8 grudnia tego roku mija 55 rocznica zakończenia obrad Soboru Watykańskiego II, gdzie biskupi z całego świata nie tyle unowocześnili Kościół, co starali się ukazać Go w odnowionych szatach pierwotnej tradycji, przy okazji wprowadzając wiele niezbędnych dogmatów. To wielkie przedsięwzięcie, które zapoczątkował święty Jan XXIII, do dziś budzi wiele dyskusji, niemniej jednak Kościół do roku 1962 i później to ta sama oblubienica Chrystusa i Jego mistyczne ciało. Właśnie w trakcie Vaticanum II po raz pierwszy spotkali się przyszli papieże – Karol Wojtyła i Joseph Ratzinger, których przyjaźń trwa po dziś dzień w sercu Papieża Seniora. Jednak wśród tych przyszłych osobistości był ktoś wówczas zdecydowanie znaczniejszy – Stefan Kardynał Wyszyński, który włożył niesłychanie wiele pracy i idei w losy światowego Kościoła.
Na trzy lata przed rozpoczęciem obrad Prymas na prośbę papieża wysłał do Watykanu dwa wnioski dotyczące spraw, którymi powinni się zająć Ojcowie Soborowi, a zaledwie rok później został powołany do specjalnej Centralnej Papieskiej Komisji Przygotowawczej. Nie było to łatwe zadanie dla naszego Rodaka, ponieważ nie tylko musiał często podróżować do Rzymu, a co za tym idzie, wielokrotnie prosić władzę o paszport, ale również rozszerzyć swój napięty grafik zajęty sprawami Polskimi o dodatkowe zobowiązania związane właśnie z działalnością w tej strukturze nakreślającej kształt tego przedsięwzięcia.
Dzięki żywemu zaangażowaniu naszego Prymasa polska delegacja liczyła 59 spośród 2540 uczestników, co w porównaniu z innymi krajami stanowiło sporą część obradujących. Sam kardynał Wyszyński zabierał głos 11 razy na tematy dotyczące między innymi liturgii, katolickiej nauki społecznej i mariologii. Miał tę możliwość, że mógł wziąć udział we wszystkich czterech sesjach Vaticanum II, przy czym w trakcie pierwszej zasiadał w sekretariacie do spraw nadzwyczajnych, a w kolejnych już w Prezydium Soboru, co było wielkim wyróżnieniem. Do szczególnie ważnych wystąpień należy to wygłoszone 20 września 1965 dotyczącego wolności religijnej, gdzie Prymas postulował by do schematu tego dokumentu dołączyć pewne wyjaśnienie sformułowań takich jak wolność czy prawo, ponieważ słusznie zwracał uwagę na to, że owe zwroty można odmiennie interpretować w zależności od kontekstu kulturowego.
Pobożność maryjna Kardynała wyrażała się nie tylko w modlitwie i kulcie, ale również na gruncie dogmatycznym, czego doskonałym przykładem jest działanie na rzecz propagowania czci Maryi w trakcie soboru. Podczas trzeciej sesji soborowej, gdy dyskutowano na temat schematu De Ecclesia, Prymas Wyszyński zabrał głos dotyczący rozdziału VIII, czyli o Błogosławionej Dziewicy Maryi Bożej Rodzicielce w tajemnicy Chrystusa i Kościoła. Może na wyrost będzie stwierdzenie, ze gdyby nie kardynał to Litania Loretańska byłaby uboższa o jedno wezwanie – Matka Kościoła. Niemniej, wokół tego terminu rozgorzała głęboka dyskusja i choć biskupi ze świata mieli pewne obiekcje, aby zatwierdzić taki tytuł, to po piśmie polskiego episkopatu do Papieża, sam Paweł VI użył owego przymiotu w stosunku do Maryi oraz zatwierdził go.
Jak już wspominałem, Ojcom Soborowym z Polski władze komunistyczne nie ułatwiały spełniania obowiązków poprzez niezezwalanie na wylot do Watykanu, ale mieliśmy również do czynienia z pewnym bojkotowaniem wiarygodności naszego episkopatu. Doszło do dwóch nieprzyjemnych sytuacji. Pierwsza z nich dotyczyła ponoć nadmiernego kultu maryjnego w Polsce, który przysłaniał Chrystusa, broszura z takim stwierdzeniem została wysłana do większości zgromadzonych. Wywołało to niemałe zamieszanie, ponieważ stwierdzenia w niej zawarte były na wyrost. Inna kuriozalna sprawa to list posła „Znaku” – Stanisława Stommy, który przedstawiał Prymasa Polski jako jedyną przeszkodę w uregulowaniu sytuacji Kościół – rząd i zawarcia konkordatu. Mimo tych skandalicznych inicjatyw, kardynał Wyszyński cieszył się ogromnym autorytetem jako ten, który był internowany przez władze komunistyczne.
Odległość między Warszawą, a Watykanem oraz powszechna cenzura blokowały możliwość, aby w Polsce być na bieżąco z obradami soboru. Nie możliwe było poznawanie postępów prac, a często nawet podejmowanych zagadnień, mimo wszystko na Jasnej Górze odbywała się nieustanna modlitwa za prace tego zgromadzenia, a w wielu diecezjach organizowano nawet pielgrzymki w intencji owego przedsięwzięcia. Po zakończeniu obrad, gdy przyszedł moment wprowadzania zmian w życie, Prymas niekoniecznie śpieszył się by przemienić Kościół w Polsce, ponieważ widział co tak gwałtowne przekształcenia poczyniły na zachodzie Europy, takie zwlekanie również budziło sprzeciw przedstawicieli „Znaku”, którzy liczyli na progresywność reform. Same warunki polityczne nie ułatwiały sprawy, gdyż powszechny brak papieru i wolności wydawania książek uniemożliwiały druk przetłumaczonych mszałów, czy innych tekstów liturgicznych.
W cieniu obrad Interrex Wyszyński, jak wielu historyków Go określa, dalej spełniał program Wielkiej Nowenny oraz promował wydarzenie jakim było 1000 lecie chrztu Polski. Zapraszał wielu dostojników do udziału w tym znaczącym wydarzeniu, na które chęć udziału zgłosiło ponad 30 kardynałów i około 500 biskupów, co ze względu na geopolityczne warunki nie było w pełni możliwe. Wystąpił On również z ciekawą inicjatywą do Papieża Pawła VI, by w ramach obchodów milenijnych wybudować w Rzymie kościół pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej, na co Sługa Sług Boży przystał z radością i cztery dni przed zakończeniem obrad, kardynał Wyszyński poświęcił kamień węgielny pod budowę. Tego dnia również odczytano apel Episkopatu Polski z prośbą o modlitwę za naszą ojczyznę oraz rozdano Ojcom Soborowym ponad 2400 kopii cudownego obrazu z Częstochowy.
Dla Prymasa Polski połączenie powierzonych funkcji było niezmiernie trudnym zadaniem, szczególnie że nawet wśród krajan istniała społeczność, która starała się zaszkodzić. Podkreślenie tych dokonań jest w moim odczuciu niezwykle istotne nie tylko w kontekście rocznicy zakończenia obrad, ale również przyszłej beatyfikacji, byśmy zrozumieli, że przyszły błogosławiony nie działał tylko na polu Polski, a również było zaangażowany w dzieło Kościoła Powszechnego. Sama obecność naszego wysłannika budziła wielki podziw i była możliwością poznania działań systemu totalitarnego ze strony ofiary represji rządu, choćby przez to, iż był internowany. Głos Kościoła zza żelaznej kurtyny również stanowił niezwykle istotną wskazówkę w prowadzeniu reform, ponieważ uświadamiano sobie brak możliwości podjęcia niektórych przedsięwzięć, które na zachodzie nie stanowiły problemu.
/łb