Z ks. Bogusławem Koziołem SChr, wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego kard. Augusta Hlonda, rozmawia Marta Kowalczyk.
Siedemdziesiąt lat temu odszedł do wieczności Prymas kard. August Hlond. Umierając, wyznał: „W obliczu śmierci trzeba być radosnym”. Wiadomo, że w przededniu śmierci pocieszał innych. Jaki to był człowiek?
Był wiernym duchowym synem św. Jana Bosko. Jako salezjanin tą duchowością żył od 12 roku życia, bo wtedy też wyjechał do Turynu (tam się uczył). To jest praktycznie całe jego życie. Mamy tu pierwszy punkt wyjścia do tego, jakim był człowiekiem – a był radosnym, pogodnym, otwartym na drugiego człowieka, na problemy wszystkich ludzi.
Jak zeznawali świadkowie podczas procesu – czuło się majestat jego urzędu, ale z drugiej strony był bardzo ludzki, nie stwarzał dystansu. Umiał porozmawiać z dzieckiem, z dorosłym. Umiał każdego zauważyć.
Pogoda ducha Kardynała wiązała się z jego duchowością salezjańską oraz wypływała z głębokiej wiary w Opatrzność, działanie Pana Boga.
Znane są słowa Prymasa: „Zwycięstwo jeśli przyjdzie, będzie to zwycięstwo Najświętszej Maryi Panny. Niepokalana dopomoże nam w zwycięstwie”. Trzydzieści lat po śmierci kard. Hlonda, dokładnie tego samego dnia – 22 października, lecz w 1978 r., papieżem zostaje kard. Wojtyła. Kard. Stefan Wyszyński mówi, że zwycięstwo przyszło. Można powiedzieć, że przepowiednie o zwycięstwie Niepokalanej się już wypełniły? Czy cały czas jeszcze czekamy?
Rzeczywiście zgodziły się nie tylko dni, ale i godziny – pontyfikat zaczynał się 22 października o godzinie 10.00, a Kardynał Hlond umarł o 10.30. Słowa prymasa Wyszyńskiego to jedna z interpretacji.
Ja bym tego jednak nie traktował jako przepowiedni już spełnionej, jednorazowej. Kard. Hlond był znany z wielkiej miłości do Matki Bożej. On wiele tego typu „proroctw” – choćby nawet w stosunku do Ojczyzny – wypowiadał w kontekście kultu Matki Bożej. – „Polska nie zwycięży bronią, ale zwycięży różańcem”. Patrząc na wszystkie inicjatywy , które obecnie dzieją się w Polsce (np. różaniec do granic), widzimy, że one w tym, że te jakimś stopniu wpisują się w to proroctwo Kardynała. Z przepowiednie nie były jakąś wizją, która się wypełni bez naszego udziału. Prymas August stawiał warunek wiary, miłości Boga, moralnego życia. A to przecież nic innego jak żywa Ewangelia. Słowa wypowiedziane przez kard. Hlonda są też mocno zbieżne z Fatimą i prośbą, aby papież zawierzył Rosję Niepokalanemu Sercu Matki Bożej.
Warto wspomnieć, że w 1946 r. w Częstochowie kard. Hlond zawierzył Polskę Niepokalanemu Sercu Maryi.
To jest bardzo ważny moment naszej historii, dzisiaj rzadko wspominany. Mówi się o zawierzeniu Polski przez kard. Wyszyńskiego, ale to pierwsze było już w 1946 r.! Trzeba zauważyć, że to działo się w warunkach powojennych. Milion wiernych zgromadził się wokół wałów jasnogórskich, zebrał się cały episkopat. To wydarzenie nawet w logistycznym wymiarze jest niesamowite. Zawierzenie Matce Bożej narodu polskiego przez Prymasa Hlonda miało być w zamyśle przygotowaniem do kolejnego aktu – aktu zawierzenia Polski Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Ono było planowane jeszcze przed wojną na 1940 rok. Jednak po wojnie Kardynał chciał najpierw przygotować naród do tego aktu przez zawierzenie Polski Najświętszej Maryi Pannie.
Proces beatyfikacyjny kard. Augusta Hlonda rozpoczął się w 1992 roku, a w tym roku papież Franciszek podpisał dekret o heroiczności jego cnót. Jakie cnoty mógłby Ksiądz, pełniąc rolę wicepostulatora procesu, wskazać jako najważniejsze?
Dekret jest tak skonstruowany, że przedstawia życiorys Kardynała i na tle jego poszczególnych etapów – ukazane są cnoty.
Największa cnota, fundament, to jego miłość. Do Pana Boga, ale i do konkretnego człowieka. Był zatroskany o każdego. Stąd jego przestrogi dotyczące cywilizacji. Bardzo mocno stał na straży godności rodziny, zasad moralnych państwa. To wynikało z jego miłości duszpasterskiej. Jego hasło biskupie, wzięte od św. Jana Bosko, Da mihi animas, caetera tolle [Daj mi dusze, resztę zabierz] – pokazuje jego priorytet działalności. Najważniejsza dla niego była dusza drugiego człowieka. To jest cnota, wokół której wszystko inne jest zbudowane.
Druga rzecz, warta podkreślenia, to jego wielka wiara – w Opatrzność, w działanie Boga w codzienności. Świadomość, że nie ma niczego, co działoby się bez Jego woli. Nawet, gdy działy się straszne rzeczy, jak II wojna światowa. Kard. Hlond widział w tych wydarzeniach oczyszczenie narodu, ale nie dostrzegał w historii fatum, zła, przekleństwa. Ufał opatrznościowemu działaniu Boga.
Żeby móc tak patrzeć na wszystkie kataklizmy i to, co się działo w historii Polski, trzeba być człowiekiem głębokiego zawierzenia.
Był to też człowiek wielkiej modlitwy. Szczególnie akcentował kult Eucharystii. Organizował kongresy eucharystyczne. Jak zeznawali świadkowie: dla niego adoracja Najświętszego Sakramentu była priorytetem.
Kardynał chciał pozyskać dusze dla życia wiecznego. Jak konkretnie walczył? Z czym walczył? Wiadomo, że demaskował masonerię…
Nie tylko demaskował masonerię, ale przed wojną ostrzegał też przed reżimami, przed ideologią nazizmu oraz socjalistyczną. Przez kazania, przez pisma, przez listy pasterskie. Wśród nich bardzo mocnym jest jeden – list wielkopostny z 1936 r. Prymas pokazuje w nim wszystkie zagrożenia, których może współczesny człowiek doświadczyć. Przestrzegał, ale pokazywał również pozytywną stronę życia i wiary. Na przykład uważał, że ratunkiem będzie jedność rodziny, jedność małżeństwa. Odnosił swoje nauczanie również do Ojczyzny. Mówił, jak polityk ma się zachowywać. Na straży czego politycy i rząd mają stać. Działał dwutorowo: ostrzegał, demaskował wszelkie zagrożenia – mocno i prosto, bez poprawności politycznej. Co dzisiaj z tego tytułu jest problemem, gdyż wiele różnych środowisk uważa jego stwierdzenia za kontrowersyjne. Ale on mówił ewangeliczne: „Tak, tak, nie, nie”. Ale pokazywał również dobro, w którym kierunku człowiek ma pójść.
Niektóre środowiska nie chcą beatyfikacji, powołując się na przykre wypowiedzi dotyczące Żydów. Jak się do tego ustosunkować?
Środowiska żydowskie poruszają problem dwóch wydarzeń – listu pasterskiego z 1936 r. oraz wydarzenia w Kielcach w 1946 r.
Ten list z lat 30-tych jest bardzo obszerny. Ma kilkadziesiąt tysięcy znaków, w tym, dosłownie około tylko około 2 tysięcy znaków dotyczy kwestii żydowskiej w Polsce. Z czego połowa jest krytyczna, wypomina grzechy, a druga część pozytywna. Środowiska, które odnoszą się do tego listu, manipulują jego treścią. Udostępniają tylko to, co jest negatywne, co Kardynał piętnował jako grzech.
Jeśli chodzi o pogrom kielecki – oskarżenie wobec kard. Hlonda, że nie potępił tego mordu, są kłamstwem. Prymas zareagował natychmiast, przyjeżdżając do Kielc dzień po tragedii i spotykając się z ambasadorem amerykańskim. Następnie 11 lipca wydał oświadczenie dla prasy amerykańskiej, gdzie stanowczo potępił działania komunistów. To nie mogło się jednak ukazać w Polsce, a to co się ukazało w prasie amerykańskiej również zostało zmanipulowane.
Tymczasem Kardynał podczas pobytu w Lourdes, w czasie trwania wojny, pomagał wielu Żydom załatwić dokumenty aryjskie. Przekazywał pieniądze na ich wyjazd z Europy. On ich ratował. Krótko przed pogromem mówił o tym przedstawicielowi żydowskich wspólnot prof. Zylberbergowi. Wówczas także zdecydowanie potępił wszelkie mordy, dokonywane na kimkolwiek.
Wszelkie zarzuty opierają się więc na półprawdach, a wręcz na kłamstwie oraz na nieukazywaniu kontekstu wypowiedzi.
Do mediów trafiła informacja, że Ksiądz złożył wniosek do IPN o wszczęcie śledztwa w sprawie śmierci prymasa. Są pewne poszlaki, że do zgonu mogło dojść nie w wyniku powikłań po zapaleniu wyrostka, ale na przykład z powodu zatrucia ze strony służb.
Prof. Jan Żaryn powiedział, że trzeba te okoliczności śmierci wyjaśnić. Może do końca nie uda się jednoznacznie wskazać, że to było zabójstwo, ale na pewno wyjaśni się wiele działań, które dotyczyły osoby kard. Hlonda.
Już w 1945 r. Julia Brystygier („Krwawa Luna”) jako szefowa Departamentu V wydała rozkaz wszczęcia inwigilacji Kardynała. Potem było kilka tajemniczych wydarzeń za życia Prymasa, które wskazywałyby na działania osób trzecich w celu zlikwidowania go. Np. gdy wizytował parafie po wojnie, na trasie przejazdu rozsypano gwoździe. Potem uniknął jeszcze kilkakrotnie nieszczęścia, m.in. wracając z konferencji episkopatu z Wrocławia, gdy od samochodu nagle odpadło koło.
W dniu pogrzebu Kardynała ginie w wypadku biskup łomżyński, Stanisław Kostka Łukomski, uznawany przez komunistów za kandydata na następcę Prymasa Hlonda.
Ważnym argumentem dla mnie był artykuł w prasie przywołujący pamiętnik ks. Pietkuna. Podczas jego przesłuchania jeden z Ubeków, oprawców, miał się wyrazić: – My sobie damy radę ze wszystkimi. Myśmy pomogli zdechnąć Hlondowi. – Po tych słowach kat miał się spostrzec, że za dużo powiedział.
Kardynał był osobą niewygodną dla komunistów. Nigdy nie spotkał się z ich rządem, a przed wojną był ceniony przez rząd polski. Po wojnie unikał jak ognia jakichkolwiek kontaktów. To są jego słowa: – Z diabłem się nie pertraktuje.
Istnieje tendencja, aby postrzegać kard. Hlonda jako profetę. W związku z procesem beatyfikacyjnym wracamy do jego przepowiedni, w mediach powtarza się słowa: „Polska ma stanąć na czele Maryjnego zjednoczenia narodów”, czy „Polska będzie przewodniczką narodów”. Jak to rozumieć?
Na pewno Kardynał miał takie spojrzenie na świat – profetyczne, przyszłościowe. W jego notatnikach znajdujemy wiele takich zapisków. Nawet w stosunku do Żydów, jego myśl o relacji katolików z nimi, wyprzedza – co zauważył abp H. Muszyński – Sobór Watykański II. Podobnie z Akcją Katolicką – po Soborze uczestnictwo świeckich w Kościele jest zupełnie inne, a Prymas widział ich rolę już wcześniej.
Jednak, co do interpretowania myśli Kardynała, że Polska miałaby stać się „mesjaszem narodów”, był bym bardzo ostrożny. Słowa te trzeba odczytywać według klucza duchowości kard. Hlonda, jego maryjności.
Czy z nauczania kard. Hlonda, jego dziedzictwa korzystali później prymas Wyszyński, św. Jan Paweł II?
Kard. Wyszyński na pewno. W kontekście duchowości maryjnej, sam mówił, że jest kontynuatorem myśli kard. Hlonda. Św. Jan Paweł II z kolei w swoim testamencie potwierdził to, że Prymas Tysiąclecia był zainspirowany kard. Hlondem. Ja bym te trzy wielkie postacie postawił w takim tryptyku, w którym wzajemnie się inspirują.
Kard. Wyszyński został wybrany prymasem, polecony przez kard. Hlonda. To pokazuje, jakie miał poważanie w Stolicy Apostolskiej. Na łożu śmierci zlecił swojemu kapelanowi, żeby prosić Ojca Świętego, aby młody biskup lubelski Wyszyński, prawie nieznany w Polsce wtedy – został prymasem. I tak się dzieje. Kard. Hlond umiera w październiku, a chwilę później jest już nowy prymas, decyzją Watykanu.
Zostawił nam kard. Hlond receptę na uzdrowienie Polski?
To Dekalog, w świetle którego wyjaśnia wiele kwestii. Na przykład, czym powinna być rodzina, jak powinna funkcjonować, jak mają postępować rządzący. W nauczaniu Kardynała praktycznie możemy odnaleźć podpowiedź dla wszystkich. Jest to przede wszystkim przestrzeganie moralności chrześcijańskiej, jedność i wzajemna miłość, życie wiarą, postawienie Boga w centrum. To jest recepta, którą zostawił nam Sługa Boży, który ma służyć sukcesowi Polaków w przyszłości.
/md