Tuż przed wybuchem wojny na Ukrainie w ramach „Radio Civitas Christiana” nagrałem felieton o tym, że jedną z opcji geopolitycznych Rosji na terenie Ukrainy, jest odgrzanie starej formuły Noworosji, nie będę tu jej opisywał, tam o niej mówiłem i zainteresowanych, jeśli tacy są, tam właśnie odsyłam. Kiedy felieton ten został upubliczniony od kilku godzin na Ukrainie trwała wojna i w jej kontekście tezy w nim zawarte wydawały się nieaktualne, a jednak z czasem okazuje się, że być może coś jest na rzeczy.
W pierwszych godzinach wojny wydawało się, że celem Rosjan jest unicestwienie obecnego ośrodka władzy na Ukrainie i zastąpienie go swoim. Na ten temat snute były różne domysły, dotyczące np. rządu kolaboracyjnego w Kijowie, w tym kontekście mówiło się też o powrocie prezydenta Janukowycza. Nie wykluczam, że taka opcja gdzieś tam była międzynarodowo dogadana, nie wiem np. czy deklaracje niemieckich środowisk politycznych o tym, że kraj ten udzieli schronienia prezydentowi Zełenskiemu, gdyby ten zdecydował się opuścić Kijów i udać na się na emigrację, mogą być użyte jako rodzaj tropu. Zakłopotanie Niemców wynikłe z faktu utrzymania się ukraińskiej obrony też jest ciekawe. Za tym, że taki był plan Rosji przemawia też to, że w ciągu pierwszego tygodnia, a właściwie dwóch tygodni wojny, oprócz sloganu o denazyfikacji Ukrainy nic specjalnie ciekawego w zakresie tego czego chcą do nas nie docierało. Inna sprawa, że mgła wojny nieco wszystko zasłaniła, do tego cały czas mamy blokadę rosyjskiej propagandy na Zachodzie i oprócz antyukraińskich wypowiedzi, widocznych w sieciach społecznościowych, niczego specjalnie wartościowego się z tej strony dowiedzieć nie mogliśmy. Z czasem coś się zmieniło, oprócz postulatu rozszerzenia terytoriów rosyjskich tworów parapaństwowych – Republik Ludowych: Donieckiej i Ługańskiej – pojawiła się informacja, że Rosjanie podejmują, jak na razie miałkie, ale jednak, próby utworzenia Republiki Chersońskiej, która zajmowałaby obszar pomiędzy Krymem a wspomnianymi powyżej tworami. Prawdopodobnie w jej granicach, a więc w obszarze kontrolowanym przez Rosję, znalazłby się kawał ziemi nad Morzem Czarnym oraz ujście Dniepru. Na razie rzecz rozmywa się i oddala z różnych, chyba też społecznych, względów, co powoduje rozdrażnienie najeźdźców, próbujących pacyfikować nastroje społeczne. Nie wykluczam możliwości, że gdzieś tam ktoś myśli o całkowitym wyludnieniu tych ziem i ich kolonizacji nową ludnością. Tak czy siak przyczółek dla Noworosji zaczyna być tworzony.
Oczywiście ostatecznym kluczem dla realizacji tej koncepcji jest posiadanie Odessy, której nie udało się, jak na razie, Rosjanom zdobyć. Ze względu na położenie Ukraińcy będą jej bronić do upadłego, a przypadek Mariupola pokazuje jak bardzo potrafią być zdeterminowani. Nie dać się odciąć od Morza Czarnego jest dla nich tak samo ważne, jak w naszym wypadku miałoby miejsce z Bałtykiem.
W każdym razie kwestia noworosyjska jest w grze, a czas pokaże co będzie dalej.
/mdk