Z Jego Ekscelencją Andrzejem Siemieniewskim, biskupem pomocniczym archidiecezji wrocławskiej, długoletnim duszpasterzem wspólnot charyzmatycznych,
rozmawia Anna Sutowicz
Jestem po lekturze książki Księdza Biskupa Dary duchowe w dawnych wiekach Kościoła (Wrocław 2007). Właściwie odpowiedziała ona na wiele nurtujących mnie osobiście pytań o charakter działania Ducha Świętego. Dziękuję za tak mocne potwierdzenie trochę niemodnego dziś przekonania, że Duch Święty nie miał jakiejś przerwy w działaniu i nie „obudził się” dopiero co, by móc działać w Kościele naszych czasów. Chyba warto o tym pamiętać?
Myślę, że warto tutaj przypomnieć katechezę ks. kard. Józefa Ratzingera, który podczas przygotowań do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, na spotkaniu z przedstawicielami ruchów kościelnych zarysował wielką panoramę działania Ducha Świętego w postaci, jak to sformułował, fal. Te fale, szczególne interwencje Ducha Świętego, przejawiały się od początku istnienia Kościoła, poczynając od Wieczernika, przez rozesłanie Apostołów w różne części świata, potem „fale” mnichów wczesnochrześcijańskich, mnichów irlandzkich, ruch franciszkański. Otrzymaliśmy w ten sposób wizję historii Kościoła, w której Duch Święty swoimi niespodziewanymi interwencjami zaskakiwał chrześcijan. W tym sensie te interwencje są zawsze nowe i zawsze zaskakujące. I rację mają ci, którzy mówią, że tak jak w dzisiejszych czasach, Duch Święty wcześniej nie działał. To jest prawda, tylko że odnosząca się do każdej epoki, bo w każdej epoce można powiedzieć: Patrzcie, Duch Święty działa w taki sposób, jak nigdy dotąd. Poza tym oczywiście Duch Święty działa w sposób stały: przez sakramenty, Pismo Święte.
Skupmy się na początku na tym eklezjalnym wymiarze objawiania się Ducha Świętego. Dlaczego właśnie Kościół jest tak uprzywilejowanym miejscem udzielania Jego darów?
Tu chyba najlepszej odpowiedzi udzieli nam Pan Jezus, który powiązał działanie Ducha Świętego z Kościołem. Duch Święty pochodzi od Boga Ojca i od zmartwychwstałego Jezusa. To ogłosił Apostoł Piotr, ale co ciekawe, powiedział: jak to sami widzicie i słyszycie (Dz 2,34). A gdzie o tym mieli ludzie usłyszeć? Właśnie w tym pierwotnym Kościele. Gdzie jest Kościół, tam można się spodziewać działania Ducha Świętego, ponieważ jest to społeczność przeniknięta Jego mocą.
Do mojej wyobraźni przemówił Orygenesowy obraz Kościoła jako organizmu, w którym każdy jego członek ma swoje zadanie do spełnienia. Jako „zwykli chrześcijanie” jesteśmy może jego nogą albo ręką. To ważna rola, ale czy nie chcielibyśmy raczej być jego okiem albo uchem? Ta rola wydaje się bardziej wyróżniająca, a my dzisiaj chcielibyśmy być sobie równi.
Warto najpierw się przyjrzeć, co właściwie mamy na myśli, kiedy mówimy o „równości”. Zacznijmy od najbardziej trywialnego przykładu: czy jesteśmy równi wzrostem albo wykształceniem? Warto więc pamiętać, do jakiej kategorii się odwołujemy. Nie chcemy przecież tworzyć niczego na wzór chińskiego społeczeństwa za czasów przewodniczącego Mao, gdzie równość polegała na tym, że wszyscy mieli identyczne ubrania bez względu na wiek i płeć. Jeżeli równość potraktujemy jako pewną godność człowieka, to ona może się przejawiać na różne sposoby, także w postaci różnych obdarowań. Ponieważ różne obdarowania mogłyby wzbudzić takie zasygnalizowane wątpliwości, czy za nimi nie idzie postawienie kogoś w pozycji wyższej lub niższej, to z tego właśnie powodu Pismo Święte przekazało nam w liście św. Pawła piękny obraz ciała, w którym wszyscy jesteśmy jego członkami (por. 1 Kor 12,12- 31). Apostoł włożył wiele wysiłku w to, by przekazać prawdę, że wszyscy pełnimy w tym ciele różne role, które choć są mniej lub bardziej ważne, to jednak godność mają nawet te mniej eksponowane członki i należy im się tym większy szacunek. A więc Kościół jest równy równością łaski i godności w oczach Bożych. Dopiero teraz możemy powiedzieć o charyzmatach, które rzeczywiście są różne. Orygenes w sposób uaktualniający pokazał Pawłowy obraz Kościoła. Dostrzegał działanie różnych charyzmatów Ducha Świętego w jego czasach, podając przykłady: „oka”, czyli tych, którzy dostrzegają potrzeby innych, „ucha” – to jest tych, którzy słyszą skarżącego się. To bardzo piękny obraz, który oddaje różnorodność charyzmatów i posług w Kościele.
Odwołując się jeszcze do tego obrazu, czy można powiedzieć, że ruchy charyzmatyczne zajmują jakieś wyróżniające miejsce w Kościele?
Tu bardzo by nam pomógł Apostoł Paweł, który zauważył takie tendencje wśród Koryntian. Widząc w swojej wspólnocie działanie charyzmatów Ducha Świętego, popadli oni w rodzaj zarozumiałości, a św. Paweł mawiał do nich: My, Apostołowie, jesteśmy najmniejsi (por. 1 Kor 15,8-9). To była lekcja poglądowa. Przecież Apostołowie – w tym czasie św. Paweł już miał wielkie sukcesy ewangelizacyjne – mieli szczególny powód, by wskazywać na pokorę w posługiwaniu. A św. Paweł jakby chciał powiedzieć: Jeśli tyle otrzymaliście, to poczujcie się zobowiązani do służby.
Służby, a nie ucieczki od świata? Tak jak to na przykład czynili mnisi pierwszych wieków?
Co do pokusy izolacji Pismo Święte wypowiada się jasno: Kto wiele ma, od tego wiele wymagać się będzie (por. Łk 12,48). Przykład ruchu monastycznego też pokazuje, że on w pewnym sensie był odizolowany, to prawda, ale w jakim sensie? Niech posłuży tu wyjaśnieniem postać słynnego pustelnika, św. Antoniego. Spędził 20 lat na pustyni na pograniczu egipsko-libijskim w całkowitej izolacji, ale to nie był kres jego życia. Umocniony przez Ducha Świętego stał się głosicielem Ewangelii. Albo jeszcze mocniejszy przykład – ruchu stylitów. Czy może być większe odizolowanie się, niż wejście na słup i ogłoszenie, że odtąd nie będzie się schodzić na dół? Tak, tylko skąd wiemy o słupnikach? Od tysięcy pielgrzymów, którzy ściągali tam, żeby ich słuchać. Słup takiego stylity był nie tylko miejscem izolacji, ale także amboną. Czymś innym jest więc izolacja fizyczna, a czymś innym poczucie jedności z Kościołem.
Ksiądz Biskup od wielu lat z zaangażowaniem obserwuje rozwój tzw. ruchów charyzmatycznych w Polsce. Jaka jest ich geneza i miejsce w Kościele?
Genezy można dopatrywać się już w czasach Leona XIII, który w końcu XIX w. zachęcił i nakazał Kościołowi modlitwę do Ducha Świętego na nadchodzący wiek. To jest też sięganie po wymiar ekumeniczny. Wspólnoty protestanckie, Kościół episkopalny, anglikański miały własne doświadczenia ruchu charyzmatycznego, który w latach 60. ub.w. zagościł w Kościele katolickim, odwołując się do tych XIX-wiecznych korzeni.
Warto chyba zauważyć w tym kontekście, że Leon XIII był mocno zainteresowany zjawiskami przemian społecznych w swoich czasach?
To wskazywałoby na występowanie tego samego kontekstu reformy, co kilkaset lat wcześniej w przypadku ruchu monastycznego. Ci, którzy się izolują, aby dostąpić łaski Ducha Świętego, odczuwają szczególne przynaglenie, aby dawać. Leon XIII, modląc się o łaski Ducha Świętego dla Kościoła, z tym większą mocą zwracał uwagę na tych, których dotyczyły kwestie społeczne, zwłaszcza aktualna wtedy kwestia robotnicza.
W tym miejscu nie mogę uniknąć pytania nurtującego wiele osób bezpośrednio niezaangażowanych w działalność tych ruchów. Dlaczego sięgają one po zupełnie nowe, nieznane dotąd w naszej tradycji formy modlitwy wspólnotowej?
To pytanie pojawia się w każdym pokoleniu Kościoła, a już na pewno w każdym wieku. Pytano przecież pod koniec średniowiecza, dlaczego sięga się po modlitwy nowe i zupełnie nieznane, jak na przykład Różaniec. Pytano swego czasu o Litanię loretańską. Przykłady można mnożyć, bo każde pokolenie wnosiło swój rodzaj modlitwy. W tym szeregu trzeba też zobaczyć nowe rodzaje modlitwy charakterystyczne dla wspólnot odnowy charyzmatycznej. Jest to nowość Ducha Świętego, która powinna nas zaskakiwać, bo Duch Święty zaskakiwał każde pokolenie, więc dlaczegóż nas miałby nie zaskoczyć?
Ale wśród tych form modlitwy zdarzają się także takie, co do których Kościół zachowuje, nazwijmy to, dystans, zaleca przyglądanie się ich duchowi i ostrożność?
Ten problem też dotyczy wszystkich wieków Kościoła, które były świadkami szerokiej gamy modlitw: od budzących ufność, niepowątpiewalnych, do takich, które wyglądały na dziwne, a nawet dziwaczne. Kościół zawsze przyjmował najpierw postawę zauważenia. Dla przykładu, weźmy ruch ubogich na początku XIII w.: najpierw nastąpiło zauważenie, potem rozeznanie, a następnie ogłoszenie owoców tego rozeznania, co miało skutek w postaci błogosławieństwa dla wspólnoty św. Franciszka. Tak samo i dzisiaj trzeba pewne zjawiska zauważyć, rozeznać i ogłosić owoc. Środowiska charyzmatyczne z radością przyjmują tę postawę Kościoła. Ostatnio tak właśnie przyjęły dokument na temat modlitwy o uzdrowienie. Kardynał Ratzinger jako prefekt Kongregacji Wiary zauważył, że taka modlitwa istnieje, zobaczył, jak różne ma formy i opracował dokument, w którym podpowiedział, co można stosować w takiej modlitwie, a czego unikać.
Czy na koniec mógłby Ksiądz Biskup podsumować kryteria, którymi mógłby się kierować każdy katolik dokonujący prostej oceny autentyczności działania Ducha Świętego w danym ruchu, wspólnocie i poprzez określone jej praktyki modlitewne? Jako przykład podam może odkryty przeze mnie nie tak dawno taniec uwielbienia.
Tak, to dobry przykład na przyjrzenie się takim kryteriom. Zawsze trzeba się przyjrzeć miejscu, gdzie taka modlitwa się odbywa. Modlitwa tańcem jest znana z psalmów, odsyła do tradycji Starego Testamentu i na pewno są miejsca i okazje dla tej modlitwy: może wyjazd rekolekcyjny, oazowy, pielgrzymka. Co do liturgii natomiast, to musi ona przebiegać zgodnie z mszałem, gdzie jest wyraźnie opisane, jakie czynności w danym momencie się podejmuje, a tam miejsca na taniec nie ma. W ten sposób widzimy, czy dana forma przystaje w jakiś sposób do tradycyjnych form liturgii, czy też od nich całkowicie odbiega, czy da się połączyć charyzmatyczną spontaniczność z duchem liturgii. Człowiek, w którym działa Duch Święty, doskonale to rozumie i to w sposób intuicyjny. Nie ma w nim konfliktu, a tam, gdzie taki konflikt, napięcie powstaje, mamy sygnał, że obok działania Ducha Świętego ma miejsce jakieś ludzkie zamieszanie. Mamy też inne kryterium rozpoznawania ducha takiej modlitwy. Możemy je nazwać eklezjalnością, to jest przyglądamy się, czy mamy do czynienia z działaniem w duchu Kościoła. Zawsze powinno się mieć na oku dobro bliźnich – czy im pomogę, czy też przeszkodzę w modlitwie. Są to te same zasady, którymi kierował się Apostoł Paweł, mówiąc wprawdzie: Nikomu nie przeszkadzajcie modlić się językami (por. 1 Kor 14, 39), ale również, że na zgromadzeniu nie jest najważniejszy ten, który modli się językami, lecz abyśmy wspólnie, razem, pomagając sobie, oddawali Panu Bogu chwałę.
Na tym chwaleniu Boga postawmy więc największy wykrzyknik kończący naszą rozmowę. A ja dziękuję Księdzu Biskupowi za rozjaśnienie tak wielu pozornie zawiłych, ale jak się okazuje, z Pismem Świętym wcale nie tak trudnych kwestii działania Ducha Świętego we współczesnym Kościele. Bóg zapłać!
pgw