Regularni Czytelnicy kwartalnika „Civitas Christiana” wiedzą, że gdy na naszych łamach pojawia się recenzja jakiejś płyty muzycznej, to z reguły proponowany jest nowy krążek Luxtorpedy. Tak jest i tym razem, bo z początkiem maja br. ukazała się Omega. Czy to oznacza koniec?
Odkąd wpadłem w sidła Luxtorpedy, czyli po około roku działalności zespołu, każda ich nowo wydawana płyta musiała we mnie dojrzewać. Były utwory, które od razu wpadały w ucho (i w serce), a były takie, co do których potrzebowałem czasu, by się do nich przekonać i wyczuć, „co autor miał na myśli”. Omega weszła jednak od razu, w całości. Po pierwszym odsłuchu wiedziałem, o co w niej chodzi (mimo że każdy może widzieć zupełnie coś innego – i to też mogą być dobre spostrzeżenia). Poprzednie albumy (a było ich sześć, nie licząc koncertówek i minialbumów) dotykały spraw związanych głównie z „ja” każdego człowieka, ewentualnie jego małych społeczności – małżeństwa, rodziny, przyjaciół. Najnowszy traktuje o źródłach problemów, z którymi zmagają się całe grupy ludzi, jeśli nie cały świat, czyli o ogromnych trudnościach społecznych, jakich jesteśmy świadkami od kilku ostatnich lat, a które wynikają z chęci wprowadzenia nowego porządku światowego przez ludzi o poglądach skierowanych skrajnie w lewo.
W większości numerów Litza i Hans stosują genialną grę słów i rymy, wydawałoby się, że bawią się tym. Jednak to tylko pozory. Każdy z członków składu, gdy zaczynali 12 lat temu, miał już dorobek, doświadczenie i dojrzałość. Mam jednak ogromne poczucie, że teraz dojrzałość ich tekstów jest jeszcze większa. Nie ma w nich nic „na wierzchu”, słuchacz musi się lekko wysilić, postarać, by zobaczyć, gdzie i jaki sens kryje się w utworach. I mamy m.in.: relację brata z Bratem, pisanym przez wielkie „B”, jako kimś maksymalnie bliskim; radzenie sobie jedynie z życiem „online” przy totalnej rozsypce w życiu realnym; hipokryzję związaną z tym, że przysłowiowe „zdrówko” jest wartością najważniejszą w życiu; media jako opium dla tych, którzy nie myślą samodzielnie, tylko żyją pojęciami włożonymi w ich głowy. Kto jest wariatem? Albo wręcz idiotą?
Nie trzeba rozpisywać się zbytnio o walorach muzycznych, na które zawsze można liczyć i które brać można w ciemno. W pierwszym i kolejnym wrażeniu Omega przypomina zdecydowanie dwie pierwsze płyty Luxtorpedy, zwłaszcza Robaki – ciężki, garażowy styl, riffy na nisko nastrojonych gitarach i energetyczna perkusja.
Patrząc może odrobinę tendencyjnie, każda płyta Luxtorpedy niesie treści związane z katolicką nauką społeczną. Jednak, według mnie, to Omega jest, przy świadomości muzyków bądź nie, najbardziej KNS-ową płytą w ich dorobku. Mimo że minorowe treści wciąż się przewijają, nie jest to płyta pesymistyczna. Nie generuje depresji, tylko przygotowuje na najlepsze, co ma przyjść. Bo „omega to nie koniec, to nowy początek”!
Materiał z kwartalnika "Civitas Christiana" nr 3 | lipiec - wrzesień 2022
/em