu społeczeństwu, rodzinie i ogólnie ludzkości. Tak jak w wypadku Eichmanna, Kinsey to jedynie banalny wykonawca zadania, które zlecili mu mocodawcy. On tylko sporządził raport o seksualności ludzi, który w zasadzie wywrócił do góry nogami najpierw Stany Zjednoczone, a potem resztę zachodniego świata. Z Raportu Kinseya, mającego według autorki jedynie znamiona naukowości, miało wyniknąć jedno: odrzucenie tradycyjnej etyki seksualnej jako zła szkodzącego człowiekowi. Ów pozór naukowości, za którym kryje się raport, jest rozbijany przez autorkę punkt po punkcie. Mnie on przypomina, jeszcze z innych powodów, o których za chwilę, analizy naukowe pewnego niemieckiego statystyka z lat 1941-1944, który pisał o „spadku dynamiki demograficznej społeczności żydowskiej w Europie” – można? Można. Paradygmat nauki przerobiony na totalitarny mit w sam raz nada się do realizacji zbrodni.
Co Kinsey miał wspólnego z nazistami?
Muszę w tym miejscu nawiązać do moich, że tak powiem, „okoliczności rodzinnych”. Wręcz elektryzująco zadziałał na mnie motyw współpracownika Kinseya – niemieckiego, nazistowskiego zbrodniarza i pedofila Fritza von Ballusecka, który temu szacownemu amerykańskiemu „gentlemanowi” w muszce dostarczał „naukowych” opisów z pierwszej ręki. W czasie okupacji był on kreishauptmannem (zdaje się starostą) w moim rodzinnym Jędrzejowie, gdzie też podobno prowadził „badania”, zarówno na dzieciach polskich, jak i żydowskich. Wychowywałem się w tych okolicach, nieświadom, że to tu „wykuwała się” część postulatów lewicowej agendy seksualnej, że nazistowskie spojrzenie na człowieka i człowieczeństwo znajduje swoje odzwierciedlenie w innej, nieco lewicowej ideologii. W trakcie lektury i odkrywania związków między faktami może się to wydawać szokujące, ale oceniając całą kwestię „na chłodno”, nie będzie to aż tak zaskakujące. Jedna i druga lewica instrumentalizuje człowieka, w tym jego ciało, które staje się tylko narzędziem użycia: czy jako przedmiot eksperymentu pseudomedycznego, „materiał na mydło”, byt, który należy za wszelką cenę poddać seksualizacji, a może zmienić jego tożsamość płciową – to kwestia jakby drugorzędna.
Naukowo usankcjonowana rozwiązłość
Jak wskazuje tytuł, autorka skupia się na zwyrodniałych „eksperymentach” pedofilskich – podaruję sobie tu opisy i moje opinie na ten temat, szczególnie że niektóre ze słów, które cisną się na klawiaturę, tzw. „algorytmy” mogłyby uznać za mowę nienawiści. Może tylko zaznaczę czytelnikowi fakt, że mamy do czynienia z eksperymentami, że się tak wyrażę, empirycznymi, czyli takimi, w których brali udział prawdziwi ludzie. Z tym że z jednej strony byli to dorośli „ochotnicy” Kinseya, czasami, co tu dużo mówić, według autorki pedofile, z drugiej zaś strony zmuszone do deprawacji dzieci; niekiedy były to raporty współpracowników, takich jak wymieniony powyżej Balluseck.
Szczególnie ważne jest, że Raporty Kinseya z lat czterdziestych ubiegłego wieku i późniejsza działalność instytutu jego imienia, tak jak napisałem na początku, to nie tylko historia. To są fundamenty rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. To one, oparte na manipulacji – według dr Reisman – stały się podstawą nowego prawa, a tym samym nowego podejścia do człowieka, nowego modelu wychowawczego, którego główną częścią staje się seks. Siłą rzeczy jednym z ważnych aspektów takiego modelu jest osłabienie rodziny, tradycyjnego wychowania opartego na wartościach religijnych i tradycyjnej moralności. Jednym słowem, człowiek to tylko dążące do jak najczęstszego seksu ciało, przy czym wiek rozpoczęcia inicjacji winien być jak najwcześniejszy. To już nawet nie jest afirmacja ciała ludzkiego znana z historii sztuki, jakichś gałęzi filozofii czy literatury, a posadowienie człowieka obok zwierzęcia, u którego najważniejszym odruchem jest instynkt. Przy tym właściwie owa zwierzęcość, która miała chyba być odnośnikiem dla ludzkich zachowań, nie jest aż tak oczywista, bowiem w wypadku zwierząt współżycie seksualne prowadzić ma do prokreacji, bo tak każe im czynić oparty na biologii instynkt. Tymczasem w świecie rewolucji seksualnej, podpierającym się pracą zespołu bohatera książki, prokreacja jest rzeczą niemile widzianą, by nie rzec niepożądaną. Kinsey widziany moimi oczami po lekturze Zbrodni i nauki to banalny, ale jednak… zbrodniarz.
Możliwe kierunki rewolucji
Jest jeszcze coś, co może przeciętnemu, acz dociekliwemu czytelnikowi nie dać spokoju. Otóż, zmiany prawne, które inspirowane były Raportami, tudzież kampanią medialną, jaką m.in. w związku z ich publikacją zorganizowała Fundacja Rockefellera, doprowadziły do legalizacji wszelkich rozwiązłości, usunięcia z listy chorób psychicznych pozycji, które tam występowały (czytelnik się domyśla, o które mi chodzi), do powszechnej dostępności ostrej pornografii. Pedofilia, wbrew postulatom Kinseya, dalej jest penalizowana i to surowo. Cóż, dajmy jej czas – postulaty w jej temacie cały czas padają, w końcu do listy LGBTQ można dopisać wiele literek. Na razie pedofilię wykorzystuje się do walki z Kościołem i dopóki tak będzie, kwestia będzie zawieszona… ale do czasu. Autor tego twierdzenia nie upoważnił mnie do podania swojego nazwiska, a więc na razie przyjmijmy, że to moja teza.
Oczywiście, ktoś powie: a co, jeśli to nieprawda, jak głoszą obrońcy Raportów Kinseya, twierdzący, że błędy w jego badaniach to tylko nic nieznaczące promile? No, nie wiem, z faktami się nie dyskutuje, albo dr Reisman kłamała przez całe swoje życie. W Wikipedii, przy definicji Raportu Kinseya, doczekała się krótkiej wzmianki, mówiącej, że organizacje społeczne traktują jej dociekania jako nieobiektywne. Na jej rzecz przemawia fakt, że nie podano żadnych szczegółów co do tego, na czym ów brak obiektywizmu miałby polegać. Ponadto, niestety, bo wolałbym napisać na koniec coś optymistycznego, jej dociekliwy sposób pisania, poparty szczegółowymi przypisami, mnie przekonał. Po prostu wszystko do siebie pasuje, ale czytelnik powinien przekonać się sam, w końcu mogę być nieobiektywny.
Judith Reisman, Zbrodnia i nauka. Alfred Kinsey i seksualne eksperymenty na dzieciach, Wydawnictwo AA, Kraków 2024
Tekst pochodzi z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 2/2025
/ab